Właśnie siedziałem w swoim skórzanym fotelu z podnóżkiem, popijając kieliszek brandy od ojca, a na mój umysł cisnęły się coraz to nowsze, zawiłe pytania dotyczące J.C.
Kobieta ta na pozór drobna i niczym nie wyróżniająca się z tłumu, kryła w sobie całe sterty tajemnic, które pragnąłem czym prędzej zgłębić.
Była zagadką, którą chciałem rozwikłać.
***
Chłodne, jesienne światło wpełzło do mojej sypialni niczym wąż, dając znak, abym wstał i rozpoczął kolejny dzień w pracy.
Pracy, która momentami wyniszczała mnie od środka, absorbowała całe moje życie i zmieniała je w jedną, wielką stertę papierów.
— Dzień dobry, panie Brown.
— Nie przeszkadzaj mi Julie. Przymilaniem się nie ugrasz u mnie podwyżki.
— Dlaczego jesteś taki spięty, stało się coś?
— Nie. Idź zrobić mi kawę i wyjdź.
Zważaj na słowa, dupku.
One ranią bardziej niż czyny.
***
Właśnie wyłączyłem laptopa i zgasiłem światło w gabinecie.
— Aaron. Musisz zostać, mam jeszcze papiery dla ciebie.
— Że co proszę?
— Trzymaj. — w moje dłonie wręczono cały stos dokumentów. — Przypominam o twoim jutrzejszym spotkaniu i prezentacji oraz o rozmowie z kilkoma kandydatami na pracowników. A i jakaś firma będzie próbowała się z tobą skontaktować mailowo.
Cudownie.
Żegnaj, życie osobiste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz