Schowałam głowę za okno, by nie pozwolić na jakąkolwiek chwilę słabości.
Ten widok powodował, że miałam ochotę wyjść z domu i tam pójść.
Nie mogłam, i ja, i on doskonale o tym wiedzieliśmy.
Ścisnęłam ręką fragment białej zasłony, zakrywając usta drugą ręką. Walczyłam ze sobą, by powstrzymać się przed kolejnym wyznaniem. Ale zaszłam już za daleko, by się wycofać.
No właśnie. Zaszłam daleko. Czy teraz mam się poddać, kiedy ja i Noah tak na dobrą sprawę byliśmy dość blisko? Ale... Louise, on... on... nie znaczyłaś dla niego nic. Ilekolwiek powie, cokolwiek zrobi, nadal będzie tym samym Noah, który odsunął cię od siebie jednym gestem. Uderzyłam pięścią w łóżko.
Muszę być silna. Dla niego.
Wysunęłam się ponownie za okno, mierząc już łagodniejszym wzrokiem jego osobę. Przymrużyłam oczy.
Ogólnie rzecz biorąc cała sprawa wyglądała następująco: całkiem przypadkiem poznałam kolesia, w warsztacie, ja nie lubiłam jego, on nie lubił mnie, prosty układ. Później umówiliśmy się w jego domu, w kawiarni, czy tam odwrotnie, nawiązaliśmy kontakt, było... dobrze. Jadłam jego lody. Tłukłam jego szklanki. Przytulałam go, nawet nie myśląc, że kiedykolwiek to będzie mogło wyglądać tak, jak wygląda aktualnie. Potrzebowałam jego dotyku, chciałam poczuć jego oddech, usta na własnych, a także wsunąć dłoń w jego szatynowe włosy, błądząc między nimi. Mógł zrobić największe świństwo, a ja go nadal kochałam, jak szalona idiotka. Zbiegając na dół nie myślałam o żadnej kurtce, bluzie, czymś, czym mogłabym zakryć gołe ramiona. Wybiegłam na dwór nie bacząc na deszcz czy wiatr, choć oba żywioły dawały się we znaki. Przebiegłam kilka metrów, by po chwili stanąć twarzą w twarz z nim. Z Noah. Przez chwilę staliśmy w bezruchu, wpatrując we własne oczy. Minęło może piętnaście sekund, może dwadzieścia, mogło być to i pół minuty, nie potrafiłam tak dalej. Zrobiłam niepewny krok do przodu, co powtórzył Brown. Kolejny, kolejny, z każdym przyspieszałam, by po chwili znaleźć się w ramionach chłopaka.
Czułam się jak w niebie, kiedy gładził rude włosy, powtarzał, że bardzo mnie lubi, jakby zacięła mu się płyta.
Ale to mi się podobało.
I ja ściskałam go ze wszystkich sił, nie pozwalając na oddalenie się na chociażby jeden centymetr. Życie jest naprawdę zwariowane. Jeszcze godzinę temu nienawidziłam go, a teraz jak gdyby nigdy nic trwaliśmy niczym zaczarowani przy sobie. Nie rozumiem siebie, on z pewnością czuł to samo.
Uspokajała mnie myśl, że mam go w końcu przy sobie.
— Przepraszam — wyszeptałam. — Przepraszam, że cię unikałam, że nie chciałam z tobą rozmawiać, że wtedy wyszłam bez słowa. Po prostu... mi zależy. Ale wiedz, że zrozumiem, gdy będziesz nadal przeciwko. Mogę dać ci czas albo odpuścić ten temat, Noah. Jestem pewna, że nawet bez tego będzie dobrze, w końcu przyjaźń też jest miła — kontynuowałam, wypowiadając ostatnie zdania z potwornym bólem serca, jąkając się co moment.
Noah? ♥
Przepraszam, że tak mało, ale opowiadanie w 100% Loah i spójrz, nasze dzieci do siebie wracają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz