2 gru 2018

Od Katfrin CD. Parkera

Dźwięk piosenki wydobywającej się z telefonu wybudził mnie ze snu. Kurwa miałam budzik ustawione na szóstą trzydzieści, a on jeszcze nie zadzwonił więc kto o tej godzinie może dzwonić? Chwyciłam za telefon i odebrałam patrząc, że była to córką siostry mojej mamy.
- Co się stało Zoe? - zapytałam i ziewnęłam do telefonu.
- Przepraszam, że cię bu-udzę - zająknęła się dziewczyna, usłyszałam jej płacz. Zmarszczyłam czoło i od razu przebudziłam się wstając.
- Co się stało? - zapytałam po raz drugi i wstałam z łóżka chwytając za pierwsze spodnie, które udało mi się pochwycić.
- Ben nie wraca od tygodnia do domu, zadzwonił w nocy, że mam wyjść z domu i nie wracać - płakała dalej. Zoe była bardzo wrażliwą dziewczyną, która nie skończyła nawet jeszcze osiemnastu lat, a Ben był narkomanem, który nie mógł sobie poradzić. Ich rodzice dawno umarli, a ja nieraz pomagałam im przelewając na konto Zoe pieniądze gdy nie starczało im na rachunki czy jedzenie.
- Gdzie jesteś? - zadałam kolejne pytanie i założyłam już spodnie. Weszłam do garderoby i wzięłam bluzkę do dłoni.
- Jadę do ciebie, będę za kilka minut - rzekła, a ja uśmiechnęłam się smutno. Nie raz mówiłam jej jak ma się zachować w takiej sytuacji. Miała kluczę od mojego domu i bardzo z tego powodu się cieszyłam.
- Dobrze. Nie ufaj nikomu, wysiądź z autobusu, nie słuchaj muzyki i idź od razu do domu. Psy na ciebie czekają - powiedziałam, a ta trochę się chyba uspokoiła ponieważ słyszałam tylko jak pociąga nosem.
- Dobrze - rzekła, a ja założyłam bluzkę. Weszłam do łazienki i umyłam tylko zęby. Nałożyłam szybko delikatny makijaż i od razu zeszłam na dół po drodze wzięłam broń i zabezpieczyłam ją wkładając do pokrowca przy spodniach. Wsadziłam naboje do wyznaczonego miejsca i wypuściłam psy na dwór.
- Bądźcie grzeczne i czekajcie na Zoe - powiedziałam i pogłaskałam je. Zamknęłam dom i weszłam do garażu biorąc swój motor. Wyjechałam nim na drogę i ruszyłam w kierunku domu dziewczyny. Jeśli Ben nie pozwolił jej tam zostać coś musiało się tam znajdować, lub ktoś.

~~~~**~~~~

Kiedy dojechałam na miejsce i weszłam do domu, w którym jak zawsze było czysto bo Zoe bardzo o to dbała mimo iż Ben wiele razu psuł wszystko co ona zrobiła. Westchnęłam kiedy poczułam lekką wilgoć. Ta dziewczyna powinna się do mnie wreszcie przenieść. Weszłam do salonu, prócz kilku pustych puszek po piwie oraz czarnego kota, który prychnął tylko na mnie i położył się znów na łóżku nic ciekawego jeszcze tutaj nie było. Ruszyłam w stronę pokoju Bena, wiedziałam gdzie chował wiele rzeczy. Podeszłam do kwiatka, który leżał na ziemi i wyjęłam go z doniczki, na samym dnie zwykle znajdowało się trochę towaru. Słabego, bo Ben zawsze zostawiał go na czarną godzinę by choć trochę lepiej się poczuć jednak nic tam nie było. Zmarszczyłam czoło bardzo zdziwiona. Mój telefon zaczął wibrować, wyjęłam go z kieszeni i od razu odebrałam.
- Jestem na miejscu - powiedziała Zoe, a ja skinęłam sama do siebie podnosząc się z kolan.
- Dobrze, zrób sobie herbatę, zjedz coś. Zamknij dom - rzekłam.
- kiedy wrócisz? - zapytała i usłyszałam jak Zoe zamyka drzwi.
- Będę niedługo. Muszę kończyć, jakbyś czegoś potrzebowała zadzwoń albo do Bella albo do Hana - powiedziałam i rozłączyłam się ponieważ usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam w stronę odgłosów. Kiedy wyjrzałam lekko zza drzwi od pokoju Bena ujrzałam tego debila w drzwiach.
- Co ty odpierdalasz?! - krzyknęłam na niego widząc jego stan. Ledwo trzymał się na nogach. Podeszłam do niego i popchnęłam go na łóżko, na którym leżał kot, który zamiauczał zły i zeskoczył ze swojego miejsca.
- Zoe nie wie co się dzieje. Nie wiesz, że to jeszcze dziecko?! - krzyczałam, a on nawet na mnie nie patrzył.
- Jest bezpieczna? - zapytał cicho, a ja pokręciłam głową niedowierzająco.
- Jest bezpieczna bo nie ma ciebie obok niej - prychnęłam i ruszyłam do wyjścia.
- Zaopiekuj się nią - powiedział, a ja odwróciłam sie do niego wyjmując broń i przykładając mu do skroni.
- Jesteś czarną owcą naszej rodziny. Jesteś chujem. Lepiej byłby gdybyś się nie urodził. Zaopiekuje się nią dlatego, że jest to dziewczyna, która swoje problemy zawdzięcza tobie. Najchętniej bym cię zabiła - szepnęłam do jego ucha, a on uśmiechnął się jednak po jego policzku spłynęła łza.
- Wiem o tym. Zrób to - powiedział i spojrzał na mnie. Jego źrenice mówiły, że wziął zdecydowanie za dużo. Mu już nie jest potrzebny nabój, jest mu potrzebne pól grama. Pokręciłam głową.
- Szkoda mi na ciebie mojego stanowiska - prychnęłam i walnęłam go spluwą w skroń, a ten przez uderzenie zemdlał. Ben musiał umrzeć, ale wiedziałam, że ja nie mogę go zabić. Muszę go tutaj zostawić. Ruszyłam w stronę drzwi, które po chwili otworzyłam. Nie zdążyłam ich zamknąć kiedy poczułam uderzenie w głowę. Co tu kurwa się dzieje?! Kto to?! Nie zdążyłam nawet zauważyć kto to zrobił i padłam na ziemię.

~~~~**~~~~~

Kiedy się przebudziłam miałam w budzi jakąś brudną szmatę, moje nogi i dłonie były związane, a ja sama siedziałam na tylnym siedzeniu w samochodzie. Zaczęłam się szarpać, ale pasy, który także były przypięte mnie ograniczały. Kurwa! Rozejrzałam się, kamienica? Zero ludzi. Kierowca oczywiście miał okulary, a jego pasażer tuż obok miał czapkę przez co nie mogłam ujrzeć wiele więcej. Kopnęłam w siedzenie kierowcy, a ten pokręcił głową.
- Nic ci to nie da kochanieńka - powiedział, a ja spojrzałam morderczym wzrokiem w lusterko tak by spojrzeć w jego okulary.
- Powiedz mi skąd miałaś broń? - zapytał, a ja jedynie znów kopnęłam w jego siedzenie.
- Ciekawe czy masz na nią zgodę. Wiesz na ile można iść za to do pierdla? - rzekł, a ja wywróciłam oczami. Chuju ty sobie nie zdajesz sprawy z kim ty prowadzisz monolog. Kiedy samochód się zatrzymał odwrócił się do mnie i wyjął mi szmatę.
- Więc powiedz skąd masz broń - uśmiechnął się.
_ Nie twój interes narkomanie - prychnęłam. Miałam ochotę go opluć jednak wiedziałam, że wtedy od razu włoży mi szmatę znów do budzi przez co nie dowiem się niczego.
- Czego chcecie? - zapytałam.
- Ja tu jestem od zadawania pytań - rzekł dalej się uśmiechając.
- Więc je zadawaj - powiedziałam i przekręciłam się tak bym była od niego dalej. Nie chciałam przypadkiem oberwać jakimś nożem czy innym gównem. Wiadomo, że jeśli chciałby mnie skrzywdzić zrobiłby to jednak świadomość tego, że jestem dalej była dla mnie lepsza.
- Zadałem jedno - powiedział.
- Mam znajomości - odpowiedziałam mając nadzieje, że ta odpowiedź go zadowoli i zacznie pytać o coś innego tak bym mogłam dowiedzieć się czemu kurwa jestem w tym jebanym samochodzie.
- Dobrze. Kiedy twój braciszek odda nam pieniądze? - zapytał już bez uśmiechu. Prychnęłam. Myśleli, że jestem Zoe? Serio kurwa?
- On nie ma pieniędzy. Zawieźcie mnie do banku, wypłacę wam należną sumę - powiedziałam z pewnością w głosie.
- Nie ma takiej opcji - rzekł i zaśmiał się.
- Przekazaliśmy informacje twojemu bratu, oby znalazł pieniądze - rzekł, a ja zacisnęłam mocniej szczękę.
- On jest nieprzytomny! Zresztą nie wiem czy przeżyje do rana! - krzyknęłam na nich, a oni znów włożyli mi szmatę do ust. Oczywiście robiąc to chciałam ugryźć któregoś z nich jednak nie wyszło mi to.
- Więc módl się by przeżył - powiedział. Mogłam jednak go opluć. Kurwa. Nie chce tutaj być. Chce do domu. Po chuj jechałam szukać tego debila!? Mogłam go zostawić. Po moich policzkach poleciało kilka łez.
- Dobra czas wyjść złotko - powiedział pasażer i wysiadł od razu otwierając drzwi do mnie. Pokręciłam przecząco głową chcąc coś zrobić ten jednak przyniósł mnie i kurwa oparł o jebany kosz! Trochę szacunku! Moja rozpacz ale i wkurwienie rosło. Kiedy podjechał jakiś samochód wyszedł z niego wysoki mężczyzna. Zacisnęłam mocniej szczękę. Pewnie on ma mnie wziąć. Kat udawaj małą niezdarną dziewczynkę. Dasz radę. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Niech myśli, że nie będzie ze mną dużego problemu.
- To ona jest krewną tego waszego dłużnika? - powiedział kiedy do nas podszedł
- No - odpowiedział ten debil, który siedział jako pasażer, zaczął nagle szukać czegoś w kieszeni.
- Czemu w sumie nie możecie trzymać jej u siebie - spytał chłopak. A ja słuchałam jego spokojnego głosu. Kurwa. Czyli ja tutaj najbardziej panikuje mimo iż wymuszam płacz? No zajebiście.
- U ciebie w domu jest większa pewność że nikt jej nie znajdzie. Co ty rozmyśliłeś się nagle? - spytał.
- Nie, tylko pytam. - odpowiedział z tym jebanym spokojem.
Pasażer podał chłopakowi folijke z białym proszkiem,. No serio kurwa? Zostałam sprzedana za jakiegoś grama?!
-Teraz prawie jesteśmy kwita. - uśmiechnął się pasażer.
Chłopak nie odwzajemnił gestu. Podszedł do mnie i kurwa przerzucił mnie przez ramię jak jakiś worek ziemniaków! No chyba kurwa nie. Zaczęłam się wiercić i próbowałam krzyczeć.
- Tu i tak nigdy nikogo nie ma - usłyszałam jego ciche słowa. Nagle wpierdolił mnie do bagażnika!
- Parker! Uważaj na nią, pracuje w wojsku - usłyszałam nagle. Kurwa! Wiedzieli, że nie jestem Zoe. O chuj. Nie jest dobrze.

Parker?

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz