15 gru 2018

od Nivana cd Antoniego

Chwila. Zaraz. Oczywiście.
Znając życie, siedział tam w środku w swoich odsłaniających pół chudej dupy, gatkach i tylko dlatego zeszło mu dłużej, niż powinno.
Mógł równie dobrze nie zakładać tych spodni, nie obraziłbym się. Wręcz przeciwnie, z chęcią zerknąłbym ponownie na te długie, chude, może nieco zbyt owłosione nogi, luźne bokserki i nie wiem, po prostu Watsona w takim wydaniu, bo.
Bo tak i tyle. Nikt nie miał prawa odbierać mi.
Nie wiem. Czegokolwiek.
Kurwa.
Westchnąłem, może i sapnąłem, przeskakując z nogi na nogę i oglądając z niecierpliwością, a to prezent, a to drzwi, a to własne, nieco obgryzione paznokcie. Wracamy do korzeni, Oakley? Naprawdę?
Może powinienem był wtedy stamtąd uciec. Może żałowałbym o jedną rzecz mniej. Może łatwiej byłoby mi spojrzeć sobie w oczy w lustrze i nie walczyłbym z męczącymi mnie koszmarami, jeśli sen w ogóle przychodził.
Zawsze robiłem głupoty, zawsze porywałem się z motyką na słońce, a potem jak głupi waliłem się pięściami w łeb, wyrywałem kudły i zastanawiałem się, jak wygrzebać się z gówna, w którym zakopałem się na własne życzenie.
— A cóż to sprowadza pana w moje progi?
— Wesołego Mikołaja, czy coś — rzuciłem prawie od razu, ba, wręcz wyplułem, wystawiając przed siebie torebkę, pociągając, prawdopodobnie czerwonym, nosem i zerkając na niego, jak ciele na malowane wrota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz