Bawiliśmy
się super. Obserwowałem jak chłopaki tańczą na stołach, jak Torii próbuje
przekonać Pablo, aby nie skakał z okna. Jednak po czasie, zrezygnowana usiadła
obok mnie. Wtuliła się w mój bok, chowając twarz w mojej koszuli. Widziałem
zmieszane spojrzenie Odeyi.
-
Nie mam do niego siły. Sammy, proszę idź mu coś zrób, nie wiem, cokolwiek. Znów
się połamie a ja będę musiała koło niego chodzić – Zaśmiałem się, po czym
uśmiechając się do Odeyi wstałem i podszedłem do Pablo, który stał właśnie na
parapecie.
-
Stary, opanuj się, straszysz mi nową znajomą – Wskazałem na Odeyę, Pablo
zamrugał kilka razy, spojrzał to na mnie, to na nią. Po chwili jednak zachwiał
się, i prawie wypadł z okna, jednak w porę złapałem go za nadgarstek. Wzniosłem
oczy ku niebu. Wyłączyłem muzykę – Dobra ludzie, koniec imprezy. Gospodarz nie
daje rady, poza tym, z tego co wiem dwóch z was ma dzieciaki na utrzymaniu. No,
już do wyjścia wszyscy.
Mimo
sprzeciwu, i tak każdy wyszedł z domu, zostawiając w nim tylko mnie, Odeyę,
Torii oraz całkowicie pijanego Pablo. Zanim wróciłem do dziewczyn, które teraz
rozmawiały na kanapie, zaprowadziłem przyjaciela do sypialni. Położyłem go, w
tym samym momencie, co Torii mnie zawołała. Podchodząc do nich, poczułem jak
brunetka rzuca mi się w ramiona.
-
Jejku, Sammy! Jak mam ci dziękować co? Sama nigdy bym ich nie wyprosiła. Co ja
bym bez ciebie zrobiła mięśniaku – Torii pocałowała mnie w policzek, widziałem
jak Odeya się na nas patrzy. Pogłaskałem Torii po włosach.
-
Nie ma za co mała. Poza tym, nie mam większych mięśni od Pablo.
-
Jak to nie? Widziałam cię, chłopie mówię ci, że gdybyś tylko zdjął koszulkę
każa panna jest twoja. A te tatuaże, sprawiają że nawet ja, twoja była, chętnie
bym znów do ciebie wróciła. – Otworzyłem szerzej oczy, po czym odsunąłem się od
Torii. Dziewczyna trochę wypiła, a po alkoholu zawsze mówiła to, co myśli.
-
Wooah, mała. Przystopuj trochę. Zerwaliśmy pół roku temu, a ja nie wracam do
swoich byłych. Tak, fajnie się razem bawiliśmy, ale sama wiesz czemu
zerwaliśmy. Związek z przyjaciółką z dzieciństwa był moim największym błędem i
nigdy więcej go nie popełnię – Stanąłem obok Odeyi, łapią ją lekko za
nadgarstek, dając znać, że wychodzimy. – Przynieś sukienkę Odeyi, okej? My też
się zmywamy.
Dziewczyna
posłuchała, przyniosła sukienkę w ładnym pudełku. Podając mi je, musnęła
jeszcze moją dłoń, ja jednak szybko się odsunąłem. Powinienem stąd iść,
natychmiast. Trzymając mocno pudełko, dalej trzymając Odeyę za nadgarstek
wyszedłem z domu. Kiedy byliśmy w samochodzie, odetchnąłem z ulgą. Kiedy moja
towarzyszka zadała pytanie, zamurowało mnie.
-
Ty i… Tori? Jesteście ze sobą blisko co? – Uśmiechnęła się do mnie lekko,
umiała obserwować. Zaśmiałem się, odwracając w jej stronę.
-
Byliśmy razem, ale nie wyszło. Ot, cała historia. – Spojrzałem na zegarek –
Powinnaś wrócić do domu prawda? – Odeya pokiwała głową, jednak widziałem
wątpliwość w jej oczach – Albo, możemy pojechać na przejażdżkę poza Avenley.
Jest jedno miejsce, z którego widać całe miasto. Mogę ci gwarantować
niesamowity widok.
-
No nie wiem Samuel… - Wahała się i doskonale to widziałem. Nie dziwiłem się,
byłem tym złym prawda? Broń przy pasku, celowanie do jej narzeczonego. W jednej
chwili przypomniałem sobie to, co zobaczyłem tuż przez wyjściem z jej domu i
ręce zacisnęły mi się w pięści.
-
Słuchaj, nie mam serca zabierać cię do tamtego faceta. – Odeya spojrzała na
mnie zaskoczona, po chwili jednak uśmiechnęła się blado i wlepiła wzrok w swoje
dłonie. Mówiłem szczerze, widząc co on jej robił, zaczynałem się bać, że gdyby
tam wróciła zatłukłby ją.
-
To miłe, że się o mnie martwisz – Uśmiechnęła się, patrząc tym razem na mnie.
Odpowiedziałem jej tym samym.
-
Martwię się, bo widziałem do czego jest zdolny. To nie facet dla ciebie.
-
Nie widziałeś wszystkiego – Dziewczyna odwróciła wzrok, w tym krótkim zdaniu
usłyszałem jak łamie jej się głos. Uśmiechnąłem się do niej, łapiąc ją za rękę.
A dokładniej, kładąc swoją dłoń na jej. Wyglądało to nieco komicznie, bo moje
dłonie były znacznie większe.
-
Więc, pozwól się uratować. Może nie jestem księciem na białym koniu, ale na
pewno jestem w małym stopniu lepszy niż ten damski bokser. – Odeya popatrzyła
na mnie chwilę, po czym tylko pokiwała głową. Zrozumiałem przekaz. Chwilę
potem, już pędziliśmy poza granice miasta. Dopiero w połowie drogi, zdałem
sobie sprawę, że dalej trzymam dłoń Odeyi. Zaśmiałem się i puściłem ją.
Przy
niej, łatwo mi było być innym. Uspokajała mnie. A to rzadka umiejętność.
Kiedy
dojechaliśmy, kazałem jej zamknąć oczy. Z wahaniem, ale zrobiła to. Otworzyła
je dopiero w momencie, kiedy przed nią ukazał się widok całego Avenley. A
dzięki później porze, wszystko było dobrze oświetlone. Oparłem się plecami o
barierkę.
-
Lubię tu przyjeżdżać. Za młodu miałem wiele wątpliwości co do przyszłości.
-
Już ich nie masz? – Zapytała, wpatrując się w miasto.
-
Nie. Teraz, wiem że przejmę wszystko po ojcu. Szacunek już mam, wysoką pozycję
też. Ale, przyznam, że przeraża mnie wizja tego, że pewnego dnia będę taki jak
mój ojciec. U nas, nigdy nie wiesz kiedy stracisz życie – Pomasowałem się po
ranie postrzałowej na ramieniu.
-
Chyba rozumiem o czym mówisz… - Dziewczyna posmutniała. Nie chciałem drążyć
tematu, więc po prostu po raz kolejny położyłem swoją dłoń na jej, w geście
pocieszenia. Staliśmy tak jakiś czas, w ciszy. Każde w swoich myślach. Nie
trzeba było nic więcej dodawać. Dopiero po godzinie, czy może nawet więcej, spojrzałem
na nią.
-
Chcesz wracać do domu? Zawsze możesz przenocować u mnie, obecnie zostaję do
wtorku u rodziców, potem wracam do mieszkania. Naprawdę, nie mógłbym spać
spokojnie wiedząc, że jesteś w domu i w każdym momencie tamten wariat mógłby wpaść
do ciebie i coś ci zrobić.
Mówiłem prawdę. Myśl o tym, że Odeya mogłaby zostać
zmaltretowana przez tamtego typka, działała na mnie jak płachta na byka. Gdybym tylko mógł, zrobiłbym cokolwiek aby chronić
Odeyę. Wydawała się taka… delikatna. Przynajmniej, miało się wrażenie, że
potrzebuje opieki ale nauczyłem się nie stawiać fałszywych wniosków. Ale
rozmawiałem też z jej ojcem, wydawał się strasznie dobrym aktorem i byłem
pewien, że jej rodzina miała wiele sekretów.
Nie powinno mnie to obchodzić, ale co mogłem poradzić. Pierwszy raz do
tego stopnia bałem się o tak właściwie obcą mi osobę. Właśnie Samuelu, nawet jej nie znasz, a martwisz się o nią jak o
przyjaciółkę.
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz