2 lut 2019

Od Samuela cd. Odeyi

                Bawiliśmy się super. Obserwowałem jak chłopaki tańczą na stołach, jak Torii próbuje przekonać Pablo, aby nie skakał z okna. Jednak po czasie, zrezygnowana usiadła obok mnie. Wtuliła się w mój bok, chowając twarz w mojej koszuli. Widziałem zmieszane spojrzenie Odeyi.
                - Nie mam do niego siły. Sammy, proszę idź mu coś zrób, nie wiem, cokolwiek. Znów się połamie a ja będę musiała koło niego chodzić – Zaśmiałem się, po czym uśmiechając się do Odeyi wstałem i podszedłem do Pablo, który stał właśnie na parapecie.
                - Stary, opanuj się, straszysz mi nową znajomą – Wskazałem na Odeyę, Pablo zamrugał kilka razy, spojrzał to na mnie, to na nią. Po chwili jednak zachwiał się, i prawie wypadł z okna, jednak w porę złapałem go za nadgarstek. Wzniosłem oczy ku niebu. Wyłączyłem muzykę – Dobra ludzie, koniec imprezy. Gospodarz nie daje rady, poza tym, z tego co wiem dwóch z was ma dzieciaki na utrzymaniu. No, już do wyjścia wszyscy.
                Mimo sprzeciwu, i tak każdy wyszedł z domu, zostawiając w nim tylko mnie, Odeyę, Torii oraz całkowicie pijanego Pablo. Zanim wróciłem do dziewczyn, które teraz rozmawiały na kanapie, zaprowadziłem przyjaciela do sypialni. Położyłem go, w tym samym momencie, co Torii mnie zawołała. Podchodząc do nich, poczułem jak brunetka rzuca mi się w ramiona.
                - Jejku, Sammy! Jak mam ci dziękować co? Sama nigdy bym ich nie wyprosiła. Co ja bym bez ciebie zrobiła mięśniaku – Torii pocałowała mnie w policzek, widziałem jak Odeya się na nas patrzy. Pogłaskałem Torii po włosach.
                - Nie ma za co mała. Poza tym, nie mam większych mięśni od Pablo.
                - Jak to nie? Widziałam cię, chłopie mówię ci, że gdybyś tylko zdjął koszulkę każa panna jest twoja. A te tatuaże, sprawiają że nawet ja, twoja była, chętnie bym znów do ciebie wróciła. – Otworzyłem szerzej oczy, po czym odsunąłem się od Torii. Dziewczyna trochę wypiła, a po alkoholu zawsze mówiła to, co myśli.
                - Wooah, mała. Przystopuj trochę. Zerwaliśmy pół roku temu, a ja nie wracam do swoich byłych. Tak, fajnie się razem bawiliśmy, ale sama wiesz czemu zerwaliśmy. Związek z przyjaciółką z dzieciństwa był moim największym błędem i nigdy więcej go nie popełnię – Stanąłem obok Odeyi, łapią ją lekko za nadgarstek, dając znać, że wychodzimy. – Przynieś sukienkę Odeyi, okej? My też się zmywamy.
                Dziewczyna posłuchała, przyniosła sukienkę w ładnym pudełku. Podając mi je, musnęła jeszcze moją dłoń, ja jednak szybko się odsunąłem. Powinienem stąd iść, natychmiast. Trzymając mocno pudełko, dalej trzymając Odeyę za nadgarstek wyszedłem z domu. Kiedy byliśmy w samochodzie, odetchnąłem z ulgą. Kiedy moja towarzyszka zadała pytanie, zamurowało mnie.
                - Ty i… Tori? Jesteście ze sobą blisko co? – Uśmiechnęła się do mnie lekko, umiała obserwować. Zaśmiałem się, odwracając w jej stronę.
                - Byliśmy razem, ale nie wyszło. Ot, cała historia. – Spojrzałem na zegarek – Powinnaś wrócić do domu prawda? – Odeya pokiwała głową, jednak widziałem wątpliwość w jej oczach – Albo, możemy pojechać na przejażdżkę poza Avenley. Jest jedno miejsce, z którego widać całe miasto. Mogę ci gwarantować niesamowity widok.
                - No nie wiem Samuel… - Wahała się i doskonale to widziałem. Nie dziwiłem się, byłem tym złym prawda? Broń przy pasku, celowanie do jej narzeczonego. W jednej chwili przypomniałem sobie to, co zobaczyłem tuż przez wyjściem z jej domu i ręce zacisnęły mi się w pięści.
                - Słuchaj, nie mam serca zabierać cię do tamtego faceta. – Odeya spojrzała na mnie zaskoczona, po chwili jednak uśmiechnęła się blado i wlepiła wzrok w swoje dłonie. Mówiłem szczerze, widząc co on jej robił, zaczynałem się bać, że gdyby tam wróciła zatłukłby ją.
                - To miłe, że się o mnie martwisz – Uśmiechnęła się, patrząc tym razem na mnie. Odpowiedziałem jej tym samym.
                - Martwię się, bo widziałem do czego jest zdolny. To nie facet dla ciebie.
                - Nie widziałeś wszystkiego – Dziewczyna odwróciła wzrok, w tym krótkim zdaniu usłyszałem jak łamie jej się głos. Uśmiechnąłem się do niej, łapiąc ją za rękę. A dokładniej, kładąc swoją dłoń na jej. Wyglądało to nieco komicznie, bo moje dłonie były znacznie większe.
                - Więc, pozwól się uratować. Może nie jestem księciem na białym koniu, ale na pewno jestem w małym stopniu lepszy niż ten damski bokser. – Odeya popatrzyła na mnie chwilę, po czym tylko pokiwała głową. Zrozumiałem przekaz. Chwilę potem, już pędziliśmy poza granice miasta. Dopiero w połowie drogi, zdałem sobie sprawę, że dalej trzymam dłoń Odeyi. Zaśmiałem się i puściłem ją.
                Przy niej, łatwo mi było być innym. Uspokajała mnie. A to rzadka umiejętność.
                Kiedy dojechaliśmy, kazałem jej zamknąć oczy. Z wahaniem, ale zrobiła to. Otworzyła je dopiero w momencie, kiedy przed nią ukazał się widok całego Avenley. A dzięki później porze, wszystko było dobrze oświetlone. Oparłem się plecami o barierkę.
                - Lubię tu przyjeżdżać. Za młodu miałem wiele wątpliwości co do przyszłości.
                - Już ich nie masz? – Zapytała, wpatrując się w miasto.
                - Nie. Teraz, wiem że przejmę wszystko po ojcu. Szacunek już mam, wysoką pozycję też. Ale, przyznam, że przeraża mnie wizja tego, że pewnego dnia będę taki jak mój ojciec. U nas, nigdy nie wiesz kiedy stracisz życie – Pomasowałem się po ranie postrzałowej na ramieniu.
                - Chyba rozumiem o czym mówisz… - Dziewczyna posmutniała. Nie chciałem drążyć tematu, więc po prostu po raz kolejny położyłem swoją dłoń na jej, w geście pocieszenia. Staliśmy tak jakiś czas, w ciszy. Każde w swoich myślach. Nie trzeba było nic więcej dodawać. Dopiero po godzinie, czy może nawet więcej, spojrzałem na nią.
                - Chcesz wracać do domu? Zawsze możesz przenocować u mnie, obecnie zostaję do wtorku u rodziców, potem wracam do mieszkania. Naprawdę, nie mógłbym spać spokojnie wiedząc, że jesteś w domu i w każdym momencie tamten wariat mógłby wpaść do ciebie i coś ci zrobić.
                Mówiłem prawdę. Myśl o tym, że Odeya mogłaby zostać zmaltretowana przez tamtego typka, działała na mnie jak płachta na byka.  Gdybym tylko mógł, zrobiłbym cokolwiek aby chronić Odeyę. Wydawała się taka… delikatna. Przynajmniej, miało się wrażenie, że potrzebuje opieki ale nauczyłem się nie stawiać fałszywych wniosków. Ale rozmawiałem też z jej ojcem, wydawał się strasznie dobrym aktorem i byłem pewien, że jej rodzina miała wiele sekretów.  Nie powinno mnie to obchodzić, ale co mogłem poradzić. Pierwszy raz do tego stopnia bałem się o tak właściwie obcą mi osobę. Właśnie Samuelu, nawet jej nie znasz, a martwisz się o nią jak o przyjaciółkę. 

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz