Pytanie, które mi zadał nie miałam na nie odpowiedzi. W sumie sama tego nie wiem i nie umiem wytłumaczyć. Chłopak odszedł w milczeniu. Wiedziałam jaki ma do mnie żal za to, ale ja nie mogłam nic na to poradzić. Od początku dawał mu znaki, że nie chce mieć z nim nic wspólnego, a on i tak sobie nie odpuścił. W tej chwili zrobiło mi się go trochę szkoda. Mimo swojego beztroskiego życia nie zasłużył sobie na to, mimo, że wiadomo jak traktował inne kobiety. Westchnęłam głęboko i nie wiedziałam co mam zrobić.
Zawołałam do siebie Buena, a ten po chwili był już obok mnie. Widział mój smutek i zakłopotanie. Próbował mnie pocieszyć. Uśmiechnęłam się do niego, a kiedy pies to zobaczył zamerdał radośnie ogon i pobiegł do jakiegoś drzewa.
Mądry z niego pies i to wielkie szczęście, że go mam.
Siedząc i rozmyślając nad tym wszystkim poczułam jak coś za mną wącha mi nogi. Pomyślałam, że to Bueno, więc się odwróciłam. Nie był to mój pies, jednak jakiś obcy. Duży, czarny Rottweiler. Obróciłam się do niego i zaczęłam do niego mówić. Pies kiedy zobaczył, że ktoś zwrócił na niego uwagę od razu podbiegł z przodu ławki i zaczął mnie obwąchiwać. Wtedy usłyszałam jakiś głos. Popatrzyłam się i zobaczyłam chłopaka, który zmierza w naszą stronę.
- Diego! - zaczął krzyczeć
- A więc tak masz na imię ty bestio. - pogłaskałam psa za uchem
Pies nie był groźnie nastawiony, wręcz przeciwny. Upominał się o głaskanie i mizianie za uchem. Wtedy podszedł do mnie jego właściciel, którego skądś znałam.
- Ashley? - popatrzył na mnie
- Ymm... tak.
Dość zdziwiłam się na to pytanie. Jak się potem okazało był to mój dobry kolega z Hiszpanii. Niestety nasz kontakt urwał się dawno temu i do dziś tego żałowałam. Od razu podeszłam i go przytuliłam. Takie spotkanie po latach od razu wywołało uśmiech na mojej twarzy. Ivan, bo tak miał właśnie na imię na co dzień mieszkał w Hiszpanii. W lato kiedy jeździłam tam sama bądź z rodziną zawsze go odwiedzałam. W sumie można było nazwać go przyjacielem, ale później nasze drogi się rozeszły. Miałam jednak nadzieje, że opowie mi co u niego.
Wypytując go bardziej o szczegóły jak się dowiedziałam odwiedzał tu swoją ciotkę, która ogólnie mieszka tu od dość dawna. Ten cudny Rottweiler był jego. Miał go dopiero od kilku miesięcy i Diego był jeszcze szczeniakiem, na którego jednak nie wyglądał. Niestety musiał już iść, ale koniecznie wymieniliśmy się numerami. Dzięki temu choć na chwilę zapomniałam o Jacobie.
Po jeszcze krótkim spacerze wróciłam już do domu. Nie mogłam tak siedzieć i nic nie robić z tą sytuacją. Musiałam z nim porozmawiać. Mimo późnej godziny. Wsiadałam do samochodu i do niego pojechałam. Weszłam tak samo na podwórko jak wcześniej. Wtedy, nagle wyleciał Grey, ale co mnie najbardziej zaskoczyło to, to że na mnie nie szczekał, ale za to był zadowolony. Zaczął na mnie skakać, że prawie doszło do mojego upadku na ziemię. Na szczęście w torebce miałam jeszcze jakieś smakołyki Buena, więc go nimi poczęstowałam. Podeszłam do drzwi i z zawahaniem zadzwoniłam. Nawet nie wiedziałam jak ma to rozegrać. Odwrotu także nie było, bo drzwi się już otworzyły, a w nich dość niezadowolony Jacob.
- Hej. Mogę wejść? - przegryzłam dolną wargę i czekałam na odpwiedz
- Cześć. Tak. - otworzył bardziej drzwi
Wtedy przede mą ni stąd ni zowąd wpadł Grey, którzy rzucił się do miski z wodą. Usiadłam na kanapie i zastanawiałam się jak zacząć tą trudną rozmowę.
- Przepraszam... - spuściłam wzrok
- Nie masz przecież za co. - wzruszył ramionami
- Nie chciałam cię skrzywdzić. - rozsiadłam się wygodnie - Ale zastanawia mnie tylko jedno. Czemu nie chciałeś dać mi spokoju? - poprawiłam włosy
Jacob?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz