Uniosłem brwi, widząc, że mężczyźnie, który był z nami, zbiera się na głupie uśmiechy i podśmiechiwania. Rozumiałem absolutnie wszystko, sam przecież niejednokrotnie śmiałem się z ludzkiej krzywdy [szczególnie tej yamirowej, której sam często byłem przyczyną], ale w momencie, gdy kogoś odcina na dłuższą chwilę i ewidentnie widać, że sytuacja do najciekawszych nie należy.
Ależ ta młodzież jest teraz wyprana z jakiejkolwiek empatii.
A ja naprawdę się zestarzałem, jeśli aż tak bardzo psioczyłem na te dzieciaki. Za chwilę zacznę łupać formułką „A kiedy ja byłem w ich wieku” i poczuję się jak najprawdziwszy, trzydziestoletni emeryt.
Starość nie radość, jak to mawiają, dalej przyklaskiwałem sobie za to, że nie zdecydowałem się dołączyć do legendarnego klubu „27”, co z tego, że muzyk ze mnie tak właściwie marny.
Pozapewniała rowerzystę, że nic jej się nie stało, mruknęła, że może jechać, gdzie ja wściubiłem tylko ręce w kieszenie i spoglądałem to na dziewczynę, to na mężczyznę, gdzie ten najwidoczniej dalej bawił się wręcz szampańsko.
Gdy nią chybotnęło, odruchowo napiąłem mięśnie, nawet drgnąłem, ale widząc, że sterczy o własnych siłach, odpuściłem sobie całej prawdopodobnej akcji ratunkowej numer dwa, co nie zmieniało faktu, że dalej stałem, jakby kto mi kołek w dupę wepchnął.
Już też chciałem się pożegnać i ruszyć do przeklętego biura znalezionych, zgłosić się po klucze, gdy dziewczyna coś tam krzyknęła i zaczęła obmacywać się od góry do dołu, najwidoczniej czegoś szukając. Czyżby kolejna ofiara fajtłapowatości, której głównym wynikiem było gubienie dosłownie wszystkiego, co dostało się kiedykolwiek w łapki?
A potem znowu ten szatański uśmieszek mężczyzny, który podał jej klucze. Znajome klucze. Moje klucze. Kobieta odetchnęła z ulgą i odwróciła się w moim kierunku.
No wiedziałem, że ukradli.
— Proszę, to chyba twoje. Wypadły ci, jak odchodziłeś. Chciałam je oddać, ale zgubiłam cię w tłumie — skwitowała wszystko, a ja uniosłem brwi, bo najwidoczniej nie taki diabeł straszny, jak go malują. Nivan, pyszczku, dalej się nie nauczyłeś, żeby nie oceniać książek po okładce? Już chciałoby się powiedzieć, żeś wyrósł na dojrzałego mężczyznę, a tu dalej takie gafy popełniasz i wymyślasz niestworzone historie.
„Za dużo myślisz, Oakley”.
Powiedziały dwie osoby, ważne osoby, a ja dalej uparcie brnąłem do swojego własnego, wyimaginowanego celu.
— Losie, dziękuję, tak bardzo dziękuję — odparłem, przyjmując pęk i uśmiechając się szeroko. — Ogień, teraz klucze, jestem teraz zadłużony po uszy — mruknąłem, zaciskając delikatnie język między zębami i wciskając zgubę do tylnej kieszeni spodni. — Jak mogę się panience odwdzięczyć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz