6 cze 2018

Od Kendall cd. Alexaviera

— Z tego, co mi wiadome — zaczęłam. — Odwiedziny w celu oddania ukradzionego portfela to całkiem nieobca ci sytuacja. — Wzruszyłam z udawaną obojętnością ramionami. — Nie pytaj, skąd wiem, że wcale go nie znalazłeś, oddaj go i pozwól przegonić się spod moich drzwi.
Uśmiechnęłam się wrednie, w duchu. Nie mogłam sobie pozwolić na to, aby akurat on zauważył moją niepożądaną reakcję. Głupi, nieświadomy kundel myśli, że tak zwane wykiwanie mnie jest aż tak proste. Doprawdy? Wyciągnęłam rękę, żeby gestem wymusić na nim oddanie mojej własności.
— Prędko, nie mam całej nocy — pospieszyłam go, gdy ten wgapiał się to przed siebie, to w portfel. — Myślę, że ty również, ale kto wie. Pewnie i tak spędzisz ją tak, jak z pewnością spędzasz ją co dzień.
Idiotyczny wyraz twarzy goszczący na jego twarzy w tym momencie spowodował mimowolne zaśmianie się pod nosem, co właściwie wyglądało, a raczej brzmiało jak mruczenie. Westchnęłam równie cicho, przewracając ciemnymi oczami. Poirytowana, spróbowałam wyrwać mu skórzaną portmonetkę, co zakończyło się przewidywalną porażką. Ściskał go wystarczająco mocno, abym w żadnym wypadku nie mogła pozwolić sobie na mały "bunt" i zabranie mu co prawda mojej rzeczy. Cwany, nie powiem, że nie. Z miną naburmuszonej dziewięciolatki, podniosłam delikatnie rękę, po czym podniosłam ją na wysokość mniej więcej jego policzka. Uśmiechnęłam się, dotykając jej zewnętrzną stroną policzka chłopaka. Wyraźnie zdezorientowany, a także zniesmaczony przyglądał mi się chwilę. Czując, że to odpowiednia chwila, niespodziewanie dałam mu z liścia, zabierając przy tym portfel.
— Dobranoc, Carstairs. — Pomachałam mu niewinnie, zamykając drzwi przed nosem Alexa.
Cóż za niespodzianka, idiota zaniemówił, nareszcie. Zachichotałam pod nosem, przy czym osunęłam się po drzwiach na podłogę. Przekręciłam zamek. Rozsiadłam się na kanapie niedaleko, lecz po chwili zdałam sobie sprawę z tego, która jest już godzina. "I tak jutro masz wolne" —przemknęło mi przez głowę. Przyjrzałam się bliżej drzwiom prowadzącym do sypialni. Potem prześledziłam wzrokiem cały pokój. Mieszkanie wydawało się puste, kot leżał w rogu, pomiaukując i przewracając się na to lewy, to prawy bok. Mimo jego obecności, brakowało mi czegoś. Czego? Czyjejś obecności. To może dziwne, ale taka była prawda. Wolałam mieć kogoś przy sobie, niż samotnie spędzać dnie, cholera. Nie chodziło mi o żadnego faceta, no dobra, trochę chodziło, lecz w większym stopniu... tak naprawdę sama nie wiedziałam, czego dokładnie chciałam. Zasłoniłam rolety w salonie. Poszłam spać.
Właściwie nie poszłam. Nie zasypiałam. Głowa przepełniona różnymi myślami pękała od bólu niewiadomego pochodzenia. Paraliżował mnie, stopniowo rozpoczynając od czubka głowy, kark, dochodził do pleców, gdzie u ich dolnej części kończył wędrówkę. Na co dzień zignorowałabym go, ponieważ byłabym z pewnością zbyt zajęta na zajmowanie się takimi bzdurami, głównie ze względu na dość napięty grafik niektórych moich dni.
Pierw pomyślałam o mamie.
Ciekawe, co u niej, tam na górze. Przygląda mi się, czy może jest duchem przy tacie i rodzeństwie, a właściwie tylko Joshu i Laurze, którzy zostali przy nim. Jeśli była tutaj, z pewnością pukała się w głowę, widząc ukochaną córeczkę w wielkim mieście, w dodatku, gdy nie dawała sobie zbyt dobrze rady. Była złotą kobietą, gołębie serce, chęć niesienia pomocy. Cała ona, calusieńka. Tęskniłam za nią okropnie, choć nie minął rok od jej śmierci. Niezagojone rany na sercu dawały o sobie wyraźnie znać, kiedy wspomnienia powracały.
A tata?
Ciekawe, czy daje sobie radę. Kochał ją, i to bardzo, bardziej niż jakiekolwiek z nas. Może zaczął pić? Może pali? Może wciągnął się w hazard, do którego ciągnęło go jeszcze za życia małżonki? Mogę gdybać, lecz nic nie jest pewne.
Nathana i Noaha nie ma, prawda?
Ciekawe, czy ułożyli sobie życie. Czy mają żony, dzieci, czy mają dom. Wyprowadzili się raczej dawno, w ciągu tych lat powinni znaleźć sobie cokolwiek, kogokolwiek. Chciałabym, aby im się powiodło w życiu. A może wrócili z podkulonym ogonem?
Pamiętam, jak Josh podtrzymywał mnie na duchu.
Ciekawe, jak tam u jego chłopaka. Pamiętam, że opowiadał mi, jaki to nie jest cudowny. Właściwie mógł mieć rację, nie znałam go, aktualnie nie pamiętam nawet, jakie nosił imię. Rodzina nie wiedziała, że Jo jest gejem. Szanowałam jego decyzję.
Laura...
Ciekawe, co teraz robi. Zmieniła się? To również jest ciekawe. Ach, o ile pozostała w rodzinnym domu. W razie czego, wolę, aby ojciec miał towarzystwo, bo wpadnie w kłopoty. No tak, on wiecznie potrzebuje towarzystwa.
Może, może, może.
Nagle coś uderzyło o okno. Podniosłam się spanikowana, mając nadzieję, że był to zwykły gołąb. Głupi ptak, który roztrzaskał się o moje szyby. Albo nie, nie chcę trupa na parapecie.
Wyjrzałam przez okno.
Idiota.
Uderzył.
W okno.
Butelką.
Plastikową, do połowy pełną.
Swoją drogą, ciekawe, ile razy próbował trafić albo trafił w to niewłaściwe.

Alexavier?
Coś mi ten, nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz