- Olivier? - Krzyknęłam, ale nikt mi nie odpowiedział. Zajrzałam do jego pokoju, pościel wyglądała, jakby nikt na niej nie spał, jednak znałam swojego brata, w sypialni Oliviera zawsze był porządek. Czasem nawet specjalnie mu śmieciłam, gdy byłam młodsza aby miał co robić. Zeszłam powoli na dół. - Olivier?
Rozejrzałam się po mieszkaniu. Pusto. Moją uwagę przyciągnęło śniadanie leżące na stole, jeszcze ciepłe. Szybko się zorientowałam, że Olivier zapewne wyszedł z domu. Zjadłam śniadanie zostawione przez Oliviera, po czym pobiegłam na górę aby się ubrać. Zdecydowałam się na czarną spódnicę przed kolano, białą koszulkę z ramiączkach oraz zwykłe, czarne sandałki. Włosy związałam w koński ogon. Patrząc na telefon, dosłownie spanikowałam. Skoro Oliviera nie było, musiałam jechać autobusem, a do spotkania zostało mi zaledwie pół godziny. Łapiąc bluzę wybiegłam z mieszkania, zamykając je, spotkałam sąsiadkę. Była to młoda kobieta, mężatka, która zawsze gdy mnie widziała, wydawała się zabijać mnie wzrokiem. Rzuciłam jej szybkie "Dzień dobry" po czym zbiegłam schodami na dół.
Nie padało, na szczęście! Biegłam na przystanek jakby ktoś mnie gonił, już słyszałam pytania Oscara, który zajmował się schroniskiem. Martwił się o mnie, sądził, że jestem przepracowana jednak, moim skromnym zdaniem, doskonale sobie radziłam. Kiedy wybiegłam z osiedla, zauważyłam na horyzoncie mój autobus. Zdążyłam w ostatniej chwili, autobus podjechał w chwili kiedy ustawiłam się jako pierwsza aby wejść do środka.
Usadowiłam się w swoim ulubionym miejscu po środku autobusu, założyłam słuchawki po czym wpatrzona w okno słuchałam swojej ulubionej piosenki, "Roar" Katty Perry. Zauważyłam, że tutaj, życie biegnie nieco wolniej niż w moim rodzinnym mieście, mimo, dało się czuć to, że każdy się gdzieś śpieszył. To prawda, że miasto zmienia ludzi. Ja sama, nigdy się nie śpieszyłam, aż do przeprowadzki.
Nie padało, na szczęście! Biegłam na przystanek jakby ktoś mnie gonił, już słyszałam pytania Oscara, który zajmował się schroniskiem. Martwił się o mnie, sądził, że jestem przepracowana jednak, moim skromnym zdaniem, doskonale sobie radziłam. Kiedy wybiegłam z osiedla, zauważyłam na horyzoncie mój autobus. Zdążyłam w ostatniej chwili, autobus podjechał w chwili kiedy ustawiłam się jako pierwsza aby wejść do środka.
Usadowiłam się w swoim ulubionym miejscu po środku autobusu, założyłam słuchawki po czym wpatrzona w okno słuchałam swojej ulubionej piosenki, "Roar" Katty Perry. Zauważyłam, że tutaj, życie biegnie nieco wolniej niż w moim rodzinnym mieście, mimo, dało się czuć to, że każdy się gdzieś śpieszył. To prawda, że miasto zmienia ludzi. Ja sama, nigdy się nie śpieszyłam, aż do przeprowadzki.
***
Kiedy autobus zatrzymał się na moim przystanku, zabrałam rzeczy i wysiadłam wraz z kilkoma innymi osobami, ale, oczywiście to ja miałam wielkie szczęście. Moja bluza zaczepiła się o wystający gwóźdź, przez co zaskoczona poleciałam dosłownie w dół upuszczając telefon, oraz torebkę. Wszystko się wysypało, a moja bluza się podarła. Zdjęłam ją i obejrzałam.
- Typowe, w końcu chińskie ubranie - Westchnęłam po czym zaczęłam zbierać swoje rzeczy, aż nagle usłyszałam nad sobą czyjś głos. Podniosłam głowę, jednak nie mogłam dostrzec twarzy tej osoby, przez słońce które mnie oślepiło.
- Poczekaj, pomogę ci
Ktosiu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz