Wsłuchiwałam się w słowa piosenki i marszcząc brwi, jak nigdy dołożyłam wszelkich starań, by choć odrobinę zrozumieć jej znaczenie. Spomiędzy wersów wręcz wydostawała się czułość, pragnienie – na co wskazywał tekst, oraz uczucie zauroczenia, jakiego nie dostrzegałam nawet w autorze. Przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Jednakże krótka chwila przemyśleń wypełniona ciszą wystarczyła, bym mogła założyć, że to właśnie swego rodzaju prawdziwości brakuje w tej piosence. Nie doświadczając niczego, wszyscy mogliśmy jedynie zgadywać, jak wygląda miłość. Zauroczenie czy pożądanie. To jak macać powietrze, próbując odkryć strukturę niewidzialnego przedmiotu. Wówczas starając się ująć prawdziwość w słowach piosenki, często można odnieść wrażenie, że nie są one do końca wypełnione. Albo po prostu puste. Działa to w obie strony, dlatego utwory napisane ręką osoby, która doświadczyła w przeszłości wiele złego, są jedną, wielką prawdą, z której wyciekają emocje. Wystarczy być w stanie o tym pisać. To się czuje; zupełnie tak, jakbyś przeczytał kogoś pamiętnik.
Głos Billy’ego szybko przywrócił mnie do rzeczywistości, sprawiając przy okazji, że zadrżałam ledwo zauważalnie.
- Halo! Ziemia wzywa, Althea, wracaj na ziemię. Co jest, ducha zauważyłaś? – Wbijał we mnie wzrok. – Co myślisz o piosence? Mnie osobiście czegoś w niej brakuje, nie wiem czego. Jednak nie wydaje mi się być taka jak inne. Zawsze wkładałem całe serce w teksty, ale teraz niezbyt mogłem. Więc co myślisz?
- Zakochałeś się kiedyś? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Mężczyzna pokiwał głową, ale jego twarz wyrażała lekkie niezrozumienie. Może pomyślał, że porzuciłam rozmowę o piosence, ale nic bardziej mylnego.
- I jak wtedy było?
- To było dawno temu. – Spuścił wzrok na gitarę, która stała oparta obok kanapy i odetchnął głośno. Wydawał się już zmęczony tematem, choć dopiero co zaczęłam. – Nawet bardzo.
- Może w tym rzecz. – Wzruszyłam ramionami, dokładnie tak, jakby to, co zaraz powiem, było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. – W tym, że nie pamiętasz, co ci wtedy towarzyszyło. Brakuje uczuć. Nie znam się na tym wszystkim, ale najlepsze teksty wychodzą, kiedy czujesz się w tych tematach. – Nie miałam nawet pojęcia, czy rozumie, co miałam na myśli.
- Możliwe. – Zastanowienie pochłonęło go na dobre parę momentów, podczas których między nami utworzyła się niewygodna cisza. Czy na pewno pytanie o to, czy był kiedyś zakochany, było w miarę stosowne? Mogłam przywołać mu jakieś niemiłe wspomnienia, jakie zazwyczaj wiążą się z rozstaniem. Jak dobrze, że nigdy nie miałam podobnego problemu.
Dopiero chwilę później uświadomiłam sobie, że najprostszym, co mogłam zrobić, było po prostu krótkie: „podoba mi się”. Ach, Al, po co ty idziesz w te prowadzące donikąd rozkminy? Moje własne myśli nie odwiodły jednak języka od wypowiadania kolejnych słów.
- Co do piosenki… napisałeś ją dla kogoś czy to zwyczajne natchnienie? – Westchnęłam i wstałam z kanapy, powoli krocząc po czystej podłodze, czystym dywanie, czystym… wszystko było czyste. Ani śladu po brudach, które przypominałyby mi o tym, w jakim stanie znajdował się niedawno Billy. Ponadto moje zaciekawione myśli nieustannie snuły opowieść o tym, co by było, gdyby mężczyzna w końcu sobie kogoś znalazł. Sympatię, źródło niekończącej się inspiracji. Wtedy o wiele łatwiej byłoby mu dojść do siebie. Stałby się szczęśliwszy, pełniejszy życia niż kiedykolwiek wcześniej. Porzuciłby marzenia o zbyt szybkim przeniesieniu się na drugi świat. Teraz gdzieś w głębi nadal mam wrażenie, że nie wszystko jeszcze powróciło do normy.
- To natchnienie – odparł w końcu z delikatnym uśmiechem na ustach.
- No cóż… ładna piosenka na wyhaczenie jakiejś panny, pomyśl o tym. – Parsknęłam śmiechem, ale zaraz moje spojrzenie zastygło na piosenkarzu. – A zresztą, jesteś Billy Joe – mówiłam wyniosłym głosem i nie szczędziłam sobie żartobliwego tonu, który lada moment stał się nieco poważniejszy. – I możesz mieć każdą. Tylko uważaj, na kogo trafiasz.
- Dzięki, zapamiętam to. – Odprowadził mnie wzrokiem aż do drzwi, do jakich zmierzałam.
Dochodząc do wniosku, że Billy po koncercie nie czuł się aż tak źle, jak przewidywałam, opuściłam jego mieszkanie, uprzednio cicho się żegnając. Otoczona tylko pozorną ciszą wsiadłam do windy, którą zjechałam na sam dół. Dzisiaj, bardzo wyjątkowo, nie minął mnie tu żaden wścibski reporter, dziennikarz czy inni ludzie tego pokroju. Czyżby poszli po rozum do głowy i zrozumieli, że ich zainteresowanie wykracza już poza przyzwoitą normę? Wyrzuciłam te myśli z głowy, wstępując do holu. Jednak gdy tylko przekroczyłam próg, poczułam, jak ktoś z niemałym impetem na mnie wpada. Wszystkie mięśnie w moim ciele natychmiast napięły się niczym struny, by tylko zachować nienaruszoną postawę i, co najważniejsze, nie przewrócić się. Z konfuzją na twarzy wbiłam spojrzenie w niewielką dziewczynę, która stała przede mną i ku mojemu zdziwieniu nawet nie sprawiała wrażenia, że wymyśla oficjalne przeprosiny. Wpatrywała się we mnie dokładnie tak, jakby już mnie znała, czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Dla mnie była to tylko dziwna nieznajoma, którą chciałam jak najszybciej wyminąć.
- Wybacz za nieuwagę – mruknęłam tylko i przeszłam obok niej, lecz ona, z dużą jak na tak drobne ciało siłą, obróciła mnie z powrotem do siebie. Wredny wzrok wypalał we mnie powoli dziurę.
- Wracałaś od Billy’ego Joe? – To były pierwsze słowa, które wypowiedziała. Nie owijała w bawełnę, o tak, tego zdecydowanie nie można było o niej powiedzieć. – Nie próbuj kłamać, znam cię!
- Po pierwsze, kim ty, do chole… – Urwałam, a raczej zrobił to nagły ból wręcz roztrzaskujący się po mojej twarzy. Niewielka pięść uderzyła mnie prosto w nos, sprawiając, że zostałam odepchnięta o przynajmniej pół metra. Co za mała kurwa! – I odczep się od niego! – Tymi słowami pożegnała się ze mną, a ja z pulsującym w środku bólem zawiesiłam głowę, dostrzegając, jak czerwonokrwista ciecz plami intensywnie dywan.
Nim zdążyłam poukładać w głowie wszystkie wydarzenia, dobrze znany mi męski głos uderzył w moje plecy.
[Billy Joe?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz