20 wrz 2018

Od Odette C.D Aaron

    Całe moje skupienie na temacie z biologii obróciło się w drobny mak, kiedy głębokiemu westchnieniu zawtórował stukot. Miałam się podnieść, jednak przyszła mi ta czynność z takim trudem, że Jamie zrobiła to w końcu dwa razy szybciej. Zaraz wyruszyłam w ślad za nią, a widząc, jak drzwi uchylają się i ujawniają w pełnej krasie nowego prezesa Brown Inc, zesztywniałam niczym kamień. Do kłębów poszarpanego myślami umysłu wróciły gorzkie wspomnienia z parkingu. Mimo że udało mi się wyznać przyjaciółce swój głupi, niewybaczalny błąd, to wciąż czułam jak wewnętrzne demony dosłownie szarpią moje biedne sumienie. Nie chciałam do tego doprowadzić. Naprawdę nie chciałam. A teraz Aaron zapewne przeczytał wszystko, co tylko tam było i na dodatek myśli, że to ja – to najbardziej prawdopodobna myśl, jaka przyszła mi do głowy. Optymizm uleciał ze mnie niczym powietrze z balona, pozostawiając tylko pustego, gumowego flaka. Tylko, że moje wnętrze nie opustoszało ze wszystkiego. Przepełniał mnie od stóp do głów strach w najczystszej postaci. Strach przed każdym słowem mężczyzny, jego czynem, który odniesie się w końcu do tego głupiego listu. Inaczej jak w ogóle doszedłby do tego, że tu mieszkam? No fakt, miałby swoje sposoby, ale nie sądziłam, że bez odpowiednio wielkiego powodu fatygowałby się na tą wizytę.
    - Porozmawiajmy. – Jedno słowo, a było niczym wiadro cementu wylewające się prosto na moje ciało.
    - Na temat? – Po głosie rudowłosej mogłam bezsprzecznie stwierdzić, że ona również wpadła w stan przedzawałowy. Tyle, że obie miałyśmy zupełnie inne powody. Jamie, zauroczona Aaronem i przeniesiona myślami na zupełnie odległy, różowy i tęczowy ląd, jakiego świat nie widział, oraz Odette, głupia, spóźnialska blondyna, której potężny problem sprawia odróżnienie zwykłej kartki od zapieczętowanej korespondencji.
    - Właściwie to mam małą sprawę. – Uśmiechnął się szeroko i kwestią czasu pozostało, zanim poczułam jego spojrzenie, próbujące pochwycić mój wzrok.
    Jamie znów rozwiała wzmagającą się ciszę, ratując mnie od obowiązku udzielenia odpowiedzi.
    - Nie ma problemu, niech pan wejdźcie. Napije się pan czegoś? – rzekła, cudem tłumiąc szeroki, naprawdę niepokojąco szeroki uśmiech godny prawdziwej fanki. Pan, pan, pan. Przechodząc z nim na „ty” automatycznie używanie takich zwrotów dawało wrażenie dużej sztuczności. – Mam kawę, zieloną herbatę, czarną, o smaku mango, cytryny… – Zaczęła wymieniać z pomocą palców, a mężczyzna jej przerwał. Posłał tylko bezradny uśmiech, podniósł rękę ku górze i wkroczył do środka.
    Nie, nie, nie.
    - Wystarczy kawa.
    - Nie spodziewałam się tutaj pana. Mam mnóstwo pytań! – Jej jawna ekscytacja, jakiej nawet nie starała się przygasić choć małą dozą opanowania, mogłaby od razu zdradzić fakt, że to właśnie dziewczyna jest autorką liściku, nie ja. Czy jednak do Aarona to dotarło, to już inna kwestia.
    - Cóż, ja również chciałbym się czegoś dowiedzieć. – Poprawił krawat. To był jego odruch, co zdążyłam zauważyć już przy naszym pierwszym spotkaniu.
    Odette, przestań zagryzać te wargi ze stresu.
    - Jak minął panu dzień w pracy? – Zaciągnęła mężczyznę do jedynego w mieszkaniu, nieco bardziej przestronnego pomieszczenia, czyli salonu ze szklanym stolikiem w centrum. Rudowłosa usiadła wraz z Aaronem na kanapie, wpatrując się w niego niczym w najpiękniejsze dzieło rąk Bożych. – Pewnie posada prezesa wymaga teraz od pana większego wysiłku. Nie czuje się pan obciążony? – Obrzucała go bezustannie pytaniami, ledwo zasilając przy tym płuca głębokimi oddechami. Zresztą cały jej organizm wydawał się żywić tylko tym zauroczeniem. W ciągu dwóch dni zdołała wyrzucić z siebie resztki traumy po gwałcie, ale czy to możliwe, by była to zasługa samych myśli o prezesie?
    Po twarzy gościa przemknęło małe zakłopotanie udekorowane uśmiechem.
    - Dzień minął wybornie. Wiadomo, że czeka mnie ciężka praca, ale jestem spokojny o przyszłość tej firmy – odparł dosyć lapidarnie jak na wyczerpujące pytania dziewczyny, jednak co się dziwić? Zdecydowanie goszcząc w tym mieszkaniu nie był przygotowany na wywiad. Natychmiast starałam się z wyjątkową subtelnością wytłumaczyć to dziewczynie.
    Stanęłam dokładnie w progu salonu, obdarowując Aarona przepraszającym spojrzeniem.
    - Mogłabym nawet z panem przeprowadzić wywiad na zajęcia! Studenci byliby niezwykle zachwyceni pana obecnością! – I nastała prawdziwa erupcja wulkanu energii, tryskająca entuzjazmem wszędzie, gdzie tylko się dało. – Moglibyśmy to omówić w przytulnej ka… – Zawiesiła głos, słysząc moje wyraźne, mało dyskretne kaszlnięcie, które wyrażało więcej niż tysiąc słów.
    - Jamie, zrobisz herbatę? – Uśmiech rozpromienił moją twarz. Rudowłosa powoli podniosła się z kanapy. Jej twarz ukazywała taki wyraz, jakby oczekiwała wręcz natychmiastowej odpowiedzi na swoje niedokończone pytanie.
    - Jasne. Ale Aaron chciał kawę. – Upomniała mnie gorzko i wyszła przez próg prosto do ciasnej, znajdującej się zaraz obok salonu kuchni. Korzystając z chwili, ruszyłam wgłąb pomieszczenia, obezwładniona taką mocną konsternacją, jak jeszcze nigdy. Uspokajające z pozoru westchnienie niestety nie spełniło swojej roli.
    - Chciałeś porozmawiać ze mną czy z Jamie? – Dałam upust swojej ciekawości. Wyrażałam też spore nadzieje na to, że szczęśliwym przypadkiem uda mi się pozbyć tego dziwnego, skręcającego uczucia w żołądku. Jednakże tylko się wzmożyło, gdy zbliżyłam się do Aarona.
    - Z Tobą. – Uśmiechnął się, śledząc mnie łagodnym spojrzeniem dotąd, aż usiadłam na miejscu obok. Wówczas wysunął z kieszeni marynarki list, który przecież już doskonale znałam. Ponownie przełknęłam ślinę, czując, jak zatrzymuje mi się w gardle, prawie blokując oddech.
    - Ach, ten liścik – skwitowałam krótko.
    - Ty go napisałaś, prawda? – Mówił tak, jakby był już do końca pewien swoich słów. Jakby nie trzymała się go żadna, choć najmniejsza wątpliwość.
    Oddech. Bez niego będzie gorzej. Oddychaj.
    - Mogę to zobaczyć? – Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wędrując spojrzeniem z oczu mężczyzny na jego dłoń, która ujmowała korespondencję.
    Zanim mi ją przekazał, na jego twarzy odmalował się zupełnie nieodgadniony wyraz. Z dużą szczyptą wątpliwości oddał mi kartkę. Gdy zaledwie przesunęłam wzrokiem po treści, nie wydawała się ona szczególnie długa. Ot zatajony, miłosny liścik, w którym moja przyjaciółka wydawała się o wiele bardziej zrównoważona i spokojna. Z tego wynikła zapewne pomyłka Aarona. Wewnętrznego szaleństwa dziewczyny zdecydowanie nie zdradzał także charakter pisma. Prezentował się tak ładnie, że sama chciałam jednak zostać autorką tych słów. Tylko pod tym względem.
    Jamie wciąż nie wróciła. Mogłam bez problemu wyznać mu prawdę i na samą myśl o niej moje kąciki ust uniosły się w uśmiechu. Czułam, jak ciekawskie, błękitne spojrzenie Aarona nadal błądzi po mojej twarzy w poszukiwaniu odpowiedzi czy chociażby wskazówki.
    - Aaron… – zaczęłam, w końcu przestając tłumić chichot, któremu zaczęły towarzyszyć delikatne rumieńce na policzkach. Aaron był świetnym facetem, ale zdecydowanie nie znałam go tak długo, bym mogła chociażby napisać połowę rzeczy z tego listu. – Ten list wypadający z mojej torby to był przypadek. Nie powinien się tam w ogóle znaleźć. Niestety albo stety – wzruszyłam ramionami, obdarowując mężczyznę ciepłym uśmiechem – to nie ja jestem autorką. To Jamie.
    I po wszystkim.


[Aaron?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz