Po mojej głowie cały czas krążyły myśli o Tomie i tym całym długu. Aż przykro było wspominać, że wiszę mu całe dwieście tysięcy avarów. To była niewyobrażalna suma. Nawet nie pamiętam, po jaką cholerę tyle tych pieniędzy od niego brałam. Dobra, jednak pamiętam. Nie udało mi się dostać na wymarzone studia i potrzebowałam mieszkania. Droga kawalerka i stypendium o równej wartości były tego warte? No cóż, chciałam zostać artystką i w pewnym sensie zostałam. Tak, w pewnym sensie. Sprzedaje swoje obrazy, które pochłonęły mnóstwo mojego wolnego czasu, za marne grosze, z których nie można się utrzymać dłużej niż kilka dni. Zdarza się też, że na mój obraz w ogóle nie znajduje kupca. Nie lubię takich momentów. Wtedy zazwyczaj zastawiam je w lombardzie za jeszcze mniej pieniędzy, bo nigdy nie chcą mi dać więcej.
Z zadumy wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Potrząsnęłam głową i przetarłam wierzchem dłoni powieki. Ostatni raz zerknęłam na przygotowane przeze mnie kubki i nastawioną wodę na herbatę, kawę, czy co tam będziemy chciały pić. Sama nawet nie wiedziałam, czy powinnam teraz robić sobie kawę, czy nie i rozdrabniałam się nad tym od dłuższego czasu. Chwilę później, słysząc któryś już z kolei dzwonek do drzwi, najprawdopodobniej drugi, momentalnie otworzyłam je przed kobietą i z ciepłym uśmiechem wpuściłam ją do środka. Zaczęłyśmy spotkanie od niezobowiązującej rozmowy. Kobieta pochwaliła moje mieszkanie i na pytanie, czy woli kawę, czy herbatę, odpowiedziała, że herbatę. Chwilę później wyciągnęła pieniądze z kieszeni i położyła je na blacie. Przewróciłam oczami na ten ruch. Ja wiem, że mam długi, ale strata tych paru groszy nie zrobiła mi żadnej różnicy. To było ledwo trzydzieści avarów. Można powiedzieć, że to tyle, co nic.
- Uparta jesteś - stwierdziłam, wzdychając głośno i wlewając wrzątek do kubków. Ja w sumie tak jak ona zdecydowałam się na herbatę. Picie kawy o tej porze było, można by rzec, samobójstwem. Nie zasnęłabym pewnie przez następne parę godzin. W tym samym czasie usłyszałam dzwonek, dochodzący z mojego telefonu. Ze zmarszczonymi brwiami przeprosiłam Altheę i złapałam za urządzenie, nie zaglądając nawet na jego wyświetlacz.
- Halo? - spytałam, odbierając telefon. Momentalnie moje serce przyspieszyło, gdy usłyszałam okropnie znajomy mi głos.
- Cześć skarbie - po głosie mogłam wyczuć, że teraz szczerzy się do telefonu jak głupi do sera. - Dobrze wiesz, że czas mija, a ja już nie mogę dłużej czekać. Pamiętasz tę dziewczynkę ze zdjęcia? Właśnie byłem pod jej domem i z nią rozmawiałem. Z twoją matką też, nadal pamięta mnie jako twojego kochającego chłopaka - prychnął pogardliwie.
- Czego chc… - nim dokończyłam, gdyż ten momentalnie mi przerwał.
- Wiesz, co się stanie, gdy nie spłacisz długu?
Znowu spróbowałam coś powiedzieć, jednak jego głos szybko i bezlitośnie ukrócił słowo, wypływające spomiędzy moich warg.
- Dzisiaj dostanę pieniądze, albo twoje ciało. Chyba że wolisz pogodzić się ze stratą siostrzyczki, twoja wola.
Przełknęłam głośno ślinę i już siliłam się, by znów mu coś odpowiedzieć, lecz w tym samym momencie usłyszałam dźwięk przerywanego.
Moje ciało zaczęło drżeć. Bałam się. Bałam się jak cholera. On wiedział, że Daisy była moim oczkiem w głowie. Że rodzina była dla mnie na pierwszym miejscu. Miał na mnie haka i to dużego, co było nie do zaprzeczenia. Wiedział, co na mnie działa, jak mną manipulować. Było to strasznie uciążliwe, ale mimo wszystko nie mogłam zlekceważyć jego gróźb. Znałam go nie od dziś i wiedziałam, do czego potrafił być zdolny. I nie było to nic dobrego. Odkąd pamiętam, nigdy nie był dobrym człowiekiem, tylko przed moimi rodzicami wzorowo się prezentował. Tak to gnębił, kogo się dało, groził, bił, nękał, upokarzał. Robił wszystko, co możliwe, by nie dać drugiemu człowiekowi żyć. Ja naprawdę nie wiem, co w nim widziałam. Byłam po prostu głupia.
Z drżącymi dłońmi wróciłam do dziewczyny i położyłam telefon na blacie. Kobieta momentalnie wstała i złapała mnie za ramię, stawiając przodem do siebie.
Westchnęłam nerwowo, spoglądając w jej oczy.
- Ida, czym on ci groził? - spytała, badając wyraz mojej twarzy i spojrzenie, w którym kumulował się cały mój rozrastający się strach. Zauważyła to. Przez chwilę nie wiedziałam, czy dobrze zobaczyłam, gdy dziewczyna rzeczywiście się trochę przejęła moim stanem.
Ze zdenerwowania powoli spuściłam wzrok na moje dłonie i zaczęłam się nimi bawić, dosyć słyszalnie przełykając ślinę.
- P-powiedział - zająknęłam się, - że z-zabije mi siostrę - zaszlochałam i pod wpływem emocji wpadłam w jej objęcia, zaczynając donośnie szlochać. Strach kotłujący się w mojej piersi, powoli wydostałam się na zewnątrz, paraliżując całe moje ciało i mieszając mi w myślach. Nie potrafiłam zrobić nic innego, tylko płakać. Moja umiejętność samodzielnego podejmowania decyzji całkowicie zaniknęła, zostawiając mnie samą, bezbronną. Przez niego cofnęłam się na chwilę do poziomu niemowlaka, który potrafi jedynie płakać. Boże, co strach robi z człowiekiem.
- Shh - usłyszałam jej szept i poczułam dłoń na swoich plecach. Przytuliłam się do niej mocniej, powoli ścierając łzy z moich mokrych policzków. Drżącymi dłońmi złapałam za jej ramiona i powoli się odsunęłam. Westchnęłam cicho i pod wpływem emocji mocno szarpnęłam za bluzę wiszącą na wieszaku i oznajmiłam:
- Jadę tam.
- Do niego? Zwariowałaś? - Otworzyła szeroko oczy, nie wierząc w to, co słyszy. Pokręciłam w odpowiedzi przecząco głową, parskając cicho.
- Nie do niego, jeszcze tak bardzo nie zgłupiałam. Do siostry, nie mogę jej teraz zostawić samej. - W pośpiechu złapałam za kubek z herbatą i pociągnęłam dosyć dużego łyka, łapiąc w dłoń torebkę [z już dosyć sławnym śrubokrętem] i telefon. Dopytałam dziewczynę: - Pojedziesz ze mną? Przydałoby mi się towarzystwo…
- Jasne - odpowiedziała po chwili wahania, ściągając powoli swoją kurtkę z wieszaka.
- Nie mam samochodu, więc będziemy musiały jechać autobusem - westchnęłam, otwierając drzwi. - Zapłacę za ciebie.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy, wychodząc powoli z mieszkania.
- Zgłupiałaś?
- Nie. To ja cię poprosiłam, byś ze mną jechała, więc…
- Zgodziłam się, więc to idzie na mój koszt - przerwała mi już lekko poddenerwowana. - Trzymaj pieniądze przy dupie. To tylko dwa avary, ciebie bardziej ich strata zaboli niż mnie. Masz długi - wyjaśniła mi jak małemu dziecku.
Westchnęłam cicho na to, co powiedziała, przytakując lekkim ruchem głowy. Nie chciałam się z nią kłócić. Teraz to było mi najmniej potrzebne.
Chwilę później już byłyśmy w drodze do przystanku. Ze zdenerwowania i strachu nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego sensownego słowa. Postanowiłam więc w ogóle się nie odzywać i przebyć tę drogę w milczeniu. Akurat udało nam się szybko złapać autobus i dojechać na miejsce. Z niemałym zdenerwowaniem powitałam bardzo znajomy mi dom. Zapukałam do drzwi, ze stresu zapominając, że przecież mogę zadzwonić dzwonkiem. Zaraz potem naprawiłam swój błąd, a drzwi otworzyła mi mała, uśmiechająca się szeroko mała istotka.
Zrobiłam wielkie oczy. Ona nigdy mi nie otwierała, zawsze robiła to mama.
- Jesteś sama w domu?
- Tak - powiedziała, przytulając się do mnie. Stanęłam jak sparaliżowana i dopiero później pogłaskałam młodą po plecach. - Tęskniłam - dodała.
- Daisy, dobrze wiesz, że nie możesz otwierać drzwi, gdy jesteś sama w domu - znowu zaczęłam gadkę, którą rodzice wpajali mi, jak i jej od najmłodszych lat. Teraz przestrzeganie jej mogło uratować młodej życie. A co by było, gdybym teraz to nie ja stała przed drzwiami, tylko Tom? Nawet nie chce dopuszczać do siebie tej myśli… - Obiecaj, że już więcej tego nie zrobisz. - Oderwałam ją od siebie i kucnęłam, patrząc jej w oczy z nadzieją. - Obiecaj - powtórzyłam.
Dziewczynka szybko zrozumiała powagę sytuacji, a uśmiech powoli ulatniał się z jej twarzy. Chwilę później pokiwała lekko głową.
- Obiecuję.
< Kotecku? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz