I pokiwał głową, niby opuszczając wzrok, a jednak chwilę później muskając palcami moją dłoń, gdy tylko prześlizgnął się obok mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, kręcąc głową.
Te drobne, skromne wręcz gesty chyba najbardziej cieszyły. Podsycały jakiś tam płomień, cholernie kusiły i nieco niecierpliwiły, bo człowiek chciałby ich jeszcze ciut więcej, jeszcze jedno, ostatnie muśnięcie cudzej dłoni, oddech na szyi czy usta w kąciku tych drugich.
Westchnąłem cicho, w końcu wkraczając w ten busz zwany sklepem w poszukiwaniu ciastek czekoladowych i może tych dobrych czekoladek z miętowym nadzieniem, bo jakoś tego dnia miałem akurat i na nie ochotę.
— Chcesz coś? — zapytał mężczyzna pochylający się nad tymi wszystkimi owocami, gdy już do niego dołączyłem. Do koszyka wrzuciłem swoje zdobycze, kątem oka dostrzegając przy tym kilka jabłek w siatce, na których widok uśmiechnąłem się pod nosem. — Nie wiem, winogrona, banany... Jeszcze po chleb będę musiał skoczyć.
— Hej, przecież chyba nie wystawiasz żadnego przyjęcia, jabłka raczej wystarczą — mruknąłem, rozglądając się po alejce. — Ale winogrona zjem wszędzie i o każdej porze, je możemy wziąć — dodałem, szybkim krokiem podchodząc do owoców.
Zerwałem jedną siatkę, porwałem kiść winogron, a następnie szybko wrzuciłem ją do koszyka.
— No — oświadczyłem, stając może i ciut dumniej niż powinienem — czy, oprócz chleba, potrzebujemy czegoś jeszcze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz