Moje spojrzenie mimowolnie skierowało się w stronę rozmawiającej dwójki, a umysł ciągle zastanawiał się, czy to, co przed chwilą usłyszałem, było prawdą?
Czyżby mój najlepszy przyjaciel próbował za plecami umówić się z moją dziewczyną, naiwnie myśląc, że tego nie zauważę?
Zerwałem się z sofy i ruszyłem w ich kierunku, nie zważając na ból, który właśnie przeszył moją nogę. Co z tego, że lekarz zabraniał mi się nadwyrężać, skoro mój kumpel próbuje pokrętnie odbić mi kobietę, na którą czekałem przez całe swoje życie.
Co to, to nie.
Obraz opanowanego, wyrozumiałego i łagodnego mężczyzny momentalnie zniknął, pozostawiając za sobą wściekłego, zaborczego Daniela z iskierkami w oczach, który za swoją miłość byłby w stanie ślepo zniszczyć swoje relacje z przyjacielem z dzieciństwa.
Nachyliłem się nad dwójką i spiorunowałem wzrokiem Carlo, który na mój widok nie okazał nawet cienia skruchy. Ba! Można by rzec, że jego podstępną twarzyczkę pokrył delikatny, triumfalny uśmiech.
Bezczelny.
Czym prędzej stanąłem za plecami Idy i zaplotłem dłonie wokół jej talii, mocno przyciskając ją do siebie, jakby chcąc zaznaczyć, że jest moja.
Tylko moja.
— Chciałeś coś powiedzieć? — odparłem głośno, mierząc mężczyznę zirytowanym spojrzeniem.
— Nie. — mrugnął flirciarsko do Idy i oddalił się w kierunku swojej sypialni.
Z moich ust mimowolnie uwolniło się ciche mruknięcie przepełnione wściekłością.
Co on sobie myśli?
Dlaczego mi to robi, skoro doskonale wie, że Ida pokochała mnie?
Czy powinienem z nim porozmawiać?
W mojej głowie zaczęły kłębić się kolejne nurtujące pytania, które zaczęły mnie pochłaniać.
Czułem się jak rozbity statek, który z każdą minutą zaczyna tonąć i nie ma dla niego ratunku.
Ponownie powróciły wszystkie obawy, niepokoje i refleksje na temat życia.
Zagrożonego życia.
Co gorsza, nie tylko mojego, ale i Idy.
W milczeniu wypuściłem kobietę ze swych objęć, po czym zmierzyłem ją smutnym, tęsknym spojrzeniem.
Dlaczego tęsknym?
Tak bardzo pragnąłem starych, beztroskich czasów, w których mogliśmy cieszyć się swoją wzajemną obecnością, a teraz coś mnie blokowało. Nie potrafiłem skoncentrować się kobiecie, kiedy ciągle żyłem w strachu.
Nie chciałem znów dopuścić do sytuacji, w której nasze życie będzie zagrożone, gdyż tym razem los może nie okazać nam już swojej litości.
Udałem się w kierunku sypialni, bezwiednie padłem na miękkie łóżko i otworzyłem kopertę.
Już drugą.
Niech po raz kolejny mafia przypomni mi, że ma mnie na celowniku, a naciśnięcie spustu jest tylko kwestią czasu.
„Weszliście w ciemność. Nie ma z niej odwrotu.”
Wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł dreszcz przynoszący ból.
Skrzywiłem się i czym prędzej rozdarłem kartkę, i rozpaczliwie zasłoniłem twarz dłońmi.
Niech to będzie tylko koszmar.
Pragnę tego.
Spojrzałem w sufit, a żyłka na mojej skroni rytmicznie pulsowała, przypominając mi tykanie zegara.
Zegara, który odmierza czas do śmierci lub ratunku.
Jak wszystko się potoczy?
Chciałbym wiedzieć, ale nie jest mi to dane.
Zmrużyłem z całej siły oczy, a moje ciało drżało.
Do pokoju weszła ona.
Kobieta, którą pokochałem i od której wszyscy chcieli mnie oddzielić.
Przytula mnie, z zatroskaniem patrząc na to, jak moje dłonie nerwowo się trzęsą.
To dopiero początek.
Początek.
Jeżeli nic nie zrobimy, to równie szybko przybędzie do nas on.
Na imię mu koniec.
Ida?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz