Przebiegła odpowiedź dziewczyny sprawiła, że najzwyczajniej w świecie zamilkłem, nie chcąc jeszcze bardziej się pogrążyć.
Niech przez moment poczuje triumf i przewagę nade mną.
Dam jej tę satysfakcję.
Tylko na moment.
Ani chwili dłużej.
Światła zgasły, a film właśnie się rozpoczął, jednak był jeden mały, maleńki, mikroskopijny, ledwo dostrzegalny gołym okiem problem.
Nie mogłem się skupić.
Obecność dziewczyny całkowicie mnie rozpraszała, a mój lekko zdezorientowany wzrok mimowolnie kierował się ukradkiem w stronę jej twarzy, radośnie patrząc na to, jak pazernie pochłania kolejne nachosy, delektując się ich smakiem.
Ależ bym ją przytulił.
Tak, najzwyczajniej w świecie przytulił.
Nie potrzeba mi niczego więcej.
Oglądaliśmy seans, znaczy, ona oglądała, gdyż ja skupiałem się głównie na jej reakcjach, a dokładniej ich braku. Kobieta ani razu nie zasłoniła sobie oczu i oglądała ten horror bez większego wzruszenia.
Po zakończonym filmie wyszliśmy na ulicę i z delikatnymi uśmiechami stanęliśmy pod rozświetlającą nasze twarze lampą uliczną.
Klimat był niesamowity.
— Nie jest ci chłodno?
— Nie.
— Ta, jasne. — ująłem delikatnie jej rękę i spojrzałem na gęsią skórkę, która ukazała się na jej przedramieniu. — Możesz mnie okłamywać, ale twoje ciało zawsze powie mi prawdę.
Zdjąłem swój cienki płaszcz i narzuciłem go na dziewczynę.
— Dziękuję za dziś. Było… Fajnie.
Fajnie.
Tylko fajnie.
Carlo, przestań.
Lepsze to niż „przeciętnie”.
Bądźmy dobrej myśli.
Schowałem dłonie do kieszeni spodni i uniosłem na nią swe brązowe spojrzenie.
Wsiadła na motor i zniknęła w ciemności miejskich ulic.
***
Może to szalony pomysł, ale postanowiłem, że ją odwiedzę.
Właśnie miałem w zamiarze zapukać do drzwi jej domu, jednak usłyszałem jakieś hałasy za rezydencją.
Kiedy powolnym krokiem przemierzyłem ogród, zastałem coś w rodzaju stajni, a tuż przy drzwiach wejściowych do tej „najprawdopodobniej stajni”, stała Katfrin, mierząc mnie zaskoczonym spojrzeniem.
W jednej chwili do moich uszu wkradło się głośne rżenie.
— Nie wiedziałem, że masz konie. — podszedłem bliżej, gładząc swoją grzywkę.
— Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
— Po co je hodujesz? To tyle pracy.
— Bo kocham te zwierzęta, a jazda konna to mój ulubiony sport.
— Nie nazwałbym jazdy konnej sportem. — zaśmiałem się przebiegle, prowokując dziewczynę do nieco żywszej wymiany zdań.
— Co ty nie powiesz. — zaprowadziła mnie do środka stajni i zaczęła siodłać dwa konie. — Pokażę ci, że półgodzinna jazda zmęczy cię bardziej niż kilkugodzinne ćwiczenia na siłowni.
Zaplotłem ręce na wysokości klatki piersiowej i z zainteresowaniem patrzyłem na sporego wierzchowca, który patrzył na mnie nieufnie.
Katfrin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz