Ten dzień był wyjątkowo nieudany. Moja zła passa trwała już od momentu zaśnięcia. Wbrew mojej woli, miałem koszmar, który przypomniał mi wszystkie wydarzenia z mojej niechlubnej przeszłości. Obudziłem się w środku nocy, około godziny trzeciej. W domu było wyjątkowo duszno, wręcz nieznośnie. Narzuciłem na siebie cienki podkoszulek, po czym wziąłem gitarę i wyszedłem na balkon. Chciałem dać upust moim emocjom, które we mnie narastały i coraz bardziej kaleczyły, raniły, niczym odłamki szkła. Zacząłem więc cicho grać na moim instrumencie, tak, aby nie obudzić siostry, która spała w pokoju za rogiem.
Po pewnym czasie rozbolały mnie już opuszki palców, gdyż podczas gry nie używam piórka, według mnie, zabiera ono cały klimat i emocje wykonywanej przez nas piosenki.
- Oj Carter, te wspomnienia będą prześladowały cię całe życie, nie uciekniesz przed nimi, możesz się jedynie do nich przyzwyczajać. - Wymamrotałem sam do siebie, po czym podniosłem gitarę, odłożyłem ją na miejsce i położyłem się na łóżku, przy otwartych drzwiach balkonowych.
Ręce miałem podłożone pod głowę. Patrzyłem z poirytowaniem na sufit, nie mogąc zasnąć.
W ten sposób mój czas minął aż do godziny ósmej rano, kiedy to postanowiłem zjeść śniadanie na mieście, żeby przestać rozmyślać i gnębić się tematem przeszłości.
Codzienna rutyna - Wstałem, wziąłem prysznic, umyłem zęby, ubrałem białą, luźną koszulkę, ciemne spodenki, poprawiłem przed lustrem włosy i wyszedłem, zostawiając w kuchni na stole kartkę.
" Nie będzie mnie do 10, więc nie czekaj na mnie, rusz tyłek i zrób sobie śniadanie".
Na podwórku było przyjemnie ciepło, jednak wiał orzeźwiający wiatr, który po kilku sekundach sprawił, że moje włosy wyglądały na roztargnione i nieokiełznane po pobudce.
Udałem się do garażu, wziąłem kask i mój motor, po czym pojechałem, w poszukiwaniu jakiegoś małego baru, lokalu.
Po kilku minutach jakiś znalazłem. Kręciło się tu sporo ludzi, nie było żadnego wolnego stolika, nawet o tak wczesnej porze. Zakląłem cicho, po czym znalazłem wolne miejsce obok jakieś nieznajomej. Usiadłem na krześle obok, lekko się odsunąłem, po czym odparłem ochrypłym głosem:
- Można?
Popatrzyła na mnie jak na intruza, który przerwał jej rozważania, ja jednak byłem w takim padole emocjonalnym, że zbytnio się tym nie przejmowałem.
Po chwili odruchowo wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i zapaliłem jednego.
Dziewczyna znów zmierzyła mnie wzrokiem, jakby chciała coś ze mnie odczytać. Czyżbym miał na czole wypisane wielkimi literami "Przegryw życiowy"?
- Ale świeże powietrze. - Wydusiła sarkastycznie, po czym na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
Popatrzyłem na nią z poirytowaniem, po czym rzuciłem papierosa na bruk i zdeptałem go butem i zamówiłem coś do jedzenia.
Ciągle panowała między nami dziwna, napięta atmosfera. Dyskretnie zerkałem na dziewczynę, zwróciłem szczególną uwagę na jej strój: zbyt duża koszulka, ciasne dżinsy, skórzana kurtka i glany, mocno rozchodzone. Czyżby była typową dziewczyną w okresie buntu, czy może za takim strojem chciała ukryć swoją wrażliwość i problemy? Nie mam pojęcia.
Po zjedzonym śniadaniu, wypiłem mozolnie kawę i ponownie wyjąłem papierosa.
- Nałogowy palacz, co? - Zapytała, lustrując mnie spojrzeniem.
- Być może. - Odparłem oschle, przewracając lekko oczami.
- Zły dzień? - Rzekła ponownie.
Zdusiłem peta i spojrzałem jej w oczy, dopiero teraz ujrzałem ich jasnoniebieski, ujmujący kolor. Jej twarz miała delikatne, kobiece rysy, ale jej strój jakby całkowicie zaprzeczał jej delikatności.
- Być może. - Powtórzyłem.
- Masz wąski zasób słownictwa. - Uśmiechnęła się złośliwie, zauważając, że znów odpowiedziałem tym samym.
- Przynajmniej nie jestem gadatliwy. - Odparłem, odwzajemniając złośliwy uśmieszek.
Mimo tych naszych słownych przepychanek, polubiłem ją i z trudem tłumiłem śmiech, bo nasza rozmowa była wyjątkowo komiczna.
<Rachel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz