Spojrzałem na dziewczynę.
Martwiła się, a ja doskonale to widziałem. Nie chciałem zawalać jej moimi
problemami. Wystarczająco się namęczyła, przez moją depresję. Uśmiechnąłem się
szeroko, chcąc obrócić wszystko w żart.
- Nie przejmuj się moim
psychologiem Al., jest dobrze. W tym momencie, najważniejsze jest
bezpieczeństwo twoje i Luci. Moje problemy schodzą na dalszy plan. – Dziewczyna
chciała coś powiedzieć, ale ja szybko jej przerwałem – Musisz iść spać.
Jedziemy za… - zerknąłem na zegarek – dokładnie dziesięć godzin do twojego
mieszkania. Musisz być wypoczęta.
- Ale Billy! – zaczęła, chciała
się kłócić. Ja natomiast, przeskoczyłem przez oparcie po czym podniosłem Al i
zaniosłem ją pod pokój w którym spała, jak zauważyłem, z Lucią. – Jesteś niemożliwy
Moliere!
- Wiem, ale za to mnie uwielbiasz
prawda? – Uśmiechnąłem się, a dziewczyna odpowiedziała mi tym samym. Zerknęła
na łóżko, Lucia przekręciła się na drugą stronę. – Idź spać, nie żeby coś, ale
wyglądasz kiepsko. Szpital bardziej męczy niż pomaga, wiem coś o tym.
- Nie myśl, że się wykręcisz od
tej rozmowy Billy Joe Moliere! – Zaśmiałem się serdecznie, po czym objąłem
lekko Alth, dziewczyna odwzajemniła uścisk, a następnie poszła do pokoju
zamykając drzwi. Ja sam wróciłem do salonu.
Przez całą noc siedziałem nad
tekstami piosenek, oraz przesłuchując nowe melodie na słuchawkach. Chwilami
nawet trochę śpiewałem, pilnując już aby nie obudzić dziewczyn. Z samego rana,
Lucia wyszła z pokoju i skierowała się do łazienki. W tym czasie, Elizabeth,
kucharka która przychodziła dwa razy w tygodniu robiła jej śniadanie.
Ja sam się nie wtrącałem.
Siedziałem cicho w salonie z kawą, obserwując dziewczynę. Kiedy zasiadła za
stołem, uśmiechnęła się lekko. Po chwili jednak odwróciła się do mnie, i
zmarszczyła brwi.
- Tak wiem, nie chcesz żadnej
eskorty. Spokojnie. Chłopcy nie pójdą za tobą, ale jak coś, to dzwoń okej? Będę
spokojniejszy. – Lucia tylko skinęła głową, po czym zobaczyła swój plecak przy
drzwiach i zerknęła na mnie, ja jednak byłem już odwrócony do telewizora. Po
chwili usłyszałem tylko zamykanie drzwi.
Siedziałem tak jakiś czas, po
czym postanowiłem wziąć prysznic. Będąc w łazience, słyszałem rytmy moich
piosenek, które zawsze włączała Elizabeth, jak się niedawno okazało, była moją
fanką, jednak traktowała mnie normalnie. Stojąc przed lustrem, zobaczyłem coś
co mnie przestraszyło. Byłem cholernie blady, miałem przekrwione oczy oraz
ogromne wory pod nimi. Wyglądałem dokładnie jak ktoś, kto żyje bez snu po kilka
dni, a potem odsypia. Westchnąłem, muszę zacząć normalnie sypiać. Kiedy ciepła
woda zderzyła się z moją skórą, odprężyłem się. Pierwszy raz od jakiegoś czasu,
nie chciałem szybko wychodzić spod strumienia, bo wiedziałem, że gdy tylko
opuszczę łazienkę, znów będę cały czas spięty. Stwierdziłem jednak, że nie mam
wyboru. Przepasałem się ręcznikiem, po czym wyszedłem z łazienki w kłębach
pary. W pewnym momencie, kiedy już prawie byłem w swoim pokoju, zobaczyłem
Alth.
- Co jest? Wyglądasz, jakbyś
ducha zobaczyła – uśmiechnąłem się, opierając się jedną ręką o ścianę,
jednocześnie patrząc na zawstydzoną Al. Dziewczyna spuściła wzrok, jednocześnie
oblewając się rumieńcem. – Spokojnie, mogłaś trafić gorzej. Czasem nawet
ręcznika nie chcę mi się owijać wokół siebie.
Po moich słowach, dziewczyna
drgnęła a rumieniec jeszcze bardziej się powiększył. Zaśmiałem się, po czym wszedłem
do pokoju i zamknąłem drzwi. Otworzyłem szafę, po czym dość szybko znalazłem
ubrania o które mi chodziło. Założyłem na siebie białą koszulę, ciemne jeansy i
skórzaną kurtkę. Ubrany, z nieco mokrymi włosami wyszedłem do Althei.
Dziewczyna siedziała na kanapie, oglądając jakiś dziwny serial. Podszedłem
cicho, po czym przeskoczyłem przez oparcie lądując obok dziewczyny.
- Ej! – krzyknęła, po czym
złapała za poduszkę i uderzyła mnie nią. Zaśmiałem się, jednak jej nie oddałem.
Po chwili uspokoiliśmy się i Al wróciła do oglądania serialu. Patrzyłem na to z
rozbawieniem.
- Co tu jest takiego, czego nie
ma w normalnym życiu? – Zapytałem, a Althea tylko westchnęła.
- Bo, tam dziewczyna, zwykła
dziewczyna zaprzyjaźnia się z gwiazdą muzyki i… - złapałem ją za rękę, po czym
wskazałem na nią, potem na siebie, oraz moje mieszkanie – Oj, w tamtym świecie
jest lepiej!
- Weź przestań! Ten facet wygląda
jakby był po porażeniu mózgowym! Ja jestem o wiele lepszy. Poza tym, z tego co
widzę, mam też lepszy gust co do dziewczyn – wstałem z kanapy kierując się do
kuchni, aby zrobić sobie kanapkę. Althea patrzyła na mnie. – Czemu się tak zawstydziłaś
wcześniej co? Przecież nic strasznego nie zobaczyłaś – zaśmiałem się
przyjaźnie. – Zbieraj się, jedziemy do twojego mieszkania.
-----------
Jadąc na miejsce,
Althea milczała. Nie byłem pewny dlaczego, ale też nie mówiłem nic. Ciszę
przerywało tylko grające radio, w którym leciały kawałki jakiegoś zespołu
którego nie kojarzyłem. Kiedy dotarliśmy pod jej blok, dziewczyna wyszła z
auta. Ja natomiast wysiadłem zaraz za nią. Gdzieś za nami byli chłopcy, nie
chciałem wchodzić do środka bez nich, ale Al się uparła. Koniec końców,
weszliśmy tam sami.
Będąc w środku,
szybko okazało się, że nic nie zniknęło ale całe mieszkanie było zdemolowane.
Szybko zdałem sobie sprawę, że ktoś był tu jeszcze tego dnia. Spojrzałem na Al.
- Coś się stało
Billy? – W tym samym momencie, usłyszeliśmy hałas w jednym z pokoi. Zostawiając
Al nieco z tyłu, jednocześnie ją osłaniając, podszedłem do drzwi. Serce biło mi
jak szalone, ale kiedy chciałem je otworzyć, nagle rozwarły się gwałtownie.
Wysoki blondyn w
bluzie z kapturem, wyskoczył na mnie jednak zdążyłem się odsunąć i uderzył w
ścianę. Odpędziłem Alth, dziewczyna wybiegła z mieszkania. Czas dłużył mi się
niesamowicie, kilka razy oberwałem, jednak w tym czasie ja również nieźle obiłem
twarz chłopaka, udawało mi się go zatrzymać, do momentu kiedy nie wyjął z
spodni pistoletu i wystrzelił. Poczułem tylko ból w ramieniu, a on wyrwał mi
się dokładnie w tym momencie, kiedy do mieszkania wbiegło trzech strażników.
Jeden z nich popędził za uciekinierem.
- Billy! Cholera –
Althea nie wiedziała co robić. Tyson zadzwonił po zaznajomionego lekarza, abym
nie musiał jechać do szpitala. Był na miejscu już po dziesięciu minutach,
ponieważ miał wizytę w okolicy.
- Och, Moliere. Ty
to zawsze się w coś wpakujesz co? – Uśmiechał się pobłażliwie, kiedy owijał mi
ramię, zerkając na koszulę leżącą na podłodze – I w co ty się ubierzesz?
- Spokojnie
doktorku, mam ubrania w aucie. Mike po nie poszedł – Uśmiechnąłem się, jednak
mój wzrok padł na Al, stała cicho pod ścianą zerkając na mnie co jakiś czas.
Lekarz odwrócił się w jej kierunku i zadał jej parę pytań, a kiedy wyszedł, ja
zastąpiłem jego miejsce obok niej.
- Bardzo boli? –
Zapytała, delikatnie dotykając mojego ramienia, syknąłem cicho z bólu, a ona
szybko zabrała dłoń – Przepraszam!
- Spokojnie, to
nic takiego. Kula przeszła na wylot. Już wiesz, dlaczego chciałem eskortę dla
was? Martwię się, że znów to się stanie, a mnie nie będzie obok. Muszę w końcu
wrócić do pracy, odwołałem prawie dwadzieścia koncertów, aby jak najszybciej
cię odnaleźć, ale przez to, mój menadżer ma straty… - Dziewczyna zaczęła
niespodziewanie płakać, szybko się zamknąłem i ją przytuliłem. Pozwoliłem jej,
aby płakała. Dziewczyna wtuliła się we mnie, a ja, ignorowałem nawet
narastający ból ramienia.
Po jakimś czasie,
dziewczyna odsunęła się, a ja tylko poprawiłem jej włosy.
- No już,
spokojnie. Założę koszulkę i wrócimy do mnie okej? Lucia może już wrócić,
lepiej aby nie była sama. Tobie też przyda się jej towarzystwo – Uśmiechnąłem się,
po czym założyłem na siebie granatowy t-shirt i razem z Al, wyszedłem z
mieszkania dalej widząc, jak łzy napływają jej do oczu i momentami spływają po
policzkach.
Jadąc samochodem,
również nie rozmawialiśmy. Pozwoliłem jej, aby pomyślała o tym wszystkim. Mnie
najbardziej intrygował ten chłopak, nie miałem informacji o Cole’u, martwiłem
się o niego. Oby nic mu się nie stało. Kiedy weszliśmy do mieszkania, Luci nie
było. Podszedłem do kuchni.
- Robię sobie
kawę, chcesz coś do picia? – Zapytałem, jednak wzrok dziewczyny zmroził mi krew
w żyłach. Płakała. Znowu. – Co jest?
- Przepraszam…. –
szepnęła patrząc w podłogę, a ja tylko się zaśmiałem.
- Nie masz za co,
naprawdę. Lepiej że to ja, niż ty Al.
Althea?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz