Kiedy z udawaną pewnością siebie wyciągnąłem gitarę, w duchu modliłem się, żeby nie pomylić żadnego akordu. Myśl pozytywnie... Łatwo mówić, kiedy jest się totalnym pesymistą. Jednak po zakończeniu utworu, dziewczyna wydawała się naprawdę zadowolona z tego, co usłyszała i potwierdziła to w wypowiedzianych słowach.
-W końcu jestem "nie najgorszy", prawda? - Uśmiechnąłem się.
-Racja. Ciekawe, jak to będzie wyglądać kiedy staniesz się dobry? - Kąciki jej ust powędrowały ku górze.
-Wtedy będziesz już mogła kupować bilety na mój koncert. - Wywróciłem oczami, niczym gwiazdka Disney'a.
-Nie mogę się doczekać. - Zaśmiała się
-No to teraz twoja kolej. - Wskazałem na jej skrzypce. - Wiem, że grałaś już jak weszliśmy, ale chcę posłuchać od początku.
-Ja też. - Alycia spojrzała na nią maślanymi oczkami.
-Jesteście strasznie uparci. - Westchnęła. - Ale zagram, tak jak była mowa na początku.
-Dziękujemy łaskawej pani. - Odparłem z lekką ironią w głosie, jednak po chwili się zaśmiałem.
Dziewczyna przyłożyła skrzypce do brody, oparła je na ramieniu i z gracją przesunęła smyczkiem po strunach. Do moich uszu doleciał subtelny dźwięk wydawany przez instrument. Lucia płynnymi ruchami czarowała delikatną muzykę. Nie była to żadna skomplikowana ani patetyczna melodia, ale bardzo dobrze wpadający w ucho utwór.
-Całkiem ładnie idzie ci ta gra na skrzypcach. - Pokiwałem z uznaniem głową.
-To takie początki w sumie. - Mruknęła lekko zakłopotana komplementem. I weź tu powiedz coś miłego dziewczynie?-Ja chcę więcej. - Moja młodsza siostra klasnęła zadowolona w ręce.
-Alycia... Daj spokój. - Mruknąłem.
-To ja będę się już zbierać. - Lucia zaczęła się pakować.
-Nie no... Ty byłaś tutaj pierwsza. Powinnaś zostać. - Przeczesałem włosy palcami.
-Nie możecie grać oboje? - Sis spojrzała na nas z uwagą. - My z Panem Guzikiem chętnie was posłuchamy.
-Trochę ciężko tak. - Zaśmiałem się. - Szczególnie, jeśli będziemy grać co innego.
-Dlatego proponuję ci, że zwolnię salę. - Ciemnowłosa wbiła we mnie spojrzenie.
-Hmm... Nie. Zostań. Ja poćwiczę w domu, zresztą Alycia jest już zmęczona.- Spojrzałem na tego małego gówniaka. - Prawda?
-Co? Ja chcę was jeszcze posłuchać... -Zaczęła żałosnym głosem, jednak puknąłem ją delikatnie. - Ale w sumie to faktycznie miałam dzisiaj ciężki dzień w przedszkolu. - Teatralnie przetarła oczki.
-Oh, a co robiłaś? - Dziewczyna spojrzała z zainteresowaniem na Alycię.
-Baaardzo dużo rysowałam i musiałam bawić się w berka. - Westchnęła, jakby była matką piątki dzieci.
-To naprawdę męczące. - Lucia zaśmiała się delikatnie. Wziąłem młodą za rękę, zgarnąłem futerał z gitarą i pomachałem na pożegnanie ciemnowłosej.
-Mam nadzieję, że do zobaczenia jeszcze kiedyś! - Uśmiechnąłem się.
-Pa, miło było was poznać! - Odmachała nam. Kiedy znaleźliśmy się przed szkołą Alycia spojrzała na mnie z wyrzutem.
-Dlaczego nie chciałeś z nią zostać? Ona jest taka fajna. - Burknęła niezadowolona.
-Dziecko... Nie wiesz, że czasami można komuś przeszkadzać? - Wywróciłem oczami.
-Ale czy ona wyglądała jakbyśmy jej przeszkadzali?- Skrzyżowała rączki na klatce piersiowej.
-Nie, ale pewnie tak było. - Mruknąłem. Uciąłem w ten sposób dyskusję i skierowaliśmy się na przystanek. Po powrocie do domu, odgrzałem nam obiad przygotowany przez mamę i udałem się następnie do swojego pokoju, gdzie zamiast odrabiać lekcje, wziąłem się za grę na gitarze. Brzdękając w struny myślałem o dziewczynie, którą dzisiaj poznałem. Wydawała się naprawdę spoko. Jezuu, nawet nie wiem do jakiej klasy chodzi. Jestem idiotą. Z pewnym ociąganiem zabrałem się za odrabianie pracy domowej. W połowie roboty zadzwonił do mnie Steve.
-Hej stary, za ile się widzimy na skateparku? - Rzucił do mnie wesołym głosem.
-Hej... No taak! Mieliśmy dzisiaj wyjść. - Pacnąłem się w głowę. Spojrzałem na cyfrowy zegarek na moim biurku. Była 17. - Za godzinę?
-Dobra. - Kolega zgodził się bez problemu i zakończyliśmy rozmowę. Dokończyłem to co zdążyłem z pracy domowej i zacząłem się szykować. Wyskoczyłem ze swojego pokoju i pognałem do przedpokoju na dole.
-Gdzie idziesz? - Usłyszałem głos mamy.
-Na rolki. - Odparłem. - Ze Stevem.
-Tylko wróć przed 21. - Usłyszałem w odpowiedzi.
-Oczywiście. - Westchnąłem. Założyłem rolki i ruszyłem przez osiedle. Przejechałem park i zjawiłem się na skateparku, gdzie czekał na mnie już kumpel.
-Siemka. - Przybiliśmy piątkę. - Od czego dzisiaj zaczynasz?
-Na rozgrzewkę varial heelflip. - Mrugnął do mnie okiem. - A ty?
-Poskaczę sobie na rampach. - Odparłem.
-Tylko się nie wywal.- Pokazał mi język.
-Jak tak mówisz, to na pewno zaliczę glebę. - Zaśmiałem się. Zaczęliśmy nasze akrobacje. Czas mijał nieubłaganie i zanim się obejrzałem była już 20.45.
-O kuźwa, stary! - Krzyknąłem do Steva. - Muszę lecieć, bo obiecałem, że będę wcześniej w domu.
-Jasne. - Przytaknął. Nie wyśmiał. - Też się będę zbierał.
-Do jutra! - Machnęliśmy na pożegnanie i każdy pojechał w swoją stronę. Było już naprawdę ciemno. W parku przez, który przejeżdżałem ledwo co widziałem. Nagle poczułem jakąś linkę na wysokości łydek i czując jej opór, straciłem równowagę, po czym ległem jak długi na chodniku. Poczułem psi język na swoim policzku i spojrzałem w ciemne oczy należące do białego, kudłatego stworzenia.
-O matko, nic ci nie jest? - Ten głos wydawał mi się znajomy.
-Chyba nie. - Dźwignąłem się na kolana i pocierając lekko obolałe dłonie, którymi podparłem się przy upadku, dostrzegłem nad sobą... Lucię. Ale przypał. Wywalić się przy nowo poznanej dziewczynie. - Hejka. - Uśmiechnąłem się przygłupio.
[Lucia? :3]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz