Dzisiejszy poranek nie był zbyt dobry. Obudziła mnie Gwen, która wyleciała z pomieszczenia, które zapewne zostawiłam lekko otwarte, a ptak znalazł mnie na górze. Usiadła na fotelu i zaczęła wymachiwać skrzydłami chcąc mnie zapewne obudzić. Otrząsnęłam się ze snu zdziwiona i zaskoczona faktem, że ptak znalazł się w moim pokoju. Westchnęłam i spojrzałam na nią zdezorientowana kładąc dłoń na czole.
- Gwen co ty tutaj robisz - powiedziałam, a ptak jedynie spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami i zaczęła kręcić głową na boki. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Sowa zaczęła znów machać skrzydłami.
- Tak proszę za mną, wracasz do siebie -rzekłam, a ta jakby zrozumiała i wyleciała na korytarz. Usiadła na poręczy i czekała aż do niej dojdę, kiedy już byłam blisko niej zleciała na dół. Zaprowadziłam ptaka na miejsce i dałam jej jedną mysz w nagrodę, że grzecznie wróciła na miejsce. Będzie miała zajęcie na jakiś czas by ją upolować. Poszłam do kuchni i tam zrobiłam sobie szybkie śniadanie w formie naleśników z sorbetem malinowym. Zrobiłam je w około dwadzieścia minut i szybko zjadłam. Wróciłam na górę by umyć się i przebrać z piżamy, w której dalej jestem. Spojrzałam szybko na zegarek na kuchence, który wskazywał 7.28. Miałam dziś na 9 do pracy, a planowałam iść jeszcze zapisać Bellamiego do fryzjera bo ten oczywiście nigdy nie ma czasu biedulek. Kiedy poszłam na górę weszłam od razu pod prysznic i tam stałam dobre dziesięć minut delektując się ciepłą wodą spływającym po moim ciele. Kiedy wyszłam już z mojego małego azylu od razu opatuliłam się puchatym czarnym ręcznikiem. Podeszłam do umywalki i z szafki zrobionej z lustra wyjęłam szczoteczkę chcąc umyć zęby. Kiedy już zrobiłam wszystko związane z poranną toaletą odłożyłam ręcznik na miejsce i wyszłam po ubrania do pokoju. Ubrałam się szybko i sięgnęłam po telefon. Była już 7.58. Słaby czas. Musiałam się troszkę pośpieszyć bo zawsze po drodze muszę kupić sobie kawę inaczej jestem zbyt wredna dla innych. Westchnęłam i zeszłam na dół. Wzięłam kluczyki do samochodu i chciałam iść już do garażu jednak Niala leżąca przed wyjściem przypomniała mi o tym, że zapomniałam dać im jedzenia.
- Przepraszam małe, już daje - powiedziałam bardziej do siebie niż do nich, ale mimo wszystko suka uniosła pysk i spojrzała na mnie.
- Chodź - rzekłam, a ta wstała i poszła za mną do kuchni. Nasypałam im karmy do misek i nalałam wody bo miały jej już za mało. Psy od razu podeszły do misek i zaczęły jeść, a ja sięgnęłam po torbę, którą położyłam na blacie. Założyłam ją na ramię i wyszłam do garażu. Wsiadłam do samochodu i otworzyłam garaż oraz bramę guzikiem przypiętym do kluczy. Wyjechałam i od razu wszystko zamknęłam. Wiedziałam, że muszę się pośpieszyć. W połowie drogi znalazłam się w kawiarni i brałam kawę na wynos. Oczywiście czarną o smaku bananowym z łyżeczką cukru bez mleka. Kiedy dostałam swoje zamówienie od razu wróciłam do samochodu i ruszyłam w stronę fryzjera gdzie Bell zwykle się strzyże. Za bardzo zarósł bym go nie zapisała. Zatrzymałam się przed budynkiem i weszłam z kawą do pomieszczenia.
- Dzień dobry - powiedziałam i podeszłam do lady, za którą siedziała jakaś dziewczyna.
- W czym mogę pomóc? - zapytała i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
- Chciałabym zapisać brata do fryzjera, najlepiej we wcześniejszych porach - powiedziałam, a ona skinęła głową i wyjęła notes by zobaczyć grafik pracy. Nagle do pomieszczenia wszedł jakiś mężczyzna. Wyglądał... źle. Jego przetłuszczone włosy przyklejały się do zmarnowanej twarzy, która ukazywała uczucie obojętności. Miał zabrudzone ubrania i w dodatku wszedł bez żadnego dzień dobry. Nienawidzę takiego zachowania. Usiadł na kanapie i wyjął telefon zapewne coś przeglądając. Nagle uniósł wzrok i spojrzał na mnie unosząc brew zdziwiony. Ciekawe kurwa czym. Prychnęłam pogardliwie i spojrzałam na dziewczynę za ladą upijając łyka kawy. Może ona pomoże.
- Jakiś problem? - usłyszałam nagle zapewne od chłopaka. Odwróciłam głowę w jego stronę.
- tak twoja kultura. A raczej jej brak - odpowiedziałam z miłym uśmiechem.
- Wolny termin najbliższy to piątek na 8.30 - powiedziała dziewczyna za ladą.
- Dziękuje, niech będzie - rzekłam, a ona skinęła głową. Kątem oka zauważyłam, ze chłopak wstał i zmierza w moją stronę. Upiłam kolejny łyk kawy i odłożyłam ją na blat. Odwróciłam się do niego i uniosłam dumnie podbródek by spojrzeć na chłopaka, który stał tuż obok mnie. Czułam, że jego ubrania nie były zmieniane od dłuższego czasu. Przesiąkły potem i marihuaną.
- Jakiś problem? - zapytałam powtarzając specjalnie jego wcześniejsze pytanie jakie zadał w stosunku do mnie.
Gabriel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz