Z uśmiechem na twarzy przyglądał się kartce podpisanej przez komisarza, świadczącej pogrubionym drukiem o długim odpoczynku. Bez problemu mógł spakować rzeczy i wyjechać do rodzinnego miasteczka, gdzie zdąży na rocznicę rodziców.
- Powiedz mi tylko, jakie wino mam kupić… Przecież wiesz, że nie znam się na tych “szlacheckich trunkach”. - powiedział do telefonu, wygodnie rozsiadając się na biurowym krześle, skąd miał idealny obraz na miasto.
- Alkohol to twój kaliber, obiecałeś! Ja zajmuję się szykowaniem kolacji! - automatycznie odsunął urządzenie, aby oszczędzić wrażliwe bębenki. Kiedy jego siostrzyczka była wściekła, wolał nie drażnić ją w żaden sposób. Siniak pod okiem jeszcze nie zniknął po ostatnim razie, kiedy oberwał piłką z kauczuku.
- Wypraszam sobie… Przypominam, że to ja opłaciłem im dwutygodniową wycieczkę w ramach prezentu, na który MIELIŚMY złożyć się razem. - mruknął zrezygnowany, odwracając się w stronę wejścia. Jakie było jego zdziwienie kiedy szef rzucił mu pod nos kartkę. Szybko pojął słowa, napisane znanym mu pismem. - Zmiana planów. Jedziesz sama.
~ * ~
Przeklinając pod nosem wszystkich ludzi, żyjącym na planecie mknął ulicami znajomego miasta. Ranienie cywila pod klubem. Sprawa dla typowego krawężnika, jednak zemsta obstawiona przez pracodawcę. Pomimo ich wspólnej przyjaźni, to Trace dostawał najwięcej po dupie. Mężczyzna szybko powrócił do rzeczywistości, przypominając sobie o dotychczasowym zajęciu. Spojrzał niezrozumiale na swoją rozmówczynię, w ostatniej chwili powstrzymując parsknięcie śmiechem. Gołym okiem było widać lekki wpływ alkoholu na nieznajomą, która w najlepsze szczerzyła uśmiech do barmana.
- Wypiłbym coś znacznie mocniejszego… Jednak mój urlop szlak trafił w ostatniej chwili. - wzruszył ramionami, kładąc swój służbowy notatnik na drewnianym blacie baru. - Proszę opisać mi zaistniałą sytuację sprzed ponad godziny.
- Co mogłabym powiedzieć. Hm… Było ciemno, a oszołomienie przez niezapowiedziany wystrzał z broni palnej, spowodował swoje. - nie nawiązując kontaktu wzrokowego z brunetem, w najlepsze przesuwała szklankę raz w prawo raz w lewo. - Inaczej bym zareagowała, jednak zmysły straciły na ostrości.
- Znałaś ofiarę osobiście? - dopytał, wlewając wcześniej zamówione trzy kieliszki wódki do soku. - Może wcześniej miałyście możliwość kontaktowania się?
- Jedna z wielu znajomości, interakcje w bardzo okrojonej ilości.
- Mogła podpaść jakimś ludziom?
- Wydaje mi się, że nie było takiej możliwości.
- Co robiłyście na zewnątrz?
- Kolejny glina, który nie różni się od innych psów. - skwitowała na koniec, wybuchając cichym śmiechem pod nosem. Wypowiedź Katfrin całkowicie zaskoczyła młodego policjanta, który nie wiedział jak poprawnie zareagować. W pewnym sensie poczuł się urażony jej słowami.
Rezygnując z wojska na rzecz policji, oddał tym samym w pewnym sensie swoje serce. Jeśli miał najbliższe lata do emerytury zawodowej poświęcić na wykonywanie dotychczasowych zadań, postanowił robić to skrupulatnie. Włączając w to swój przesadny profesjonalizm. Za każdym razem kiedy słyszał od wyżej postawionych z komendantem na czele uszczypliwe słowa w stronę swojego podejścia, wolał przemilczeć niektóre sytuacje.
- Za to ludzie nie mają odrobiny szacunku do ludzi, którzy ślęczą nad takimi sprawami… Jaka odbyła się niedawno. - westchnął zrezygnowany, wypijając całą szklankę soku z dodatkowymi procentami. Chodź prawie tego nie poczuł, pomogło mu trochę ochłonąć po całym dniu. - Może od początku, hm? Każdy chce mieć to już z głowy i iść do swoich zajęć, prawda?
Katfrin? Beznadziejnie, ale następnym razem naprawię swój błąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz