5 maj 2019

Od Trace'a C.D Sarah

Młody na pierwszy rzut oka policjant, przyglądał się z zaciekawieniem zaistniałej sytuacji między rodzeństwem. Jednak tym samym nie zamierzał ingerować, dając im czas na obgadania sytuacji, w jakiej zdołał się znaleźć brat nieznajomej. Trace kątem oka zaczął skanować ciało wcześniej wspomnianej kobiety. Musiał przyznać, że było na czym zawiesić oko. Jednak równie szybko skarcił się za takie bezpodstawne myślenie. Sięgnął do przewieszonej na oparciu krzesła skórzanej kurtki, z której wyciągnął swój stały dobytek. Bez najmniejszego informowania towarzyszy, biały dym wraz z specyficznym zapachem tytoniu, uniósł się w górę ku sufitowi. Niegdyś palenie na tym komisariacie było stanowczo zabronione przez rządzącego od wieku lat kapitana. Jednak efektowne przesłuchania prowadzone na zasadach Phoenix'a, zdołały przekonać szefa na małe zmiany.
Zdziwiony sięgnął po leżący na blacie telefon, analizując treść odebranej od siostry wiadomości. Zliczając ilość produktów, które miał jeszcze tego wieczoru kupić do mieszkania, psuły mu humor jeszcze bardziej. A zagrywki ze strony zakutego w kajdanki chłopaka tylko sprawdzały wytrzymałość stróża prawa. A granica stawała się coraz bardziej krucha i nikła.
Chyba piesek prawa nie jest specjalnie zainteresowany, siostrzyczko. -zaśmiał się drwiąco, przywracając bruneta do rzeczywistości ze świata przemyśleń. Nie wzruszony strzepał nadmiar popiołu z końcówki papierosa do pobliskiej popielnicy, podejmując swoiste wyznanie.
Nie biję idiotów na oczach pięknych kobiet, O’Hara. Jestem kim jestem, lecz mam kodeks moralny. - wzruszył ramionami, podsuwając akta pod swój nos. Przewracał to kolejne strony, chcąc dokończyć czytanie biografii karnej. - Szczerze? Jestem tutaj tylko na zastępstwie. Ludźmi, którymi się zajmuje w moim zawodzie...Przeważnie od rozpoczętej sprawy lądują w lodówce, a przesłuchuje potencjalnych świadków, bądź samych morderców.
- Jednym słowem, DUPA. Widać ewidentnie za jakich fachowców są uważani w społeczeństwie. - przerwał wypowiedź własnej siostry, aby po raz kolejny dorzucić swoje trzy grosze. Powoli swoim zachowaniem zaczął szarpać nerwy starszego.
- Tak samo jak przemoc domowa względem rodzeństwa, Gabe! - całe zajście wydarzyło się równo z mrugnięciem oka. Krzesło uderzyło z hukiem o podłogę, w akompaniamencie pisku kobiety. W tym czasie Phoenix chwycił drugiego mężczyznę za ubranie wierzchnie w ostatniej chwili, zatrzymując pięść przez jego twarzą. Niespodziewanie policjant przeniósł wzrok na miejsce na ramieniu, gdzie dostrzegł zaciskające się mniejsze dłonie.
- Naprawdę... Rany nie są wynikiem pobicia. Zapewniam. - odezwała się nareszcie po dłuższej chwili, próbując naprostować napiętą sytuację.
- Załatwię dokumenty zwalniające z posterunku. Postaram się jednak, aby obyło się bez wpłaty pieniężnej. Nie mogę patrzeć jak tak piękna dziewczyna płaci za rzeczy, które wyrabia niedorozwinięty płód.
~ * ~
- Podczas tej bezsensownej rozmowy próbuje panu uświadomić, że nawet nie dotknąłem tamtego świadka. Prawda. Oszczerstwa jakieś tam poleciały, ale nigdy nie krzywdzę niewinnych. - przeczesał włosy, chcąc jakoś zamaskować swój tymczasowy brak argumentów.
- Twoje metody przesłuchań są efektywne, ale nawet JA zauważam coraz częściej przesadność. Dlatego wcale nie dziwi mnie to wezwanie, lecz porozmawiam z facetem. - rzucił plik papierów na biurko, obracając się w stronę oka. - Jesteś wolny, Phoenix. Widzimy się jutro.
- W tym roku zamierzam ubiegać się o większą stawkę wypłaty, kapitanie. Oraz powrócić do moich zabójstw. - odpowiedział na odchodne, zatrzaskując za sobą szklane drzwi gabinetu pracodawcy.
Opierając się o karoserię własnego samochodu zaparkowanego przed posterunkiem, właściciel wbijał wzrok w piękne niebo przyozdobione księżycem i wesoło migającymi gwiazdami. Miło zapowiadające się popołudnie i plany z nim związane legły w gruzach, a on dostał kolejną stertę dokumentów do wypełnienia. Samo upomnienie wlepione przez kapitana zrujnowały do reszty jego morale jak i dzisiejszy humor. Zwieńczeniem tego wszystkiego były utrzymane zarzuty od adwokata jednego z świadków sprawy, za domniemane naruszenie godności i uszczerbek fizyczny. Przed zapaleniem kolejnego w krótkim odstępie czasowym papierosa, przeszkodziły mu dwie osoby opuszczające jego miejsce pracy. Nadal gryzło go sumienie, kiedy zauważył źle wróżące rany na jej delikatnej twarzy. Dla własnego spokoju ducha i sumienia podszedł do nowo poznanej dwójki, stając na ich drodze.
- Przepraszam… Chciałem zaspokoić swoje myśli, znaczy zapytać...Czy wszystko dobrze z panią? Czy rany na twarzy nie są spowodowane przez Twojego brata? Znaczy… - westchnął, przeczesując dłonią włosy. Debil, skarcił się w myślach. Widząc prześmiewcze spojrzenie palącego faceta, złapał go niespodziewanie za kark. - W ramach przeprosin, oferuje podwiezienie do miejsca zamieszkania.

>Sarah?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz