7 maj 2019

Od Odeyi C.D Samuel

    Gdy wyszłam spod prysznica, już czysta i pachnąca, nie spodziewałam się, że Jane dopadnie mnie i będzie nalegać na rozmowę. Nalała mi herbaty do kubka i zaczęła temat, którego nie spodziewałam się, że zacznie. Przez dosyć dłuższy czas kłóciłyśmy się o to, że rzekomo zachowuję się zbyt frywolnie i zapominam o tym, że moja ręka jest już komuś obiecana. Przez pewien czas zastanawiałam się, o co jej chodzi. No bo przecież nic złego nie robiłam. To była tylko głupia, infantylna zabawa, a żadne zalążki romansu. W każdym razie mi to na coś takiego nie wyglądało. A moja siostra… Wiadomo jaka ona jest. Lubi sobie coś dopowiadać, koloryzować i mieszać fakty. Ja się dziwię, że Isaac tak długo już z nią wytrzymał. To jest wręcz niemożliwe, bo ja ledwo co daję radę przez te kilkanaście lat. Fakt, jest moją siostrą i zdążyłam już przywyknąć, ale proszę ja was, bez przesady.
     - Daj spokój, to tylko Tobias, sam zdradza mnie ze swoimi asystentkami i  ty chcesz jeszcze, żebym to ja się powstrzymywała. Przecież ja z Samem nie kręcę, jesteśmy tylko znajomymi. - Starałam się to wyjaśnić na spokojnie, ale Jane w dalszym ciągu nie dawała za wygraną..
     - Odeya, nie tłumacz się jak dziecko. Jesteś zaręczona, a ciągnie cię do tego chłopaka. Naprawdę myślisz, że to w porządku wobec Tobiasa? - W tym samym momencie było nam dane słyszeć odchrząknięcie, dobiegające z drugiego końca kuchni. Stał tam Sam we własnej osobie, przyglądając się nam, jednak nic jeszcze nie mówił. Jane zamilkła, a ja tylko kątem oka spojrzałam na jego tatuaże. Były świetne.
     - Miło mi było, ale muszę już uciekać. Cieszę się, że mogłem pomóc. Polecam się na przyszłość - powiedział z uśmiechem na ustach, zakładając swoją koszulkę..
     - Nie zostaniesz na kolacji? Napracowałeś się dzisiaj, nie mam sumienia puszczać się do domu o pustym żołądku - zaproponowała Jane. Chyba rzeczywiście ukuło ją trochę moje kazanie, które wygłosiłam jej parę godzin temu.
     - Dzięki, ale odmówię. Ja… muszę coś jeszcze załatwić na mieście. Jeśli chcecie, mogę was jeszcze podrzucić do domu - zaoferował, na co ja pokiwałam głową. Fakt był taki, że chciałam wrócić do domu i pójść spać, żeby następnego dnia pójść do mojej… Pracy. Mając na myśli pracę, mówię o mojej robocie na pół etatu w jednej z małych kawiarni w centrum miasta. W każdym razie fakt jest taki. Chce być wyspana, idąc do roboty.
    Jane widząc moją reakcję również kiwnęła głową. Chyba też nie chciała dalej tu siedzieć. Może przez naszą rozmowę, a może równiez była zmęczona tym całym dniem. Zupełnie tak, jak ja. Chociaż w tym byłyśmy zgodne. Miałam tylko nadzieję, że wchodząc do domu, nie zastanie nas ta sama bezsensowna rozmowa, którą prowadziliśmy przed chwilą. O Boziu, jak bardzo tego nie chciałam.
    Zamieniliśmy jeszcze parę zdań w czasie, gdy schodziliśmy na dół, do jego samochodu, jednak podczas drogi nastała głucha cisza. Nikt się nie odzywał, nawet nasze oddechy było słabo słychać. Nie wiem od czego to zależało, możliwe tylko ja sobie coś ubzdurałam i zaczynam wchodzić na wyższy level spierdolenia [to coś w moim stylu].
    Kiedy Samuel zajechał na podjazd naszej wielkiej posiadłości, mojej uwadze nie umknął samochód mojego narzeczonego. Ciekawe po co tym razem wpadł Tobias. Żeby wyżyć się na mnie w nocy i rano jak gdyby nigdy nic pojechać? Jakby nie patrzeć to było bardzo prawdopodobne.
    W czasie, gdy Jane podziękowała za podwózkę i wysiadła. Ja w dalszym ciągu siedziałam i jedyne co zrobiłam, to wymruczałam pod nosem:
     - Ciekawe jak długo z nim wytrzymam…
     - Co? - Zmarszczył brwi. Pewnie nie słyszał tego, co mówiłam. Ja jedynie pokręciłam głową, siląc się na delikatny uśmiech. Nie chciałam i nie zamierzałam powtarzać tego kolejny raz.
     - Nic takiego, do następnego kolego - zaśmiałam się, gdy dotarło do mnie, że nieświadomie zrymowałam. On również to zauważył, jedna tylko pomachał mi na pożegnanie, a gdy zamknęłam za sobą drzwi, to odjechał. Westchnęłam ciężko. Wiedziałam, że to był moment spotkania z diabłem. Za wszelką cenę chciałabym uniknąć wspólnie z nim spędzonej nocy, jednak domyślałam się, że to graniczy z cudem.
    Gdy otworzyłam drzwi do domu, zastał mnie dosyć naturalny widok. Mój ojciec siedział na kanapie razem z Tobiasem. Rozmawiali. Naprawdę nie chciałam i do tej pory nie chcę wiedzieć, na jaki temat prowadzili tę konwersację. Jedynie przywitałam się z nimi kiwnięciem głowy i ruszyłam na górę, by przebrać się w piżamę i iść spać. O dziwo sen przyszedł szybko, tak samo jak o dziwo rano, budząc się, nie zastałam obok siebie w łóżku znajomego ciała Tobiasa. Zamiast niego była pustka. Nie, żebym narzekała na tę pustkę. Była cudowna, uwielbiałam ją, ale sam fakt, że nie został. Nie został nawet po to, żeby się do mnie dobrać i nasłać na mój umysł kolejny tabun koszmarów, jak miał w zwyczaju.
    Tego dnia na spokojnie wstałam razem z budzikiem, wstąpiłam do łazienki żeby się ogarnąć zupełnie tak, jak dnia poprzedniego. Ubrałam się i popędziłam do pracy, wkładając do torby świeżo uprasowany i czysty uniform pracownika. Sama byłam zdziwona, kiedy wychodząc z domu, na mojej twarzy zakwitł prawdziwy, szczery uśmiech.
    Witaj poniedziałku. Ciekawe czym mnie dzisiaj zaskoczysz.


< Samuel? Bez polotu, wybacz :/ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz