18 maj 2019

Od Trace'a C.D Noellia

Po tygodniu bezczynnego leżenia na łóżku, Trace mógł szczerze przyznać jedno, miał dość wiecznej bezczynności. Szpital McKanley na stałe zawitał na wymyślonej przez siebie liście miejsc, które będzie omijać szerokim łukiem. No chyba, jeśli chodzi o kostnice. Jedynym wynagrodzeniem była cisza i spokój od nieproszonych gości. Był z siebie mocno zadowolony po rozmowie z lekarzem, na wcześniej wspomniany temat. Ciągłe marudzenie na ciągłe leżenie zostało mu wynagrodzone krótkimi spacerami po korytarzach szpitala, z pomocą dodatkowych kończyn. Przy najbliższej sposobności musiał podziękować jego nowej znajomej za zniszczenie kolana, gdzie jego stan po ciągłych zabiegach nie ucieszył ortopedy.
Poświęcając czas na tworzenie coraz to nowszych prac artystycznych idealnie wykorzystał jako przykrywkę, do rozpoznania swojego położenia. Które swoją droga nie było kolorowe. Dzięki znajomością z zewnątrz zdołał poznać tajemniczego blondyna, na którego w najbliższym czasie miał zwalić całą sprawę z torturami. Po przeczytaniu ostatniego akapitu oraz krótkiej analizie mógł stwierdzić jedno - miał przejebane. Mógł sobie nałożyć na kark jednego z najbardziej niebezpiecznych typów, zaś policja od dawna nie miała mu co zarzucić. Chroniło go kilka praktycznych rzeczy,  nazwisko, pochodzenie oraz… Zgraja podejrzanych typów, będąca na jego rozkazach.


Uczucie bycia wykorzystywanym, niczym wytresowany pies doprowadzały jego moralne na skraj przepaści. Ludzi, których słuchał i brał ich słowa do serca mógł policzyć na palcu jednej dłoni. Przeszukanie jakichkolwiek haków na długonogą blondi okazało się trudniejsze, niż mogł sobie wyobrazić. Czy coś łączyło Noellie z tamtym gorylem? Może porachunki z przeszłości? Na liście stróża prawa pojawiało się więcej znaków zapytania, niż odpowiedzi.
Oddział intensywnej terapii każdego szpitala, przyprawiał go o gęsią skórkę. To tutaj przeważnie trafiali ludzie, których stan zdrowia był beznadziejny. W większości przypadków życie było zagrożone. W takim stanie był też początkujący policjant, będący od niedawna pomagierem Phoenix’a. Morty leżący w stanie śpiączki nie przypominał siebie. jeszcze bardziej chudy na twarzy, wręcz nienaturalna bladość skóry. Oznaką jego życia był dźwięk wydawany przez respirator świadczący, że funkcje życiowe nadal istnieją. Świadomość, że jego siostra mogła też skończyć podobnie, tylko mobilizowała go do działania.
- Morty. Oboje jesteśmy w czarnej dupie. - szepnął, opierając obie dłonie na kolanach. Wzrok dwukolorowych tęczówek wbił w podłogę sali, myśląc. - Wiesz, co jest w tym  wszystkim najgorsze? Życie wielu jest zależne od tego, czy będę wykonywać rozkazy psychopatki.

~    *    ~

- Jeśli pierdolone piekło istnieje… Nie! Niech cię piekło pochłonie, Phoenix! Może wtedy nareszcie czegoś będziesz się bał, beznadziejny dupku! - druga strona szefa zawładnęła cieniem jego człowieczeństwa. Przeważnie pracownicy komisariatu schodzili z jego drogi za każdym razem, kiedy mijali się na korytarzach. Tym razem to brunet był zamknięty w jego jaskini, a jedyną obroną był jego zastępca.  - Powiedz coś!
- Mój drogi pracodawco, dokument wystawiony przez lekarza głosi jasno. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wygodnie rozsiadajac się na krześle. - Jestem na chorobowym, wraz z potwierdzeniem poniesionych szkód na psychice. Minusy służby policji i społeczności tego miasta.
- Znam cię już długo...Widzę, że coś ukrywasz i nie zamierzasz nic powiedzieć. - mruknął zrezygnowany, siadając na swoim fotelu godnego prezesa wielkiej korporacji. bez namysłu sięgnął po szklankę napełnioną po brzegi whiskey. Wstępne przesłuchanie Trace’a okazały się wielkim wyzwaniem dla ludzkiej psychiki. Nawet takiego człowieka, jak komisarz.
- Przeżyłem szok oraz wielka szkoda, że nie możesz przyjąć tego do siebie. - odparł beznamiętnie brunet, sięgając po leżące niedaleko papierosy. Te jednak szybko zniknęły w odmętach szafki zastępcy. Mieląc pod nosem przekleństwa rzucił na stół zwitek kartek spisanych przez siebie, podczas rekonwalescencji w placówce medycznej. - Mój informator zdołał zdobyć trochę informacji, których nie ZNAJDZIECIE w policyjnych kartotekach, Gustaw Adolf von Meinstein. Wprost ciekawy ludek.
- Miałeś odpoczywać w szpitalu, a nie pracować…
- Liczę na podwyżkę… Oraz zwrócenie mojego czarnego cudeńka, którego brakuje mi ponad życie. - powiedział, uśmiechając się lekko pod nosem. - Dziewczyny nie znam, pierwszy kontakt miałem z nią w piwnicy. Musiała trafić tam wcześniej, niż ja i Morty.
- Sprawdzimy go.
- Sprawa jeszcze bardziej się rozszerzy, typ jest z specyficznego środowiska. - szepnął, podsuwając małą kartkę do wyżej postawionych. Po przeczytaniu jej, od razu wymienili się zdziwieni spojrzeniami. “ Bądźcie ostrożni; musicie mi zaufać.”


~     *     ~

Restauracja Lancasters od zawsze była znana w jego mniemaniu jako miejsce, wprost idealne na jakiekolwiek okoliczności, czy pierwszą randkę. Tym razem jednak było całkiem inaczej. Poranna wiadomość od nieznanego numeru mówiła jasno, “Lancasters. Punkt dwunasta, zero spóźnień”. Jakie było rozczarowanie, kiedy siedział od pół godziny samotnie, sącząc powoli wcześniej zamówioną kawę. Nawet zabijanie innych wzrokiem szczególnie przyprawiło go o znudzenie.
- Nie jesteś typem romantyka, Trace Phoenix. - usłyszał za swoimi plecami znajomy głos, chodź tego dnia odrobinę przesadzony. - Jednak zyskałeś punktualnością.
- Nie miałem bladego pojęcia, że odwieczne standardy życia się zmieniły. - mruknął na przywitanie, obserwując siedzącą naprzeciw kobietę. - Ale czuję się zaszczycony, że dziewczyna mnie zaprosiła na “randkę”. Twoje wskazówki zrobione, jednak odmawiam bycia dalej psem na rozkazach. Czego chcesz, wiedźmo?


Noellia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz