Jak zazwyczaj świętujemy urodziny danego członka, wstawiając specjalny post dla niego i, rzecz jasna, życzenia dobrane pod autora, to teraz jest nieco inaczej, bo jubilatem okazuje się coś nieco innego.
Starsi członkowie z pewnością kojarzą, jak pewnego pięknego dnia trafili na jeszcze niewielkie Avenley River, mające stary szablon i dwadzieścia postów na krzyż, prawda? To niewielkie Avenley River rozrastało się z każdym dniem, bo takich osób było coraz więcej i z małego bloga zrobił się, nie ukrywajmy, trochę większy blog. Dobra, naprawdę spory blog, który wciąż przyciąga chętnych i działa tak, że nawet wujek Aaron jest dumny i po części zazdrosny, bo prosperuje lepiej, niż Brown Inc. Dziś jestem naprawdę nieskromna i przyznaję się do tego bez bicia, jednakże... jak ukryć radość, kiedy pamięcią sięgam dnia trzynastego maja, kiedy to zapomniałam wrzucić posta o otwarciu, ponieważ akurat byłam na wycieczce rowerowej z rodziną (w ten sposób z godziny piętnastej zrobiła się osiemnasta i wówczas moja nieoficjalna prawa ręka, Mallory, musiała publikować ten post). Mogę Wam przysiąc, że właśnie tego dnia, kiedy już wracałam z tej całej wycieczki, zastanawiałam, czy znane przysłowie "Do trzech razy sztuka" tym razem mnie nie zawiedzie i, jakkolwiek to brzmi, nie zawiodło, bo stoję tutaj z balonikiem w dłoni i mam ochotę wykrzyczeć wszystkim w twarz, iż minął już rok. Powtórzę to jeszcze raz, tylko większym drukiem, więc, uwaga!
13.05.2018 o godzinie osiemnastej otwarto Avenley River.
Równie dobrze moglibyśmy teraz złożyć sobie krótkie gratulacje i wrócić do swoich zajęć, ale powinniście mnie znać i doskonale wiedzieć, jakim typem jestem ja, Louise. I choć przy każdej okazji mam ochotę mówić Wam, że kocham Was najbardziej na świecie, dziś potraktujcie to bez przymrużenia oka i wczytajcie się w ten mały (nieprawda) monolog, na końcu którego przejdziemy do podziękowań, podobnie, jak pół roku temu.
Są takie momenty, gdzie wydaje się, że zwykłe “dziękuję” jest takie puste i nagle traci tę swoją oficjalno-uroczą powłoczkę, ponieważ… dziękuje się na co dzień, na przykład: dziękuję za tę kanapkę, dziękuję za bilet, dziękuję za tę przysługę. Może to, co mówię nie ma żadnego sensu, jednakże dziś chciałabym powiedzieć coś więcej, niż “dziękuję Wam za ten rok” z takim tonem, jakby to było coś w stu procentach rutynowego i wręcz powtarzalnego. Jesteście niesamowici, moi drodzy. Z pewnością każdy tak mówi, ale i ja nie spodziewałam się tego, jak Avenley rozwinie się przez ten czas. Woah, rozrosło się i to całkiem nieźle, a Wy, czyli nasza wspaniała społeczność, to fundamenty całego tego cyrku o nazwie “blog”. To naprawdę świetne uczucie być w gronie ludzi, z którymi możesz pisać nawet późno w nocy, a gdy padnie “miłego dnia” o czwartej rano, będą pytać, co ty robisz o tak wczesnej porze. Do rzeczy. Avenley River zbudowaliście Wy, dodając coraz to nowsze postacie, pisząc nowe opowiadania, kontynuując rozpoczęte historie. Jednak blog to nie tylko pisanie, denerwowanie się, że przed tobą aż siedem odpisów do ogarnięcia, to również mała odskocznia, dzięki której zapomnisz o dylemacie, którą parę skarpetek założyć albo jak zapamiętać wzory z fizyki. Tak właściwie, na naszym Discordzie zdążyło zebrać się pokaźne grono ludzi. I, wbrew pozorom, nie są to tacy sami, smutni ludzie, którzy z pewnością nie mają życia i pykają nieistniejącymi postaciami. Hej, nikt z nas taki nie jest i najlepsze jest to, że pomimo tych różnic w charakterach, zainteresowaniach czy gustach, wciąż jesteśmy w stanie umawiać między sobą wątki i przeżywać to bardziej, niż śmierć ulubionej postaci w serialu. Doskonale pamiętam te długie noce spędzone na czacie, kiedy to nadawaliśmy sobie dziwne pseudonimy i śmialiśmy się z na pozór głupich spraw. I… są takie chwile, jakich nie jest się w stanie zapomnieć. Dziękuję, Avenley River, że dzięki Wam przeżyłam tak wiele właśnie takich momentów. Pamiętacie, jak pół roku temu walnęłam Wam niemalże identyczną przemowę? Ja nie, więc wybaczcie, jeżeli w tej wyżej powiedziałam niemal to samo. Aż chciałoby się rzec:
Nareszcie znalazłam swój dom.
Chcę też powiedzieć, że rozpiera mnie duma w chwili, kiedy usłyszę proste “jesteście dla mnie jak rodzina” albo “uwielbiam was”. Traktuję to jako dowód na to, iż zbudowaliśmy coś naprawdę niesamowitego, opartego na wspólnej pasji — na pisaniu. Zgaduję, że większość z Was kiedyś próbowała z własnym blogiem, więc takie osoby z pewnością wiedzą, jakiego rodzaju jest to duma. Będąc szczerą, czuję mnóstwo emocji jednocześnie, jednakże wiem jedno. Nic nie zastąpi mi tego bloga, nic nie zastąpi mi Was, nic nie zastąpi mi tej radości, szczęścia, ponownie dumy i całej reszty gamy pozytywnych odczuć. Mam szczerą nadzieję, że jeszcze trochę razem pożyjemy, bo ja tak łatwo nie odpuszczam. Ale to wszystko było raczej kierowane do absolutnie wszystkich, czyli do ogółu, jednakże mam specjalne podziękowania do poszczególnych osób. Nie martwcie się, nie powinno nikogo zabraknąć!
Zacznę od dość stałej autorki AR, żeby nie powiedzieć, że starej. Katfrin! Masz za sobą długie miesiące spędzone z nami, krótki okres adminowania i z pewnością wiele wspomnień, jednak nie wystarczyłoby mi miejsca, aby spisać to wszystko. Dziękuję Ci z całego serca i mam nadzieję, że pozostaniesz z nami jeszcze przez długi, długi czas.
Przecinku! Ty należysz do grona dorosłych już autorów, więc również pracujesz, a w wolnych chwilach piszesz. Tak poza tym, masz cudowny głos i niesamowitą cierpliwość, kiedy jestem w stanie poprawić Cię po raz tysięczny. Nie martw się, wcale nie jest tak… źle i już mi się znudziło czepianie błędów (właściwie to nie chce mi się poprawiać opowiadań). Jak zapewne wspomnę tam trochę niżej, tam, tam przy Milo, dzięki Tobie liczba postów w grudniu znacznie podniosła się, w końcu nie codziennie prawie 70% postów to wątek Oli’ego i Thomasa. Zdążyłam Ci już niejednokrotnie pogratulować zapału, jednak teraz raczej podziękuję, bo starasz się bardzo, a przynajmniej tak to odbieram — więcej piosenek i więcej shipów!
Lauren! Momentami to właśnie dzięki Tobie uśmiechałam się od ucha do ucha i myślę, że zostało mi do dotychczas — ilekroć nie spojrzałabym na memy związane z Twoją osobą, zawsze się śmieję, za co dziękuję Ci z całego serca. Jesteś nietuzinkowa i cieszę się, że dołączyłaś do nas oraz spędziłaś z nami tyle czasu, szczególnie na czacie. Ach, zapomniałabym, to właśnie Ty nieco podbiłaś nam liczbę postów w wakacje, publikując dosłownie post za postem, dopóki Kamyla nie zmęczy się u nie powie "nie, Lauren, dzisiaj już Ci nie odpiszę".
Billy, z pewnością niejedna osoba doświadczyła pewnej rzeczy w wątkach z Tobą — strasznie szybko pchasz akcję i to aż dziwne być po siedmiu zamachach, dwóch morderstwach czy tam kilku akcjach przestępczych. Mimo tego, to dość charakterystyczne dla Ciebie, więc chciałabym pogratulować Ci… może tempa?, ale także podziękować za ten długi, długi czas spędzony razem.
Najpierw Vincent, potem Inka, a teraz Kitty, moja droga studentko, za której wątkiem przepadam, znów zapomniałam, co studiujesz, jednakże jestem pełna podziwu, że jesteś w stanie znaleźć te kilka sekund dla nas, czasami wpaść na czat, napisać kolejne opowiadanie, za które przyznajemy Ci pokaźną sumkę punktów. Masz bardzo przyjemny styl pisania i o ile to była pochwała, to teraz chcę Ci najzwyczajniej podziękować właśnie za te opowiadania, wkład i, po prostu, za to, iż jesteś!
Tegoroczna maturzystka, Michael, również ma za sobą kilka postaci — Julien, Tatum i Michael, a… a to miało być nieco dłuższe, dobra, nieistotne. Ty na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jesteś na biochemie, a wszyscy wiemy, ile jest tam nauki, więc chcę podziękować Ci za to, że znajdujesz trochę czasu i wpadasz do nas, a także, rzecz jasna, piszesz opowiadania. Jeżeli na biochemie nie jesteś, przepraszam, ale moje podziękowania nie ulegną zmianie, bo nauka jest w każdej szkole.
Impulse, moja droga, wciąż czekam na ten moment, kiedy zagrasz mi na pianinku czy czymś z klawiszami na głosówce i na Batthew, bo planujemy to już od pół roku, a wizerunek Brie Larson nie może od tak przepaść. Jesteś z nami dość długo i trochę tych opowiadań napisałaś, za co z całego serca chcę Ci podziękować. Liczę, że Ty, Michael i Kitty jeszcze trochę z nami pobędziecie, może kiedyś nauczę się rozróżniać, która postać jest kogo. Poza tym to pozdrów siostrę. A całkiem na poważnie, po prostu dziękuję.
Nasz Rafael to jedna druga cudownej Rafastazji, którą jedni czytają, a drudzy nie. Bez dwóch zdań odwiedzasz nas częściej, niż Twoja partnerka, za co chcę Ci podziękować — za ten czas spędzony razem, opowiadane przepełnione Rafaelem i za wkład w nasz rozwój, bo jednak, nie da się ukryć, masz spory (niepozorne 25 postów, jednakże długich i wyczerpujących).
Skoro wyżej pisałam o Rafaelu, teraz przyszedł czas na Anastazję. Mogłabym jednocześnie złożyć te same podziękowania zarówno Tobie, jak i Rafowi jednocześnie, jednak… dobra, nie mam dobrego usprawiedliwienia, po prostu tak ma być. Droga Ano, rzadko kiedy widujemy Cię na Discordzie, co nie zmienia faktu, że z pewnością większość z nas zna Cię chociażby z właśnie Rafastazji. Jesteście bodajże czwartą parą, a cztery to szczęśliwa liczba (kto tak mówi?), więc życzę Wam samych sukcesów i dziękuję za Twój wkład i Twoje chęci, ślę buziaki!
Oj, Ashley, twardy orzech do zgryzienia. Jeżeli miałabym porównać Cię do czegoś innego, niż człowiek, byłabyś nie wiem kim, ale na pewno czymś, co pojawia się i znika. O matko, szczególnie, jak wpadasz na czat niespodziewanie, a jeszcze lepiej, jeżeli jest to chwila, gdzie jest o Tobie mowa. Dobra, koniec z osobliwymi metaforami, przejdę do konkretów. Jesteś z nami bardzo długo i to pierwszy powód, dla którego chcę Ci podziękować. Byłaś, byłaś, później odeszłaś, ale pojawiałaś się i finalnie wróciłaś, choć teraz rzadko kiedy Cię widujemy. Nie doszło do Igostasi, ale będzie za mną chodziła do końca życia (:(). Bardzo się cieszę, że pojawiłaś się w naszym gronie, naprawdę.
Pelagonijo, choć Pel jest Twoją drugą postacią na Avenley, zdążyłaś trochę opowiadań napisać, a sama kobieta rozwija się dość prężnie. Przyznam teraz, że bywają momenty, gdzie mylę ją z Wandą, jednakże proszę o wyrozumiałość. Bardzo cieszę się, iż jesteś z nami, nawet jeśli formatowanie niektórych Twoich opowiadań to niezła zabawa!
Susłon, jesteś z nami od niecałego roku, czyli, logicznie myśląc, prawie od początku. Nivan był bodajże szóstą czy siódmą postacią na Avenley River. Co jak co, ale wciąż mam w głowie tę chwilę, kiedy Chloe nieco wymknęło się spod kontroli pisanie Nivanem, jednak to raczej niezbyt przyjemne wspomnienie. Przez ostatnie miesiące byłeś naprawdę aktywny i, wow, nawet udało Ci się zdobyć tytuł męskiej postaci miesiąca marca. Dziękuję!
Skoro Nivan, to zaraz niżej i Antoni, który jest z nami nieco krócej, lecz nie znaczy to, że był znacznie mniej aktywny — do tej pory zgromadził naprawdę dużą liczbę postów, a poza tym ma na koncie tytuł postaci miesiąca naprawdę nie pamiętam którego. Dziękuję Ci za wymienione powyżej rzeczy i właściwie również za te, których nie wymieniłam, bo kto wie, jak słabą mam pamięć.
Postać Franciszka ma naprawdę ciekawy formularz i, nie ukrywam, pomimo upływu czasu nadal uważam, iż jest naprawdę… interesujący, że tak to ujmę. Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co jest między nim a Antonim, niech to pozostanie Waszą tajemnicą, ale i Tobie chcę podziękować za obecność i to, że Twoja postać stała się kolejną cegiełką budującą całe to… zostańmy po prostu przy Avenley River.
Trace, Ukryta, jak tylko sobie zażyczysz, zanim do nas dołączyłaś, bywałaś już na naszym serwerze i niejednokrotnie wspominałaś o dołączeniu, a kiedy napisałaś, iż wysłałaś formularz, nawet się uśmiechnęłam, serio. Jest mi niezwykle miło, że zdecydowałaś się brnąć w naszą społeczność, bo nie tylko dołączyłaś, ale jesteś również bardzo aktywna. Chodzą pogłoski, że masz jakieś plany z Vic na wątek Noelii i Trace'a, jednak to chyba ma być sekret, a ja o niczym nie wiem (nie no, naprawdę o niczym nie wiem). Dziękuję za zapał, aktywność i te cudowne wątki, jakie nam serwujesz!
Chociaż ja przywykłam do Thomasa, teraz pragnę podziękować Milo, lecz nie tylko za to, ile zrobił Milo, a za cały dobytek Thomasa, naprawdę ciekawy dobytek. Twój wątek z Olim był mieszanką wybuchową, może to z powodu charakterów chłopaków, a może dlatego, że obie z Was mają bardzo… bujną wyobraźnię, że tak to ujmę. Wszyscy byli (i z pewnością ciągle są) pod wrażeniem, z jaką prędkością wstawiacie kolejne odpisy. Bez wahania mogę rzec, że styczeń był Twój, dziewczyno i, kto wie, może powtórzysz to w tym roku? Schodząc na ziemię, bo do stycznia jeszcze ponad pół roku, dziękuję Ci z całego serca.
Charlesie, z całego serca doceniam każde opowiadanie, jakie publikujesz na naszym blogu i chcę Ci podziękować za to, iż znajdujesz dla nas czas między kolokwiami. Dołączyłaś do nas już jakiś czas temu i kilka osiągnięć na swoim koncie już masz — Charles co prawda nigdy nie został misterem Avenley River, jednakże wygrał event świąteczny, co jest dość istotne, ponieważ takie wydarzenie odbywa się dosłownie raz na rok. Mam również nadzieję, że ciężar studiów nie przygniecie Cię na tyle, że będziesz musiała nas opuścić. Dziękuję jeszcze raz.
Moja droga, Bridget, mościku, czy jakie tam przezwisko preferujesz. Zadedykowałabym Ci w tym momencie tego mema o wyrabianiu normy przedczystkowej i znikaniu, jednak jest gdzieś głęboko w poście i nie chce mi się go szukać. I Ty jesteś emerytką na Avenley River, panno Hemmimgs, więc pozostaje mi tylko pogratulować stażu oraz, khem, zaangażowania, mówiąc w pełni żartobliwie. Co Ci więcej powiedzieć, jesteś bardzo kochana, więc uważaj, żeby nie wydać całych oszczędności na star stejbl i zostaw trochę dla Borysa czy jakkolwiek ten pies się nazywa. Bądź z nami jak najdłużej!
Sarah, jill, niegdyś Cheryl, jesteś bardzo interesująca, szczególnie kiedy mówisz o koniach, a ja rozumiem niewiele, co nie zmienia faktu, że lubisz nasze naklejki — to dobry znak. A tak poważnie, pomimo zawirowań i krótkich okresów nieobecności, nadal piszesz i, wow, właściwie taki jest cel blogów pbp. Ba!, jesteś aktywna (wybaczam Ci wszystko), więc przyjmij wirtualnego przytulasa i podziękowania dołączone do tego.
Kehlani, zbierałaś się i zbierałaś, dosłownie od otwarcia Avenley River, raz byłaś, a później Cię nie było, a następnie zastanawiałaś się, dlaczego Twój pies nie żyje, to znaczy, dlaczego zmarł. Finalnie udało Ci się dokończyć, a właściwie zrobić od podstaw formularz Kehlani i dołączyć. Dziękuję za to, iż dołączyłaś do naszej społeczności.
Lawrence to dopiero świeży autor w naszym gronie, jednakże już miał okazję zachwycić nas postacią Larry’ego i kilkoma planami na przyszłe postacie, które, o ile mnie pamięć nie myli, mają pseudonimy związane z ptactwem, jednakże jakim, nie powiem. Nasz wątek co prawda nie doszedł do skutku, ale mam nadzieję, że wszyscy doczekamy dnia, kiedy któreś z nas opublikuje pierwsze opowiadanie. Niech żyją postacie z wiekiem ponad średnią Avenley’owską!
Victoria! Ty również jesteś niesamowicie aktywna na naszym blogu i chcę z całego serduszka podziękować Ci za tyle chęci, zapału, który nie gaśnie i myślę, że nie zamierza. Niech Victoria gra w zespole jak najdłużej, Gared wraz z nią, a Noelia nie schodzi z kryminalnej drogi, chociaż życzenie czegoś takiego jest... niedobre? Mniejsza z tym. Nie zmienia to faktu, iż Twoje postacie są naprawdę różnorodne i cieszy mnie to, że zagrzałaś u nas miejsce na stałe. Dziękuję!
Samuelu, niejednokrotnie wykazywałeś, a właściwie to wykazywałaś się wielkim zapałem i aktywnością, zarówno na blogu, jak i na naszym Discordzie. Wymieniając zdania z Tobą sama się gubię, jesteś wulkanem energii, bo kto inny siedzi do późnej nocy i pisze opowiadania? Tylko pogratulować wytrwałości, bo ty masz jej bardzo dużo i to wystarczający powód, aby złożyć najszczersze podziękowania za to, że jesteś oraz za to, co robisz.
Felix, przysięgam, nadal tęsknię za Feltheą, chociaż moja nadzieja już przygasła. Razem z Altheą stworzyłyście pierwszy ofcjalny ship Avenley River, który pozostał z nami aż do teraz, choć jako niespełniony związek aka friendzone. Mam nadzieję, że biedak znajdzie swoją Altheę, tylko pod inną postacią i nareszcie doświadczy szczęścia. Również Tobie dziękuję, bo wiem, że starasz się jako autorka, jednak poza tym starasz się robić kilka rzeczy nadprogramowo, na przykład tworzysz symboliczne grafiki. Jestem Ci naprawdę wdzięczna, promyczku \o/.
Pani doktor pediatrii, Sanae, również zagościła u nas dość dawno, pomimo początkowych wahań i lawiny pytań o szpitale. Koniec końców to dzięki Tobie w Avenley River powstały aż cztery instytucje, więc mieszkańcy fikcyjnego miasta powinni być Ci… wdzięczni? Okej, tak to możemy nazwać. Jednak nie tylko oni są Ci wdzięczni, bo ja również — gdyby nie Ty, nie zwróciłabym na to uwagi. Poza tym, dziękuję Ci od siebie, za opowiadania i Twoją obecność.
Amir już do nas nie zagląda, lecz wspomnienia nie wygasną mimo wszystko. Pamiętam, jak bodajże w czerwcu napisałaś na czacie, że dołączysz do naszej społeczności, kiedy tylko poprawisz biologię. Poprawiłaś ją i, bum, przywitałyśmy na blogu Igora. Jego życie było przykre, nikt go nie chciał, nawet Kendall, w końcu odszedł, a szkoda. To właśnie ty rozpoczęłaś tę całą tradycję z “y” zamiast którejś samogłoski, utworzyłaś Awenlej Rywer, przeszło to na całą naszą resztę, powstała Althya, Alysz, Lauryn, Katfryn, Louysa, a zanim to jeszcze Kamyla. O matko, ta historia z Kamylą jest tak dziwna, iż ja sama jej nie pamiętam do końca, ale było coś z tablycą, spódnycą i obwodem koła. Szkoda, że tak wyszło, mam nadzieję, iż jeszcze kiedyś do nas wpadniesz, bo tęsknię za Twoimi nietuznikowym poczuciem humoru i dystansem do życia. Poza tym, masz ładne imię.
Jest pewna osoba, która częściej milczy niż odzywa się, a jak już, tylko próbuje się przywitać i znika. Tak, Gold, wiesz, że mówię o Tobie. Nie martw się, przywykliśmy do tego. Jesteś z nami od dłuższego czasu, jednak ja wciąż pamiętam, jak przyszłaś na nasz shoutbox i administracja miała niemało rzeczy do poprawki, bo tu link nie działa, tam literówka. Swoją drogą, chyba ocaliłaś innych perfekcjonistów od takich niedociągnięć, więc pozostaje mi podziękować w ich imieniu. A tak poważnie, dziękuję Ci za cały ten czas spędzony razem, opowiadania i nawet rozmowy na Discordzie. Z miejsca przepraszam, że nazywałam Cię kiedyś "Złotkiem" — już dawno zorientowałam się, dlaczego tak tego nie lubisz.
Elise to jedna ze świeższych członkiń, która ma za sobą półtora miesiąca na Avenley River i pięć opowiadań. Co ciekawe, dołączyłaś do nas w Prima aprilis, jednak nie okazało się to żartem. Dobra, okej, moje porównania, żarciki i anegdotki też nie są śmieszne, więc po prostu Ci podziękuję za wyżej wymienione rzeczy.
Alisz to zdecydowanie (jedna z najgorszych osób, jakie dane było mi spotkać w życiu) najzłośliwsza osoba na świecie, która siedzi na Avenley od… początku? Tak, mniej więcej. Ach, wtedy jeszcze czułam jakiś respekt, bo starsza, pewnie mądrzejsza i te sprawy. Niedługo później okazało się, że to nieprawda i nasza relacja zaczęła przypominać negatywną wersję znajomości, co, rzecz jasna, jest nieprawdą. Alysz, w tym jednym jedynym dniu w roku chcę powiedzieć Ci, że jesteś wiele warta i nie zamieniłabym Ravonów na żaden inny ship. Dziękuję za to, że byłaś, jesteś i, mam wielką nadzieję, będziesz z nami, pomimo problemów i zawieszenia.
Czym Avenley Ricer byłoby bez Kamyli, która dotrzymuje nam towarzystwa już od roku? Złotko, i pomimo kilku nieporozumień na początku Twojej przygody z AR, ciepło wspominam wszystko, co wydarzyło się do tej pory. Najbardziej pamiętne wspomnienia to te wieczorki na czacie, mnóstwo śmiechu, głupich tekstów. A później bum, pojawiają się Brownowie, a wraz z nimi dużo dziwnych shipów, wątków i kolejna kupa memów. Powiem Ci, że emocje z Loah trzymają mnie przez cały czas czytania opowiadania, a nawet kilka chwil dłużej, ponieważ kocham tę dwójkę i chcę Ci podziękować za ten wątek. Poza nimi jest też nielegalne Aarette, o którym słuch zaginął, było Jaurene zapraszane do pokoju friendshipów razem ze wspomnianym Aarette, było biedne, niespełnione Jashley, Danida, czyli bodajże druga oficjalna para na blogu, pamiętam nawet wątek Carlo i Katfrin, pierwszy 18+, a także Aaroah (tak to się nazywało???), o!, było także coś z Rachel, co nie wypaliło, bo Rach jest (była) homoseksualna. Trochę tęsknię za tym, co “było” i w tej chwili łapie mnie nutka smutku, jednak warto patrzeć na to, co jest teraz, a Ty mi po prostu wisisz odpis. A tak na poważnie, dziękuję Ci za obecność na naszym blogu, wszystkie opowiadania i chwile spędzone razem, również za to, że w zeszłym roku biegałaś i szukałaś zasięgu, byleby w wakacje wstawić opowiadanie pod moją nieobecność. Niezbyt często mamy okazję rozmawiać, dawno nie widziałam Cię na Discordzie, jednak mam nadzieję, iż z nas nie zrezygnujesz, ponieważ kochamy Cię całym serduszkiem, a ja nie chcę stracić tak cudownej administratorko-autorki, która momentami rozbawia mnie do łez.
Ps. pozdrów hijaca.
Althea, pół roku temu obiecałam Ci, że zmienię kolejność i to ty będziesz pierwsza, jednak tutaj panuje chaos, ale uznajmy, iż pierwsza jesteś. Zresztą, nieistotne. Przez kilka dobrych dni układałam sobie w głowie zdania, które powinny się tutaj pojawić, ale do niczego konkretnego nie doszłam, więc pójdę na żywioł. Jesteś niesamowita. Naprawdę. Przez ten czas zrobiłaś mnóstwo, mnóstwo rzeczy, począwszy od dołączenia, poprzez zawalanie nas opowiadaniami, później, już jako administratorka, wcale nie próżnowałaś, ciągle coś robiłaś, dodawałaś, tworzyłaś, jednym słowem — byłaś, kiedy Cię potrzebowaliśmy, zarówno my, pozostały skład, jak i nasi autorzy. Dlatego należy Ci się aplauz, taki potężny, na stojąco. Nie jestem w stanie wyrazić tego, jak bardzo jestem wdzięczna za to, ile dla nas robisz, bo, jak mówię, pomimo szkoły, obowiązków, prywatnych spraw i wielu innych wydarzeń, wciąż jesteś w stanie wstawić to jedno opowiadanie, pogadać z nami na Discordzie i jeszcze podsunąć ciekawy pomysł. Właśnie ty zasługujesz na miano cudownego grafika i szabloniarza, bez którego Avenley River nie byłoby sobą, Tobie zawdzięczamy ten cudowny design bloga, grafiki w informacyjnym poście oraz małe, niepozorne buttony, które jesteś w stanie zrobić mistrzowsko. Przysięgam, że nie wyobrażam sobie nikogo innego na tym stanowisku, ponieważ… po prostu — idzie Ci to świetnie i masz mój dozgonny szacunek, bo ja sama momentami nie jestem w stanie ogarnąć paru spraw, kiedy Ty bierzesz na siebie kolejne. Wow, to dzięki Tobie wszyscy mają odpowiednią ilość punktów, ponieważ ja o tym zapominam. Chcę podziękować Ci także za wsparcie, które oferujesz wszystkim nam, i mówię to w imieniu wszystkich członków Avenley River, zasługujesz na wielki bukiet kwiatów i zbiorowe przytulenie. Kochamy Cię, Chuck.
Ps2. Thouise.
Ostatnie, kończące ten łańcuszek miłości podziękowania zaadresowane są do pewnej dziewczyny, która nie jest częstym gościem na naszym blogu, jednakże wciąż jest jego częścią. Bywają momenty, kiedy ktoś mówi “Louise, fajnie, że otworzyłaś Avenley River”, jednakże nie jestem w stanie choćby pokiwać głową, bo doskonale wiem, kto mnie do tego namówił. Ta osoba pomagała mi z blogiem jeszcze przed trzynastym maja, gdzie wahałam się, czy iść do przodu, czy cofnąć się i uciekać, póki tylko mogę. Poza wsparciem psychicznym, oferowała swoją pomoc i pisała kilka zakładek, a do pewnego momentu, już po otwarciu, bawiła się w nadworną korektę, walcząc z bykami ortograficznymi, gramatycznymi, ogólnie językowymi. Byłaś zawsze, kiedy Avenley River Cię potrzebowało, nawet jeżeli należałaś do grona metaforycznych cichych stróży. Nie będę tutaj wywlekać naszych prywatnych spraw, ale wiedz, że do końca będę Ci wdzięczna za tę pomoc i serce, które wkładałaś w tworzenie tego bloga oraz kształtowanie pewnej relacji. Dziękuję Ci, Brooke. Z całego serca. Zarówno jako niegdyś administratorowi, i cudnej przyjaciółce, jaką byłaś do momentu, z którym nasze drogi musiały się rozejść.
I tak na dobranoc powiem tylko, że właśnie tak trzynasty maja stał się niezwykłą datą. Rzadko kiedy wspominałam, dlaczego akurat wtedy, jednak myślę, iż taki mały fun fact nikomu nie zaszkodzi. Hm, pomijając to, że prace nad blogiem rozpoczęłam w marcu i jakoś tak ten maj podpasował, trzynasty wypadł w niedzielę, a na dodatek to, jakby to ująć, pół roku od moich urodzin. Dobra, dobra, to nie był wcale śmieszny fakt, może żenujący, ale coś na zakończenie muszę powiedzieć.
Do zobaczenia za rok!
ja
Dodatkowo, poprosiłam Was oraz administratorów kilku blogów o wykonanie kartki do symbolicznej akcji “Sto lat, Avenley River!”. Jak zapowiedziałam, skleiłam to wszystko w jeden filmik i tak oto powstało to krótkie wideo, takie urocze, od serca. Wygląda trochę kiczowato! Niestety nie ma piosenki, bo się wkurzyłam, możecie włączyć sobie coś swojego, interpretacja dowolna.
___
Co ja mogę powiedzieć. Na pewno nic, co w pełni oddałoby to, co czuję względem tego święta. Tak, nazwijmy to świętem. W końcu to roczek Avenley. Wdzięczność, wzruszenie, radość — i to tylko jedne z uczuć, które się we mnie kotłują, gdy przypominam sobie, że blog ruszył dokładnie rok temu. Mimo że dołączyłam jakiś czas później, na pewno nie spodziewałam się, że ten kawałek internetu stanie się dla mnie tak bardzo ważny — brzmi śmiesznie, bo to blog, co nie? Z czasem potraktowałam go wręcz jak mój mały drugi dom z jakże oryginalną rodzinką, choć nigdy nie ustaliliśmy, kto jest ojcem, kto matką, kto babcią i tak dalej. Nadal przeżywam każdy wzlot i upadek tego miejsca z mniejszymi czy większymi emocjami. A większe zbliżenie się do niego (dokładnie szóstego października) pozwoliło mi pomagać w jego rozwoju już jako admin, jakim miałam ogromny zaszczyt się stać (choć wybory przebiegły dosyć... dziwnie). To po prostu miejsce pozwalające mi zapomnieć o życiowych rozterkach, problemach — pochłania mnie na długie godziny i sprawia, że cieszę się z każdej chwili spędzonej tutaj.
Przede wszystkim dziękuję temu blogowi za niezapomniane przygody, pełne akcji i emocji opowiadania, nad którymi czasem zdarzało mi się myśleć bez przerwy. Dziękuję za to, że dał mi szansę poznać tu tak wielką masę cudownych ludzi. Pocieszą, rzucą dobrą radą, idzie się z nimi pośmiać, porozmawiać na najróżniejsze tematy, myśleć nad wątkiem — to właśnie społeczność Avenley, lepsza niż jakakolwiek, którą zdołałam poznać w ciągu tego jakże krótkiego roku. A przywiązałam się do niej do tego stopnia, że zaczynam wyznawać myśl „dzień bez AR dniem straconym”. Chyba, że nagłe tsunami zalałoby mi dom, odcięło od internetu, albo grunt bloga zapadłby się i zepchnął w niepamięć nas wszystkich. Powiem wprost, że nie umiem podziękować każdemu z osobna, bo po prostu wszyscy, z jakim mam styczność tutaj, wprowadzili do mojego życia coś absolutnie specjalnego. Niech ci, którzy teraz wiedzą, że chodzi o nich, czują się z tym wyjątkowo. Wielbię, kocham was wszystkich, nie zapominając oczywiście o innych osobach, których niestety nie zdążyłam jeszcze dobrze poznać. Bez względu na wszystko — dziękuję za stworzenie tej pięknej społeczności, do jakiej chcę wracać. Ciągle wpadam w zachwyt widząc takie olbrzymie liczby postów i postaci, i ogromnie się cieszę, mając świadomość, że nasz zapał nie gaśnie. I że będziemy razem tak długo, jak sobie na to pozwolimy.
Jeszcze raz dziękuję.
Althea
Popełniłam błąd czytając to w pociągu bo właśnie płacze jak dziecko. Od dawna byłam na blogach ale nigdy nie mialam takiego. Bardzo przepraszam że aktywność mi spadła ale nie mam siły . I pomimo że pamiętam ten 1 blog (krwawy kwiat) to pomiędzy mam jakis rozmaz... a potem AR. I to zabawne. Ale zawsze sobie o was dobrze myślę. Prezent postaram sie zrobić do końca tygodnia:)
OdpowiedzUsuńChociaż od pewnego czasu niezbyt się udzielam, chcę wam cholernie podziękować za ten rok. Poznałam tu masę cudownych ludzi i spędziłam świetne chwile. Kocham was, nie zmieniajcie się. Najlepszego, Awenley Rywer ♥
OdpowiedzUsuń