3 maj 2019

Od Gareda do Sarah

Ta dziewczyna mnie wykończy. Czy nie może jeździć sportowo w jakiejś stajni i korzystać z ich koni? Nie. No przecież Victoria zażyczyła sobie jakiegoś wierzchowca tylko dlatego, bo ma za daleko do stajni. O Chryste. Trzymaj mnie, bo uduszę tą babę. Zbankrutuję przez nią. A jeszcze jej wymagania! No nie wierzę! Na kartce mi to rozpisała! Musi mieć to i to, nie może tego i tego. Za moich czasów tak nie było. Miało się co dawali i tyle. Dobra nie narzekaj chłopie. Zrzędzisz jak stary dziad. Złapałem za papier i wyszedłem z mieszkania, bo naprawdę nie chciało mi się użerać z tą natarczywą dziewuchą. Obmacałem wszystkie kieszenie w poszukiwaniu kluczyka, jednak bez skutku. Wbiegłem z powrotem na górę i już nawet nie patrząc na minę Victorii, wybiegłem z budynku. Samochód można powiedzieć, że był jeszcze w połowie na chodzie. Dobre dwadzieścia minut temu księżniczka zażyczyła sobie ciastka ze sklepu. Eh... Wykończy mnie na starość. 
Mówiła o jakiejś stadninie, w której podobnież trenują konie na zamówienie, a później sprzedają. Matko kochana. Ja się boję ile to będzie kosztować, bo mój portfel przez Victorię już płacze. Kurwa czasem czuję się jak taki Sugar Daddy. Tylko tego mi brakowało.
Dobra, droga była nawet w porządku. Ja się na koniach zupełnie nie znam, więc ta karteluszka to będzie moje jedyne zbawienie. Jedyne co znam to chyba maści? Chyba tak to się nazywało. Ale po co utrudniać sobie życie, skoro można to nazwać kolorem. No Chryste. Mam chyba dziś dzień zrzędzenia. 
Wylazłem jakoś z tego nieszczęsnego auta. Zaparkowałem w dziwnym miejscu. Nie wiem, czy można tu parkować, aczkolwiek trudno. Koni dookoła nie było, ludzi tym bardziej, więc chyba miejsce dozwolone. Szedłem jakoś niepewnie. Taka cisza i spokój. Już wolałbym zostać tu i nie wracać do domu. Niestety chyba takie marzenia się spełnić nie mogą. No niestety... Może chociaż zrobi coś dobrego do jedzenia... Oby...
Mało z rąk nie wypadł mi telefon, kiedy zza pleców wyszła jakaś niziutka dziewczyna.
- Sarah O'Hara. - brunetka podała mi dłoń. Także się przedstawiłem.
- Pan w jakiej sprawie? - zapytała nagle.
- Ja w sprawie konia... Moja współlokatorka zażyczyła sobie... - wyjąłem kartkę - Wysokiego, karego konia, najlepiej rasy Pura Raza Espanola - nie wiem jak to przeczytałem - Ma to być koń typowo ujeżdżeniowy... 
Sarah?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz