1 maj 2019

Od Neala c.d. Candice

Oglądam dokładnie niewielką kartkę w moich dłoniach. Wewnętrznie można powiedzieć karcę samego siebie, za to, że zabrałem rysunek tej dziewczynie, jednak z drugiej strony jestem z siebie zadowolony. To dziwna sytuacja, w której ostatecznym argumentem przekonującym mnie o słuszności jego czynu jest mały, napisany okrągłym, ładnym pismem, imię i nazwisko właścicielki. Kilka razy obracam jeszcze kartkę, myśląc, że mój umysł płata mi figle, że to spotkanie było jak placebo dla mojego chorego, stęsknionego umysłu, jednak za każdym razem widzę ten sam podpis, przez który przebiega przez całe moje ciało dreszcz.
Candice Snow.
Candice Snow.
Obraca jeszcze raz. Candice Snow.
Może teraz... Candice Snow.
Proszę... CANDICE SNOW.
Obracam się i rozglądam po chodniku za rudowłosą młodą kobietą i jej rowerem. Nigdzie już jej nie ma. Powinienem był ją zatrzymać. Widzisz Neal? Zawsze tak z tobą jest. Wzdycham, nagle skręcając na przejście dla pieszych. Miałem iść do domu, ale czuję potrzebę rozmowy z kimś, a tą osobą naturalnie jest Millie. Ona zrozumie. Powinien być u niej również Adrien, w końcu coś między nimi chyba zaczyna być, więc tym lepiej. On zawsze potrafił mnie obronić w razie potrzeby, ponieważ ja szczerze mówiąc nigdy nie potrafiłem kłócić się z Millie i nigdy nie chciałem tego robić, od tego zawsze był Adrien.


Kiedy wbiegam po schodach w kierunku ich mieszkania, coraz mniej uważam to za dobry pomysł. M zawsze denerwował temat Tess, dlaczego teraz miałoby być inaczej. Większego wyboru jednak nie mam. Właściwe drugim wyjściem jest pójście do domu, a wolałbym tego uniknąć za wszelką cenę, odkąd ostatnio pokłóciłem się z mamą. Zaciskam w pięści nieśmiertelnik, a chwilę później pukam do drzwi. Otwiera mi je brunet o ciemnej karnacji, wyglądający jakby pochodził z nadmorskiego, gorącego kraju, a nie z Avenley. Unosi brew w wyrazie zdziwienia, jednak nie pytając odsuwa się na bok, umożliwia mi wejście do środka. Kiedy tylko zamyka za mną drzwi odwracam się do niego, aby go uściskać, a później idę do salonu. To dla nas coś normalnego. Adrien jest dla mnie jak brat, jednak nie obeszło się nawet w szkole od głupich docinek na nasz temat. On zawsze miał gdzieś opinię ludzi, ze mną było gorzej, ja w tamtym czasie miałem bardzo krótki temperament. Kiedy tylko opadam na sofę, z łazienki wychodzi owinięta ręcznikiem Millie.
- Co ty tutaj robisz? - pyta od razu, gdy mnie zauważa. Wzruszam ramionami.
- Ciebie też miło widzieć mała - odpowiadam pod nosem i rozglądam się po mieszkaniu. Adrien siada obok mnie i uważnie się mi przygląda.
- Przecież wiesz, że zawsze możesz do nas przyjść - mówi do mnie tym swoim głębokim głosem. - Po prostu... nigdy nie przychodzisz tak z ulicy, zawsze coś napiszesz, zadzwonisz...
- Mi chodzi bardziej o to, że zaraz wychodzę - rzuca dziewczyna, nie muszę patrzeć na chłopaka obok, aby wiedzieć, że właśnie przewraca oczami. - O co ci znowu chodzi?
- No nie wiem, może o to, że ja też jestem jego przyjacielem i świat nie kręci się wokół ciebie - rzuca, najwyraźniej poirytowany. Odwracam wzrok w ich stronę.
- Co ty powiedziałeś?
- A co ogłuchłaś od wczoraj? - to na pewno źle się skończy.
- Możemy... - nagle odwracają się w moją stronę - no nie wiem, na przykład porozmawiać o mnie?
- Mów - Millie krzyżuje ręce, coraz gorzej się zapowiada ta rozmowa.
- Wpadłem dzisiaj na pewną dziewczynę... - zaczynam, a ona wzdycha głośno i kręci głową.
- Nie. Nie chcę tego znowu słyszeć, idę się malować, a ty Neal zrób coś ze sobą, bo aż szkoda mi ciebie słuchać - wraca się na pięcie i znika w łazience.
- Wypadły jej prace i... i jedna mnie zainteresowała - podsuwam Adrienowi kartkę. - Myślałem, że ten podpis mi się przewidział, ale ile Candice Snow zamiast przeklinać mówi "kurka rurka", bo jej mama zawsze zachęcała ją, żeby tak odreagowywała porażki i niepowodzenia? - pytam, go a on uważnie przygląda się zabranej przeze mnie pracy.
- To nonsens! - słychać Millie z łazienki. - Dziewczyn o takim imieniu są tysiące na tym świecie...
- Chcesz zapalić? - pytanie Adriena zagłusza monolog dziewczyny. Szybko kiwam głową i wychodzimy na balkon. Kilka chwil spędzamy w całkowitym milczeniu, skupiając się na papierosach i dymie tak komfortowo nas wypełniających. - Millie może mieć rację Neal - mówi po jakimś czasie, patrząc na widok miasta. - A może być całkowicie w błędzie. Problem w tym, że dopóki nie znajdziesz tej dziewczyny, nie oddasz jej rysunku i nie spróbujesz jej poznać, ponieważ musisz coś o niej wiedzieć, żeby stwierdzić czy ona i twoja Tess z dzieciństwa, to ta sama osoba.
- Więc proponujesz, żebym poszedł na jej uczelnię? - opieram się o barierkę i patrzę wewnątrz jego mieszkania. Millie zaczyna się po nim krzątać.
- Tak będzie chyba ją najprościej znaleźć - kiwa głową. - A jeśli okaże się, że to nie ona, to mimo wszystko może wam wyjść. Może po prostu przeznaczona ci jest jakaś Candice Snow. Kto wie.
- Romantyk z ciebie Adrien - wzdycham, on śmieje się i kręci głową.
- Tobie też by się trochę romantyzmu przydało, bo zaczynasz się robić ponury - zauważa, a ja się krzywię.
- Same problemy, więc i cieszyć się nie mam z czego - przyznaję.
- A i jeszcze jedno, nie idź po radę w sprawie Tess do Millie - mówi, a ja marszczę brwi patrząc na niego. - Widzisz nasza mała blondynka zawsze miała słabość do siebie i wyraźne wspomnienie Tess w twojej pamięci jej przeszkadzało w zdobyciu twojej uwagi.
- Wiesz o tym wszystkim i nadal z nią jesteś? - pytam zdziwiony.
- To wcale nie tak, że darzymy siebie jakimiś nadzwyczajnymi uczuciami młody - śmieje się. Krzywię się na myśl tego, czym są. - A kiedy znajdę już kobietę, która będzie coś naprawdę do mnie czuć, to nie będę się wahał. W końcu to jej wina i jej pomysł - wzrusza ramionami. - Millie nigdy nie była tą idealną i niewinną. Prędzej ty - śmieje się, a ja przewracam oczami - ponieważ ty nigdy nikogo nie oszukałeś, że coś do tego kogoś czujesz.  Więc nie patrz na Millie i nie zastanawiaj się, bo ona tylko cię zepsuje i wpędzi w jeszcze większe rozdarcie, idź szukać Candice.
- Dzięki Adrien - mówię cicho, a on tylko klepie mnie kilka razy ramieniu. Nic nie musi więcej mówić.

Następnego dnia nerwowo chodzę po dziedzińcu wydziału sztuki i fotografii jednego z największych uniwersytetów tego miasta. Piękny szklany budynek odbija wiosenne światło dnia. Dzisiejszy dzień jest zaskakująco ciepły i już o tak wczesnej godzinie wiem, że założenie czarnych porwanych dżinsów i czarnej koszulki z logiem mojego ulubionego zespołu rockowego to nie najlepszy dobór kolorów na tego typu dzień. Zdążę się rozpłynąć zanim wrócę do mojego samochodu, który musiałem zostawić na parkingu za terenem uczelni, ponieważ wjazd tutaj mają tylko uczniowie i pracownicy. W pewnym momencie przełamuję moją niechęć do zaczepiania obcych i kilka osób pytam o niejaką Candice Snow i dopiero któraś z kolei osoba jest w stanie powiedzieć mi, czy znajdę ją na tym wydziale. Stojąca przede mną młoda, ładna kobieta o kasztanowych włosach zapewnia mnie, że za kilka minut maksymalnie powinna tutaj być, ponieważ miały razem coś załatwić w administracji. Próbuje nawiązać rozmowę i na miarę moich możliwości jej odpowiadam, jednak na pytanie czy ma ze mną poczekać zapewniam ją, że sam sobie poradzę.
- Jesteś pewny? - pyta i poprawia torbę na ramieniu. Wzdycham cicho i kiwam głową.
- Wydaje mi się, że jestem wystarczająco dorosły, żeby sobie poradzić - mówię, a ona wydaje z siebie krótki śmiech, jest nawet urocza. Gdyby tylko okoliczności były inne...
- Przepraszam za moją bezpośredniość, ale jesteś Neal Lyne, prawda? - unoszę brew, a ona od razu zaczynam tłumaczyć. - Wychowałam się w okolicy, gdzie cię znają... z wyścigów przede wszystkim - wyjaśnia. Spuszczam wzrok.
- Rozumiem... ale przychodzę tam tylko dla towarzystwa, ja się już nie ścigam - przyznaję.
- Szkoda - mówi, - bo na pewno bym tobie kibicowała - kiedy podnoszę wzrok obdarowuje mnie ciepłym, jednak nadal naturalnym i subtelnym uśmiechem. - Mówisz, że nadal tam przychodzisz... To znaczy, że dzisiaj wieczorem też cię tam spotkam?
- Jeśli tylko mnie znajdziesz w tym tłumie - odpowiadam, a ona wzrusza ramieniem.
- Zobaczymy - odwraca się, a jej uśmiech praktycznie niewyraźnie maleje, podążam za jej wzrokiem i z daleka zauważam rude włosy Candice. - To do zobaczenia Neal - rzuca i idzie do wejścia.
- Do zobaczenia...
- Babi. Babi Hansen - mówi.
- Do zobaczenia Babi - jeszcze raz się uśmiecha, a po chwili znika a drzwiami, odwracam się w stronę Candice. Kiedy jest wystarczająco blisko podchodzę do niej i właściwie to zagradzam jej drogę. Zadziera głowę, aby na mnie spojrzeć.
- Słucham? - pyta z uniesioną brwią i wyrazem zdziwienia na twarzy. Podaję jej rysunek, jej rysunek, a jej oczy nagle robią się szersze. Wydaje się być bardzo zmieszana.
- Mam dziwne wrażenie, że jak zacznę dużo mówić, to wszystko zepsuję - przyznaję, a dziewczyna ponownie zadziera głowę. - Tak zabrałem ci rysunek, przepraszam, chociaż właściwie to nie jest mi przykro, z tyłu zapisałem ołówkiem mój numer, jutro zabieram cię na kawę.
- A jeśli nie chcę z tobą iść na kawę? - uśmiecham się pod nosem na te słowa.
- A chcesz swoją pracę z powrotem? - pytam spokojnie.

Candice?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz