1 maj 2019

Od Odeyi C.D Samuel

    Na początku miałam wątpliwości, czy aby na pewno się z nim gdzieś zabrać. To nie tak, że się go bałam, ale nie chciałam mieć przez to żadnych problemów ze strony rodziny… i w sumie nie tylko. Prasa lubi wyłapywać skandale, a “schadzki” córki bogatego biznesmena z mężczyzną, który z pewnością nie jest jej narzeczonym to idealny materiał na kolejny nagłówek brukowca. Mój ojciec woli czegoś takiego unikać i z tym się z nim w zupełności zgadzam. Nie interesuje mnie bycie na okładce gazety. Szczególnie w takim kontekście.
    Spojrzałam na mężczyznę wzrokiem, który wyraźnie podkreślał to, iż w tym momencie jestem wyjątkowo pewna siebie.
     - Nie - opowiedziałam mu spokojnym głosem. - Jedynie trzymam ciebie na dystans. A w głowę mi nie strzelisz. - Uśmiechnęłam się pewnie. - Twojemu ojcu zależy na tej umowie, a moja śmierć byłaby jej zerwaniem, więc daruj sobie takie pytania.
    Po moich słowach obróciłam się do niego tyłem i oparłam przedramionami o barierkę. Swój wzrok natomiast przeniosłam na panoramę miasta, które o tej godzinie wyglądało zadziwiająco pięknie. Niby była noc i Avenley powinno spać, jednak światła wszędzie były pozapalane. Nie tylko te uliczne. Z niektórych domach i biurowcach wypływała ciepła poświata, która na tle mroku dobrze się wyróżniała.


     - Ostatnio, jak się spotkaliśmy - zaczął, podchodząc do mnie z prawej strony. Podniosłam na niego swój wzrok i czekałam na dalszy potok słów, - byłaś bardziej…
     - Cicha? - dokończyłam zamiast niego. Nie zachowałam się dobrze, bo i tak czy siak mu przerwałam, ale nie bardzo mnie to obchodziło w tamtym momencie.
    Mężczyzna kiwnął głową, a swój wzrok wbił w moją osobę, jakby wyczekując na wyczerpującą odpowiedź, która odkryła by przed nim rąbek tajemnicy o moim charakterze i usposobieniu.
     - Taka jestem. Słyszałeś kiedyś powiedzenie “cicha woda brzegi rwie”? To coś w ten deseń - odpowiedziałam zdawkowo, mając wielką nadzieję, że nie zacznie się dopytywać. Nawet posłałam mu jednoznaczne spojrzenie, które wręcz krzyczało, żeby dalej tego nie ciągnął. I tak było. Między nami nastała dosyć spokojna cisza, a ja swoim wzrokiem wróciłam do widoku, jaki się przede mną rozpościerał.
    Dlaczego nie chciałam mu tego wyjaśnić? Otóż… ogółem mam charakter buntownika. Z przyzwyczajenia lubię sprawiać wrażenie, że czuje się z kimś na równi, albo jestem nawet od tego kogoś lepsza, chociaż często wcale tak nie jest. Przy Tobiasie cała moja osobowość pęka, zostawiając po sobie odłamki, które dopiero po jakimś czasie potrafię poskładać, jednak i tak następny atak może ją ponownie rozbić. Nasze pierwsze, albo raczej drugie spotkanie nastało akurat wtedy, gdy zastał mnie z nim w takiej, a nie innej sytuacji. Kiedy to huragan po raz kolejny zburzył posąg, który od nowa będzie trzeba odbudować. To dlatego nie byłam wtedy taka rozmowna. Jednak to nie chwila, by ukazywać przed nim swoje słabości. Znamy się krótko. Można powiedzieć nawet, że prawie wcale. Byłoby całkowitą głupotą ukazanie przed nim swoich skaz. Szczególnie tych, które zdążyły już się głęboko zakorzenić w moją psychikę. Wystarczy, że wie o tym, że z Tobiasem nie mam zbyt dobrych kontaktów, a to, co pokazujemy na co dzień, to zwykły teatrzyk odtwarzany na potrzeby publiki.
     - Pojedziemy do baru? - spytałam, patrząc na zegarek, który wskazywał godzinę dwudziestą drugą. - Nie jest tak późno, a chciałabym się czegoś napić.
    Wiem i pamiętam o tym, że mam słabą głowę, ale jedno piwo jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
     - Okej. - Kiwnął głową, po czym schował papierosa, którego dopiero co wyciągnął z paczki. - Teraz chcesz jechać, tak?
     - Dokładnie teraz. - Uśmiechnęłam się delikatnie i ruszyłam w kierunku jego samochodu, poprawiając płasz, który przed wyjściem z domu pośpiesznie zarzuciłam sobie na ramiona. - Czemu musi być tak zimno?
     - Bo jest wieczór - zaczął, wchodząc do samochodu. - Temperatura spada, słońce nie grzeje.
     - To było pytanie retoryczne - parsknęłam cicho. - Ale dzięki za udzielenie cennych informacji. - Zapięłam pasy i zamknęłam za sobą drzwi. - Przydadzą mi się kiedyś.
    Sam odpalił auto i dosyć szybko ruszyliśmy z miejsca. W pewnym momencie miałam wrażenie, że mój żołądek wbija się w siedzenie, ale zbytnio mi to nie przeszkadzało. Mam tak często, szczególnie wtedy, kiedy Tobias prowadzi. Przywykłam do tego, że w nosie ma przepisy drogowe i przepisową jazdę.
     - Powiedz mi - zaczęłam, akurat wtedy, gdy jedno pytanie zaczęło mi krążyć po głowie. - Wy, typy spod ciemnej gwiazdy, że tak to ujmę, - miałam na myśli grube ryby mafii, oczywiście, - macie z reguły aranżowane małżeństwa?
     - Tak - kiwnął głową. - Jednak niektórym udaje się mieć całkiem fajnych rodziców, którzy nie każą ci wychodzić za kogoś, kogo nie kochasz. Tak jest w moim przypadku.
    Westchnęłam ciężko.
     - Szkoda, że twoi rodzice nie mogą mnie adoptować.
    Sam parsknął cichym śmiechem pod nosem.
     - Niestety tak się nie da.
    Po niedługim czasie zajechaliśmy pod jeden z droższych barów. Dla pewności zaczęłam grzebać w kieszeni za drobniakami. Jak na szczęście znalazłam w kieszeni dwieście avarów w banknotach, by chwilę później poczuć na sobie wzrok Sama. Wzrok, który mówił, że jestem debilem, wyciągając te pieniądze. No co jak co, ale ja nie zamierzam pozwalać na to, aby jakiś facet za mnie płacił. Można uznać to za lekki feminizm, ale nic nie poradzę. To przekonanie ugrzęzło głęboko w mojej osobowości i jeśli mam być szczera, to bardzo dobrze się z tym czuje.
     - Chowaj to, ja płacę - powiedział stanowczym głosem, jednak ja pokręciłam głową.
     - Płacę sama za siebie, księciuniu, daj spokój. Schowaj sobie pieniążki, kiedyś sobie coś za nie kupisz - powiedziałam, dla pewności przeliczając swoje.
     - Płacę za ciebie i nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów.
     - Nie.
     - Tak.
     - Okeeeej - zaczełam, - ale ja stawiam [( ͡° ͜ʖ ͡°)] tobie.
     - Nie, nawet o tym nie myśl. Płacę za nas oboje.
     - No chyba nie. Nie kłóć się ze mną.
     - To ty się kłócisz ze mną.
     - Płacę za siebie - powiedziałam twardo. W gwoli ścisłości, w dalszym ciągu siedzieliśmy w samochodzie, jakby ktoś pytał.
     - Nie - odpowiedział tym samym tonem.
     - Tak - naciskałam.
     - Nie.
     - Nie - przekręciłam, sprawdzając, czy da się nabrać.
     - Tak.
     - Okej, płacę za siebie - powiedziałam słodkim głosikiem z uśmiechem na ustach i wyszłam zadowolona z samochodu. Trwało chwilę, aż do mężczyzny dotarło to, co się teraz stało. Zaraz potem wyszedł za mną z auta i znowu zaczął.
     - Głupieje przy tobie - westchnął ciężko, wyciągając portfel.
     - Przy mnie wszyscy mężczyźni głupieją. - Uśmiechnęłam się szeroko, specjalnie nie siląc się na skromność.


<Samłel? Nie sprawdzałam, jestem zbyt leniwa xD>

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz