Spojrzałem na Torii, dziewczyna właśnie
otarła oczy i uśmiechnęła się do mnie, kiwając głową. Odpowiedziałem jej tym
samym.
- Gdzie jesteście?
- Knajpa Lancastera, mają
najlepsze naleśniki – Zaśmiałem się, jednocześnie wychodząc z mieszkania Torii.
– Za ile możemy się ciebie spodziewać?
- Nie wiesz jak jeżdżę? Będę za
pięć minut – Rozłączyłem się i wsiadłem do auta. Było mi żal Torii, miałem
nadzieję, że sobie poradzi. Poza tym, pogrzeb ukochanej osoby nie jest łatwy. Czy kiedyś moja rodzina będzie musiała
pochować mnie, w równie młodym wieku? Patrząc na dom mojego przyjaciela,
uśmiechnąłem się tylko. Tyle imprez się tu odbyło. Po chwili, z piskiem opon
ruszyłem z miejsca, znalezienie dziewczyn nie było trudne.
Odeya stała oparta o maskę samochodu,
rozmawiając z siostrą. Najwyraźniej już z odległości poznawała warkot silnika
mojego auta, bo odwróciła się pokazując siostrze w moją stronę. Upewniłem się,
że nic nie jedzie i zjechałem obok nich, po czym otworzyłem drzwi z przodu.
- Zapraszam moje panie, firma
taksówkarska Weston do usług – Odeya usiadła tuż obok mnie na przedzie, jej
siostra zaś, widocznie niezadowolona zajęła miejsce z tyłu. Czułem jak mi się
przygląda. Jednak nic nie mówiła – Gdzie jedziemy?
Kiedy poznałem ich plany, od
razu ruszyłem z miejsca. Milczałem, podczas kiedy one dyskutowały o
samochodzie. Siostra Odeyi, Jane martwiła się o auto które zostało pod knajpą.
Oddy cały czas przekonywała ją, że przecież nic się nie stanie, zwłaszcza, że
laweta jechała tak naprawdę tuż za mną. Kiedy stanęliśmy przy odpowiednim
sklepie, dziewczyny wysiadły. Ja natomiast zostałem w środku, Odeya otworzyła
drzwi jeszcze raz i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Co? – Zapytałem, zupełnie nie
wiedząc o co chodzi. Dziewczyna tylko uniosła jedną brew, zupełnie tak, jakby
krzyczała „Ty tak na serio?”. Westchnąłem – No dobra, już dobra. Idę.
Chodzenie po sklepach, nie było
moim ulubionym zajęciem, więc kiedy Jane pokazywała Odeyi coraz to nowsze
odcienie farb, ja tylko powoli podążałem za nimi w rękami w kieszeni. Chciało
mi się śmiać, kiedy Odeya po raz kolejny tłumaczyła siostrze, że przecież jej
narzeczony nie chciał takiego koloru ścian. Były komiczne. Po dwóch godzinach,
w końcu doszły do porozumienia i zakupiły to, czego szukały. Jednak, moją uwagę
przyciągnęła ciemno zielona farba.
Kolejnym przystankiem, okazał
się sklep z meblami. Tym razem nie dałem się zaciągnąć do środka, zostałem w
samochodzie. Właśnie przeglądałem Internet, kiedy zadzwoniła do mnie Torii.
Odebrałem bez zawahania.
- Heeej Sammy – Głos Torii, a
raczej ta jego odsłona, był mi dobrze znany. Dziewczyna śmiała się, czasem
słyszałem, że miała czkawkę. Wypiła i to zdecydowanie za dużo – Będziesz jutro
na pogrzebie Pablo?
- Pewnie, wątpiłaś w to? A teraz
Torii, nie wydzwaniaj do ludzi tylko idź się połóż. Kurwa, teraz żałuję, że cię
zostawiłem.
- Daj spokój Sammy, nie jesteś
moim ojcem. Nie mam ojca. Ani matki. Ani chłopaka – Nie wiedziałem czy żartuje,
czy po prostu jest w tak złym stanie. Torii nigdy nie lubiła mówić o swojej
rodzinie. Zwłaszcza po tym, jak dowiedziała się co tak naprawdę stało się z jej
biologicznymi rodzicami.
Długo rozmawiałem z Torii, w
momencie kiedy Odeya i Jena wróciły do samochodu, Torii zaczęła mówić mi, że
Pablo był najwspanialszym facetem na świecie. Uderzyłem w kierownicę.
- Do jasnej cholery Torii, idź
spać. Przyjadę jutro i pojedziemy na pogrzeb okej? Błagam, nie pij nic więcej.
- Pogrzeb? – Odeya spojrzała na
mnie, a ja tylko pokiwałem głową.
- Pablo którego możesz kojarzyć,
wiesz ten z imprezy. – Pokiwała głową – Zginął na jeden z akcji.
Nie zagłębiałem się bardziej w
historię. Nie musi wiedzieć na jakiej, ani jak. Ja sam nie chciałem tego
pamiętać. Dziewczyny podały mi adres, a ja bez słowa ruszyłem. Tak samo jak
wcześniej, one rozmawiały a ja milczałem i słuchałem. Po głowie dalej chodził
mi jutrzejszy pogrzeb Pablo. Miałem pożegnać najlepszego przyjaciela. Już pół
godziny potem, byliśmy pod mieszkaniem Jane. Odeya widocznie ociągała się z
wysiadaniem
- Nie chciałbyś nam jeszcze w
czymś pomóc?
Jak się okazało, tym czymś miało
być malowanie w mieszkaniu. Zaśmiałem się głośno, jednak zostałem. Nie miałem
dziś nic lepszego do roboty, pogrzeb był załatwiony, rzeczy Pablo miałem zabrać
kolejnego dnia. Teraz, miałem czas wolny. Dostałem szybkie instrukcje co i jak,
dziewczyny zniknęły w innym pokoju.
Nie chcąc pobrudzić górnej części
garderoby, zdjąłem ją i rzuciłem gdzieś, gdzie było w miarę czysto. W samym
mieszkaniu było naprawdę gorąco, szybko zabrałem się do roboty. Byłem zdania,
że czym szybciej zacznę, tym szybciej skończę. W pewnym momencie usłyszałem
kroki, jednak nie przejąłem się tym zbytnio. Odwróciłem się dopiero, kiedy
usłyszałem jak ktoś wciąga powietrze widocznie nieźle zaskoczony moim wyglądem,
odwróciłem się i od razu dostrzegłem Odeyę. Jej wzrok nie wyrażał nic, tylko
zawstydzenie. Uśmiechnąłem się, dziewczyna mimo że widziała mnie tyle razy, to
widom moich tatuaży ją zaskoczył. Studiowała właśnie realistycznego smoka na
moich plecach, kiedy się odezwałem.
- Wiem, że wyglądam dobrze, ale
nie musisz aż tak mi się przyglądać. Chyba, że chodzi o sam fakt, że nie mam na
sobie koszulki. Mam się ubrać? – Nie mogłem powstrzymać śmiechu,
zdezorientowanie na twarzy dziewczyny było niezwykłe.
Jej siostra podeszła i trąciła
ją w ramie po czym wywróciła oczami. Na Jane, mój wygląd nie zrobił takiego
wrażenia jak na Odeyi i to było najnormalniejsze zachowanie. Nieliczni reagują
tak jak Oddy, jednak i tacy się przecież zdarzają. Jane uśmiechnęła się do
mnie po czym znów zniknęła w innym pokoju, a po chwili wróciła z pędzlem. Znów
spojrzałem na Odeyę.
- To co? Mogę tak zostać, czy
cię gorszę i powinienem się ubrać?
Odeya?
( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jestem zbyt leniwa aby sprawdzać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz