I zostałem bezpardonowo pociągnięty w wyjątkowo dobrze znanym mi kierunku.
Prawdopodobnie do mieszkania Nivana trafiłbym w nocy, o północy (czy to właśnie nie był taki przypadek?), w kapciuszkach i piżamce, jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało. Po prostu nasza relacja poszła w zadziwiająco dobrym kierunku, a ja czułem się jak nowo narodzony, nawet jeżeli narzekałem dalej w takim samym stopniu.
I oczywiście, że przed blokiem zastaliśmy znajomych mojej nowej... znajomej? Walczyli niemiłosiernie z ustrojstwem znanym publice jako domofon, a mi jako narzędzie szatana, wydające z siebie okropne dźwięki, szeleszczące, zniekształcające okropnie obraz... Prawdopodobnie według mnie tutaj sprawdziłoby się dobre stare powiedzenie kiedyś to były czasy, nawet jeżeli oznaczały one oszustów, większą ilość złodziei i tak dalej.
I kurwa, nawet nie zwróciłem uwagi, gdy w pobliżu pojawiła się policja, gdy dziewczyna zaczęła grać niewinną, głupią, nierozumiejącą, prostu nie wiem, zaczęła kręcić, udawać i robić niepotrzebną nikomu szopkę. Zwłaszcza mi jako nauczycielowi, który nie powinien pozwolić sobie na jakiekolwiek problemy z prawem, chyba że chciałbym wylądować z Franciszkiem w jednym monopolowym (a tego wolałem uniknąć).
I ponownie pociągnęła, tym razem rzucając się do niepotrzebnego biegu wraz ze mną jako zakładnikiem. Warknąłem, gdy tylko znaleźliśmy się za rogiem, a kobieta zwolniła, pociągnąłem za rękę, próbując wyrwać się z uścisku.
— Pojebało cię? — syknąłem, praktycznie wbijając się w kostkę brukową, starając zaprzeć się piętami, by ta nie ciągnęła dalej. — Ja rozumiem, że niektórzy mają problemy z prawem lub właśnie starają się ich unikać, ale tego nie robi się w ten sposób — oświadczyłem, w sumie nie skrywając swojego oburzenia, irytacji, no, wszystkiego. — Wyobraź sobie, że dla mnie błahy problem z policją może równać się wyrzuceniu na zbity pysk z roboty — dodałem, jeszcze chłodniej, z jeszcze większą złością, w końcu wyrywając swój nadgarstek z jej uścisku.
Zerknąłem na dziewczynę spode łba, w końcu decydując się na odwrócenie się na pięcie, by ruszyć przed siebie, z powrotem na ulicę. W kierunku grupy pijanych młodzieńców, jak i chyba mojego dzisiejszego noclegu, czytajcie Nivana Oakleya.
Oczywiście, jeżeli jeszcze nie spał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz