Drażnił i kusił niemiłosiernie, wręcz irytował tym swoim jestestwem, swoimi gestami i ruchami. Tym niby przypadkowym zahaczeniem o niektóre części ciała. Tym dziwnym wyginaniem ręki. Tym ostatnim pocałunkiem.
Tym absolutnie absurdalnie wyglądającym trzęsieniem dupska, gdy próbował pozbyć się spodni. Skacząc, jakby grał w klasy, próbując przy okazji utrzymać równowagę, co rzadko się udawało. Kończył, leżąc na wyrku, na co tylko przewracałem oczami, sam pozbywając się swoich ciasnych rurek w mgnieniu oka, bo jednak po tylu latach noszenia tego, człowiek dochodzi do wprawy i zsunięcie ich z tyłka nie należało już do problemów.
Dlatego tylko siedziałem po turecku, przyglądając się wyczynom mężczyzny. Raz na jakiś czas poprawiając własne bokserki, czy drapiąc się po szyi, bo swędziała po jego wyczynach.
I w końcu pozbył się tych swoich spodni w kancik, w końcu rozłożył ramiona i zaprezentował się w całej okazałości.
— Oto i ja — rzucił, szczerząc się od ucha do ucha, na co jedynie przewróciłem oczami i dość głęboko westchnąłem, obserwując dokładnie całego mężczyznę. Od stóp do głów. Zauważając jakiś niuans, którego wcześniej nie było.
I był paskudniejszy, niż moja własna blizna, po kilku operacjach, a to należało już do jakiegoś wyjątkowego stanu zaniedbania.
Ale przywołałem go do siebie, a gdy stał tuż przede mną, nie pozwalałem, by uwalił się na mnie jak kłoda, a jedynie ucałowałem splot słoneczny i pstryknąłem szczura na prawym żebrze.
— Co to, kurwa, jest — parsknąłem, zerkając na niego z dołu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz