Policja zeszła. Podobnie, jak Yamir, ten jednak raczej na zawał, niż po schodach, głównie ze względu na Renee, która po prostu wybuchła i brzęcząc coś o niekompetencji psów, poszła za nimi, mając na celu jedynie zawrócenie zidiociałych stróżów prawa, byle sąsiedztwo zapoznało się ze smakiem kary za przewinienia.
Westchnąłem cicho, zerkając na przerażonego Kumara, który stwierdził, że jest na to wszystko za stary, że zawsze był i on nie wie, co jest z nami nie tak.
Odpowiedź, że równowaga wszechświata musi zostać zachowana, jedynie bardziej go rozjuszyła i sprawiła, że fuknął, bąknął i poleciał na kanapę, sycząc coś w hindi. Wyróżniłem kilka bardziej znanych przekleństw, ale cała reszta dalej była dla mnie jednym, niezrozumiałym bełkotem.
A później ktoś bezpardonowo wparował mi do mieszkania, znowu, przez co znowu miałem ochotę wziąć krzesło w obroty i tym razem zdziałać, bez zbędnego udziału Illene, której coś długo schodziło na tych jej sprawach z policją.
Oczywiście, znowu upośledzeni sąsiedzi.
Ze spluwą w łapie.
Kumar już nawet się nie wychylał, jedynie patrzył, nieco przerażony.
— Dobra zacznijmy od początku... Dzięki Yamir. — Hindus zdawał się wszystko ignorować. Jedynie dalej zerkał, to na mnie, to na dziewczynę i jej kolegę. Zmarszczyłem brwi. — Nivan, Gared chciałby ci coś powiedzieć.
— Że ja mam go przepraszać?!
Wręcz warknąłem, widząc, jak wykręca mu rękę.
Dłoń na nadgarstku. Karcący wzrok Hindusa.
Nie wybuchaj, Nivan. Pożar strawił już zbyt wiele.
Daj światu się zregenerować.
— Wy... Wybacz.
— Tu są, mówiłam. — Ponownie. Cholerna wybawicielka się znalazła. Jadowite spojrzenie padło na włamywaczy. Grupa ludzi weszła do mieszkania, a widząc pistolet w dłoni dziewczyny, najwyraźniej nie mieli nawet zamiaru certolić się w tangu. Poleciały krótkie polecenia, szybka akcja, ręce do góry, rzucić broń, na kolana.
Yamir zaciskał palce coraz mocniej, coraz bardziej wbijał się paznokciami w moją skórę, a ja jedynie uśmiechałem się pod nosem, widząc, że kolega nie wyrósł ze swoich zachowań.
Teraz przynajmniej nie darł się, że to nieporozumienie.
Głównie dlatego, że wyjątkowo, aresztowali kogoś innego, niż mnie.
Kajdanki na nadgarstkach. Moje krótkie sklecenie relacji, gdy dwójkę zamknęli w radiowozie.
Oburzona Renee, powtarzająca później przez pół dnia, że coraz gorzej szkolą tę policję.
A ja znowu chciałem po prostu zniknąć na te kilka lat.
Bo najwyraźniej miałem talent do sprowadzania nieszczęść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz