4 mar 2019

Od Harper do Tylera - Walentynki [2/2]

Trzymany przeze mnie notatnik notatnik prawie wypada mi z rąk, gdy czuję, jak ktoś szarpie mnie za ramię w okolicy nadgarstka. Przestraszona instynktownie próbuję wyszarpnąć się z niewygodnego uścisku, mimo iż stojący przede mną mężczyznę dzieli ze mną co najmniej piętnaście centymetrów różnicy we wzroście i pewnie jeszcze więcej w układzie sił. Bo ja, mimo iż całkiem wysoka, raczej szczupła, a facet... budową przypomina postać Luthera z komiksu, który czytałam jako dorastająca, zafascynowana całym światem science-fiction nastolatka. Ujmując całość krótko - kupa mięśni. Tylko, że bohater był zdecydowanie bardziej ciekawy, gdyż mieszkał przez pewien czas na Księżycu. 
- Hola, wolnego! - moje niezadowolenie jest nader widoczne, gdy obrzucam mężczyznę wściekłym spojrzeniem i próbuję go zatrzymać, gdy zaczyna ciągnąć mnie w jedynie jemu znanym kierunku. Usilnie staram się przywrzeć stopami do śliskich płytek, którymi wyłożonymi jest cała powierzchnia galerii handlowej, ale ruch ten przynosi jedynie odwrotny skutek. Podeszwy moich sportowych butów ślizgają się po podłożu. - Mówię, do cholery, żebyś zaczekał. Inaczej zacznę krzyczeć. 
Kiedy ten nie reaguje w żaden widoczny sposób, jestem jeszcze bardziej... wściekła? Nie, zdecydowanie nie wściekła. Bardziej zirytowana. I zdezorientowana, co potęguje moje niezadowolenie związane z całą tą sprawą. Jeśli czegoś nienawidzę bardziej niż, gdy się mylę, to są to chwile, kiedy nie mam pojęcia co się dzieje. A to właśnie jeden z takich momentów.
Próbuję wyrwać się z uścisku jeszcze jeden raz, a jest to ruch tak gwałtowny i silny, że moja dłoń, nieoczekiwanie, jest ponownie wolna. Oboje zatrzymujemy się w dokładnie tej samej sekundzie. Ja, stojąca prosto ze skrzyżowanymi na wysokości klatki piersiowej rękoma oraz tajemniczy nieznajomy, spoglądający na mnie z rosnącym zniecierpliwieniem. Intensywne spojrzenie mężczyzny wywołuje u mnie ciarki, dlatego, pozwalając swojemu instynktowi samozachowawczemu na podjęcie decyzji. Cofam się o krok do tyłu i szybko analizuję otoczenie. Od najbliższego głównego wyjścia dzieli mnie około stu metrów. Dotarcie do nich zajmie mi około dwudziestu sekund, gdyż nigdy nie byłam dobra w bieganiu na krótkie dystanse. Drugim wyjściem jest łazienka, jednak nawet ona znajduje się w pewnej, zdecydowanie zbyt dużej, odległości od mnie. Poza tym nie mogę mieć pewności, iż sylwetka kobiety na drzwiach powstrzyma mężczyznę. Niech to szlag.
Moje serce wybija zdecydowanie zbyt szybki rytm. Wycieram spocone ze zdenerwowania dłonie w materiał czarnych spodni konferencyjnych i, dokładnie w ten sam sposób, co zawsze, zagarniam kosmyk swoich ciemnych włosów za ucho.
- Naprawdę nie mam czasu na tłumaczenie ci tego teraz - próbuje sięgnąć ponownie po moją dłoń, ale w porę robię ponowny krok w tył. Głos rozsądku krzyczy do mnie, żebym uciekała stamtąd jak najszybciej, ale jestem zbyt zestresowana, by ruszyć się bardziej niż o kilka metrów. Nawet mój ognisty temperament zdaje się wygasać z każdą nasyconą stresem chwilą.
Dalej Harper, weź się w garść.
Jeśli nie zrobisz tego teraz, nie dostaniesz kolejnej okazji - rzucam na jednym wydechu, starając się brzmieć jak najbardziej pewnie. Z ulgą stwierdzam, iż udało mi się utrzymać spokojny, nieco ofensywny ton. - No dalej.
Wzdycha głośno, szybko przeczesując dłonią włosy i kiedy już nachodzi mnie myśl, iż odpuści i zostawi mnie w cholernym spokoju, ponownie wyciąga w moją stronę rękę.
- Okej, ale nie tutaj - wydaje mi się, że wyczuwam lekkie napięcie w jego głosie. Łamiąc wszelkie zasady zdrowego rozsądku, kiwam szybko głową. Przyciągam jednak dłoń do siebie, dając mężczyźnie wyraźnie znać, iż nie mam zamiaru ponawiać kontaktu fizycznego.
- Mogę chociaż poznać twoje imię?
Odpowiada dopiero po chwili. Zdecydowanie zbyt długiej jak na mój gust.
- Tyler.

~~*~~
To, czego się dowiedziałam, zdecydowanie nie poprawiło mojego stosunku do mężczyzny. Ba, jego wypowiedź zdawała mi się tak absurdalna i przy tym komiczna, że gdy staliśmy wspólnie u jubilera, nie mogłam powstrzymać cichego chichotu, który co jakiś czas przerywał jego wypowiedź. Cóż, nieczęsto słyszy się przecież, że jest się obiektem zainteresowania jakiegoś gangstera.
- Przepraszam, ale już nawet słynny tekst 'nie potukłaś się zbyt mocno, gdy spadłaś z nieba' byłby bardziej odpowiedni niż to, co mi właśnie mówisz, Tylerze - pozwalam sobie na lekką złośliwość, gdy już nie taki nieznajomy kończy mówić. - Powinieneś poćwiczyć zanim podejdziesz do dziewczyny - klepię go szybko po ramieniu i odwracam się by odejść, jednak ten mnie zatrzymuje. Przewracam oczami i uśmiecham się, tym razem już znowu zirytowana jego zachowaniem, jednak cierpliwie zwracam się twarzą ponownie w jego stronę.
- To się robi nudne, Tylerze.
Tym razem to on wydaje się rozdrażniony.
- Możesz mi nie wierzyć, ale, nie mając i tak nic ciekawszego do roboty, poczekaj ze mną przez jakiś czas - gdyby jego głos uderzył w bardziej uprzejme tony, mogłabym pomyśleć, iż jest to prośba. Jednak głos mężczyzny jest nadal tak samo płaski i wyprany z emocji jak wcześniej. Wygląda na to, że dobrze wyćwiczył tę umiejętność. - I tak nic na tym nie tracisz.
I właśnie w ten sposób kończę, oglądając z nim przeróżne wyroby jubilerskie. Zaczynając od okazałych, zachwycających kolii i naszyjników po subtelne, skromne wisiorki. Nigdy nie byłam fanką biżuterii, jednak teraz, mając z nimi dłuższy niż kilkuminutowy kontakt, zaczynam dostrzegać ich urok i to, dlaczego niektórym osobom mogą się one podobać. Z czasem towarzystwo Tylera przestaje mi nawet tak przeszkadzać. Nadal nie jest on osobą, z którą dobrowolnie spędziłabym czas, ale zdecydowanie nie jest tak źle, jak mi się wydawało.
Po całej tej sytuacji oferuje mi on nawet podwózkę. Z początku miałam zamiar zaoponować, ale stwierdziwszy, że czekanie na autobus byłoby dla mnie nader męczące, zgadzam się i wsiadam do jego samochodu. Dostałabym porządny wykład od ciotki, gdyby dowiedziała się, że przyjęłam ofertę od praktycznie obcego mężczyzny, który zaczepił mnie w galerii handlowej.
Kiedy chcę wysiąść, Tyler zatrzymuje mnie na moment i, zanim zdążę w jakikolwiek sposób zaoponować, wręcza mi niewielkie pudełko. Jest to dla mnie rzecz o tyle dziwna oraz zaskakująca, że instynktownie chcę oddać mu ten mały pakunek.
- Uznajmy, że to rekompensata za czas, który ci zabrałem - z tymi słowami odpala ponownie silnik i zręcznie wycofuje z wąskiego podjazdu.
Ja za to jeszcze przez długi czas siedzę na progu domu ciotki. Cały ten dzień był dla mnie tak dużą karuzelą emocjonalną, że wydaje mi się, iż jestem okropnie zmęczona. W końcu jeszcze jakiś czas temu byłam święcie przekonana, że Tyler porwie mnie gdzieś i zostawi moje martwe ciało w jakimś starym magazynie. Tyle dobrego, iż to nie miało miejsca.
Parskam śmiechem i kręcąc głową z niedowierzaniem, otwieram drzwi wejściowe.

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz