Ja jestem naprawdę nienormalna. Wyżaliłam się tak naprawdę obcemu facetowi. Do tego jeszcze nakrzyczałam na niego. Ale przecież to nawet nie była jego wina. To ja zaproponowałam kawę i to ja później chciałam pójść do mojego mieszkania. Nasze drogi wprawdzie mogły rozejść się już po kawie, ale czułam się przy nim tak dobrze. Złapałam się kurczowo dłońmi za głowę. Co ja mam w tym głupim łbie. Uraziło mnie tylko zdanie z chcicą, bo nawet na chwilę taka myśl mi do głowy nie przyszła... Eh... kobiety to jednak durne stworzenia. Może dlatego przyjaźnię się tylko z facetami? Nie wiem... Gdyby nie to, że wyszedł pewnie zatrzymałabym go jeszcze i prosiła o wybaczenie. Jezu jaka jestem głupia. Nie rozumiem pojęcia przestrzeń osobista, a co dopiero przestrzegać tego. W pewnym momencie sama zaczęłam się z siebie śmiać. Co ja myślałam? Że po pierwszym dniu znajomości zaraz będzie mnie uwielbiał? Ty tępa debilko. Nagle rozległ się huk drzwi i usłyszałam szybkie kroki w kierunku salonu. Szybko schowałam wódkę do szafki i wyszłam z kuchni. Szłam trochę przestraszona i zmęczona. Powoli wyglądając zza futryny zauważyłam Gared'a, który złapał z telefon i wybrał jakiś numer. Nagle w kieszeni od moich spodni zadzwonił telefon. Nie zamierzałam go odbierać. Czekałam aż Gared sam ogarnie gdzie jestem. Odłożył swój telefon i zaczął się kierować w moją stronę. Weszłam wgłąb kuchni i oparłam się o blat tak mocno, jakbym chciała ukryć się przed gniewem mojego współlokatora. Wszedł w końcu do pomieszczenia.
- Płakałaś. - to nie było pytanie. On to stwierdził, po moich czerwonych oczach.
Chciałam zaprzeczyć, ale miał racje. Płacz i tak był z mojej winy, bo mogłam po prostu pogodzić się z losem i odejść. Ale nie... no przecież lepiej zrobić awanturę na pół budynku. Spuściłam tylko wzrok i kręciłam kciukiem jakieś dziwne kółka na swojej dłoni. I nastała jakaś dziwna chwila. Gared podszedł do mnie i autentycznie mnie przytulił. Pierwszy raz w życiu ktoś to zrobił. Nie wiedziałam na początku co się dzieje i moja pierwsza reakcja to szeroko otwarte oczy i dłonie, które nie wiedziały co z sobą zrobić. Zaraz jednak ścisnęłam moje ręce wokół tułowia mężczyzny. To było jakieś dziwne, niespotykane uczucie.
- To przez niego? - zapytał niespodziewanie nieco wzburzony.
- Przez kogo?
- No przez tego, który był wczoraj u Ciebie. Tak?
- Nie, to nie była jego wina. To ja nie potrzebnie zaczęłam kłótnię.
Gared nagle zerwał się i zaczął zakładać buty.
- Co ty robisz?
- Zaraz wrócę.
- Nie! Stój! - złapałam mężczyznę za rękę i po prostu rzuciłam na kanapę - Ja to załatwię. - powiedziałam i wyszłam z mieszkania. Wbiegłam po schodach. Nie pamiętałam dokładnie, w którym mieszkał Nivan, ale zapukałam do takiego, który był centralnie nad moim. Wahałam się. On na pewno nie otworzy. Po tym co zrobiłam. Wzięłam jeszcze głęboki oddech i zapukałam dwa razy w drzwi. Czekałam kilka chwil i usłyszałam powolne otwieranie zamka od wejścia. Duża drewniana płyta przesuwała się bardzo wolno. Kiedy zobaczyłam twarz Nivana od razu na język nasunęło mi się tylko jedno słowo:
- Przepraszam... -
Nivan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz