-
Odeya, bardzo cię lubię ale już nie żyjesz – Odwróciłem się w jej stronę,
łapiąc pędzel którym posługiwała się Jane, zamoczyłem go w farbie i chlapnąłem
na dziewczynę. Ta zareagowała piskiem, oraz otarciem twarzy. Starałem się
zachować powagę, jednak nic z tego. Dziewczyna miała na twarzy zielone smugi,
śmiałem się jak nienormalny. Kiedy Odeya wpatrywała się we mnie morderczym
wzrokiem, ja sam uśmiechałem się triumfalnie.
Nie
trzeba długo myśleć, że zrodziła się bitwa na farbę, gdzie zarówno Odeya jak i
wyglądaliśmy koszmarnie, ale świetnie się przy tym bawiliśmy. W pewnym momencie
po prostu złapałem dziewczynę w pasie i uniosłem do góry, na co ona znów zaczęła
krzyczeć i wymachiwać nogami. Po pewnym czasie, oparłem się o ścianę ręką
patrząc na Odeyę. Dziewczyna próbowała zabić mnie wzrokiem, ale ja tylko uśmiechnąłem
się szeroko.
-
Co? Tylko ja miałem być zielony? – Odeya tylko odwróciła się a ja pokręciłem
głową i wróciłem do malowania. Po chwili jednak znów poczułem na sobie
spojrzenie dziewczyny, odwróciłem się w jej kierunku i uniosłem brew – No, o co
chcesz zapytać?
-
Bardzo bolało? – Odeya podeszła do mnie bliżej i przejechała dłonią po jednym z
tatuaży na ramieniu. Wzruszyłem ramionami.
-
Kiedy jesteś przyzwyczajony do bólu od raz postrzałowych, to ból spowodowany
igłą z tuszem nie jest tak straszny. Ale oczywiście, każdy jest inny. Mnie nie
bolało wcale. – Odeya widocznie chciała coś powiedzieć, ale do pokoju weszła
jej siostra, a ja usłyszałem tylko jak bierze głęboki oddech.
-
Jak wy wyglądacie! Odeya, znowu wpadłaś na jeden z swoich genialnych pomysłów? –
Uśmiechnąłem się, jednak nic nie powiedziałem. Moja rozmówczyni odwróciła
wzrok, a ja spojrzałem na Jane – Przepraszam cię za moją siostrę.
-
Przestań, sam mam młodszą siostrę, całe w farbach kończę przynajmniej dwa razy
w miesiącu. – Spojrzałem na Odeyę – Idź się umyć, ja to dokończę.
-
Słyszałaś Oddy? Samuel sam to dokończy, poza tym, musimy porozmawiać – Odeya westchnęła
zrezygnowana, jednak wyciągnięta przez siostrę wyszła z pokoju. Ja sam szybko
zabrałem się ponownie do pracy.
Samemu,
szło mi znacznie szybciej. Skończyłem malowanie ścian i zabrałem się za sufit,
kiedy przyszła do mnie Jane, najwyraźniej skontrolować jak idą prace.
Uśmiechnęła się, po czym zwróciła do mnie.
-
Samuelu, może się czegoś napijesz? – Spojrzałem na nią i pokręciłem głową –
Nalegam, naprawdę.
-
Przepraszam Jane, ale chcę to skończyć i muszę jechać do domu. Jutro mam
pogrzeb mojego przyjaciela.
-
Przykro mi – To były ostatnie słowa jakie powiedziała do mnie, bo chwilę potem
usłyszałem tylko jej podniesiony głos – Odeya, musimy poważnie pogadać.
Po
kolejnej godzinie, wszystko było pomalowane. Byłem zadowolony z efektu, aż
przypomniało mi się, jak remontowałem własne mieszkanie. Nawet nie wiedziałem,
kiedy zrobiło się tak późno. Wyszedłem z pokoju i dołączyłem do dziewczyn, nie
musiałem nic mówić. Jane od razu załapała, że malowanie skończone.
-
Naprawdę ci dziękuje za pomoc. – Odeya wywróciła oczami, a Jane zgromiła ją
wzrokiem – Łazienka jest tam, jeśli chciałbyś się wykąpać.
-
Cóż, w takim stanie ciężko pokazać się innym. – Od razu skierowałem się do łazienki,
gdzie zmyłem z siebie całą farbę.
Przyglądając
się sobie w lustrze, po raz kolejny zastanawiałem się, dlaczego większość ludzi
którzy znają i mnie i mojego ojca, mówią, że jestem jego kopią. Wyszedłem z
łazienki. Usłyszałem też coś, czego najpewniej nie powinienem.
-
Odeya, nie tłumacz się jak dziecko. Jesteś zaręczona, a ciągnie cię do tego
chłopaka. Naprawdę myślisz, że to w porządku wobec Tobiasa? – Wchodząc do
kuchni, odchrząknąłem i Jane natychmiast przestała mówić. Odeya nawet na mnie
nie spojrzała w pierwszej chwili. Po raz kolejny poczułem jak Odeya przygląda
się moim tatuażom. Uśmiechnąłem się do dziewczyn.
-
Miło mi było, ale muszę już uciekać. Cieszę się, że mogłem pomóc. Polecam się
na przyszłość .
-
Nie zostaniesz na kolacji? Napracowałeś się dzisiaj, nie mam sumienia puszczać
się do domu o pustym żołądku.
-
Dzięki, ale odmówię. Ja… muszę coś jeszcze załatwić na mieście. Jeśli chcecie,
mogę was jeszcze podrzucić do domu.
Odeya?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz