To, to i jeszcze to.
Ach, zapomniałam o tym.
I te.
Rachunek objął liczbę wysoką, jednakże nie na tyle wysoką, by nie móc dorzucić czegoś dla siebie. Słabe piwo smakowe, dlaczego miałabym odmówić przyjemności także sobie. Zapłaciłam. Wyszłam ze sklepu. Wróciłam do bloku.
Rankiem po zdecydowanej części kupionych przeze mnie alkoholi nie było śladu. Jedynie dwie butelki czystej wódki i moje dobrze ukryte piwo ocalało. Nie drążyłam tematu, nie reagowałam. Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co z nimi zrobiła. Nie obchodzi mnie to.
— Charlie, idź do sklepu — usłyszałam wieczorem. Wręczyła mi pieniądze i listę podobną do tej wczorajszej. Zgadywałam, że znów trafię na zamknięcie.
Nieomylnie.
Wpuścił mnie.
To, to i jeszcze to.
Ach, zapomniałam o tym.
I te.
O dziesięć avarów więcej. Mimo tego, kolejne dziesięć pozostało w kieszeni, więc wzięłam to w formie zapłaty za wyręczanie się mną przez matkę. Zapewne ktoś, kto widzi mnie w tym momencie uzna, że to wszystko wina młodzieńczego buntu, i z pewnością planuję to wszystko pokonać z grupką przyjaciół. Bzdura, myślę ja.
Zaskakujące, jakie życie jest przewidywalne.
— Charlie, do sklepu.
Aż chciałabym zapytać o to, gdzie podziewają się napoje na rzekomego Sylwestra. Gryzłam się w język, walczyłam, byleby nie wymsknęło mi się nic niemiłego, co Beatrice uznałaby za obrazę. Przekrzykiwanie się wzajemnie wcale nie posyłało mi szczerego uśmiechu.
Sklep.
Cześć, to znowu ja, myślałam sobie, kiedy wchodziłam do środka.
Zapewne zaraz opieprzą mnie za to, że zawsze, kiedy chcą zamykać zjawiam się ja.
Mam ochotę zasugerować, żeby zamykali jakieś dwadzieścia minut później. Ale to idiotyczne, skoro nie będą mieć w tym żadnej korzyści. A może jednak? Zresztą, zapewne tylko tu pracują.
To, to i jeszcze to.
Ach, zapomniałam o tym.— Charlie, do sklepu.
Aż chciałabym zapytać o to, gdzie podziewają się napoje na rzekomego Sylwestra. Gryzłam się w język, walczyłam, byleby nie wymsknęło mi się nic niemiłego, co Beatrice uznałaby za obrazę. Przekrzykiwanie się wzajemnie wcale nie posyłało mi szczerego uśmiechu.
Sklep.
Cześć, to znowu ja, myślałam sobie, kiedy wchodziłam do środka.
Zapewne zaraz opieprzą mnie za to, że zawsze, kiedy chcą zamykać zjawiam się ja.
Mam ochotę zasugerować, żeby zamykali jakieś dwadzieścia minut później. Ale to idiotyczne, skoro nie będą mieć w tym żadnej korzyści. A może jednak? Zresztą, zapewne tylko tu pracują.
To, to i jeszcze to.
I te.
Płacę, wychodzę.
No dobra, może nie dzisiaj.
Dziurawa torba w tym momencie stała się moim największym koszmarem. Przy samiutkich drzwiach. Trzask tłukącego się szkła, po linoleum płynie czerwona ciecz, która w pewnym momencie miesza się ze sporą ilością przezroczystego alkoholu. W porę zatrzymuję tę szopkę, łapiąc od spodu za torbę. Trzy butelki poszły się jebać. Kolejne trzy tkwią w torbie, całe. Stanęłam jak wryta, wpatrując się w ogromną kałużę. Nie wiedziałam, czy brać się za sprzątanie, czy prosić o pomoc kasjera. Chociaż wystarczająco napsułam im nerwów.
— Gdzie macie jakąś szufelkę, mop, cokolwiek? — zapytałam. Zaskakujące było to, z jakim spokojem wypowiedziałam te słowa, zważywszy na to, że rzadko kiedy pytam nieznajomych o coś, co jest w tej chwili dla mnie istotne.
W pewnej chwili skręciło mnie w żołądku.
Beatrice 1, Charlie 0.
No dobra, może nie dzisiaj.
Dziurawa torba w tym momencie stała się moim największym koszmarem. Przy samiutkich drzwiach. Trzask tłukącego się szkła, po linoleum płynie czerwona ciecz, która w pewnym momencie miesza się ze sporą ilością przezroczystego alkoholu. W porę zatrzymuję tę szopkę, łapiąc od spodu za torbę. Trzy butelki poszły się jebać. Kolejne trzy tkwią w torbie, całe. Stanęłam jak wryta, wpatrując się w ogromną kałużę. Nie wiedziałam, czy brać się za sprzątanie, czy prosić o pomoc kasjera. Chociaż wystarczająco napsułam im nerwów.
— Gdzie macie jakąś szufelkę, mop, cokolwiek? — zapytałam. Zaskakujące było to, z jakim spokojem wypowiedziałam te słowa, zważywszy na to, że rzadko kiedy pytam nieznajomych o coś, co jest w tej chwili dla mnie istotne.
W pewnej chwili skręciło mnie w żołądku.
Beatrice 1, Charlie 0.
FRANCISZEK?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz