22 sty 2019

Od Thomasa cd. Oliego

Kto by pomyślał, że role mogły się zmienić? Teraz to ja byłem nachalny, a on mnie olewał. Chociaż nieco mnie to denerwowało, nie dawałem tego po sobie poznać. To było zrozumiane, po tym co przeszedł… mogłem mieć tylko nadzieję, że kiedyś wróci do siebie. Może być nawet tym typem, który na każdym kroku mnie maca, chce się przespać, prowokuje wszystkich, byleby wrócił do siebie. Gdy skończyłem układać sztućce, oparłem się o blat. Zacisnąłem palce na meblu i zamknąłem oczy. Wiedziałem, że byłem nadopiekuńczy, ale nie potrafiłem być inny.
Odwróciłem się o nalałem do szklanki wodę. Wszedłem do pokoju, gdzie chłopak od razu dał mi do zrozumienia, że nie chce mojej obecności.
- Właśnie chciałem ci powiedzieć, że idę do Andrewa. Masz tu wodę – postawiłem szklankę na stole i zabrałem bluzę.
- Mhm – usłyszałem tylko mruknięcie. Spojrzałem na niego kątem oka, rysował coś na kartce. Nałożyłem buty i gdy miałem wychodzić, usłyszałem miauczenie.
- Co, też chcesz wyjść? - zapytałem Miki, która na znak zgody usiadła przy drzwiach. Podrapałem ją po głowie. „Chociaż ty jedna” pomyślałem widząc, że się nie odsuwa. Otworzyłem drzwi, ale nim wyszedłem, powiedziałem do chłopaka:
- Jakby się coś działo, dzwoń – chciałem jeszcze dodać, by nie zrobił nic głupiego, ale zrezygnowałem z tego. Wyszedłem z domu i skierowałem się na zewnątrz. Musiałem odetchnąć świeżym powietrzem. Zamknąłem oczy, wciągając do nosa zimne powietrze i powolnym krokiem ruszyłem do siebie. Kotka cały czas mi towarzyszyła, a ja miałem ochotę zapaść się w zimny śnieg i leżeć aż do wiosny. Musiałem dać radę, wytrzymam humorki Oliego, za jakiś długi czas wróci do siebie i… i co potem? Będziemy sobie szczęśliwie żyli, jako nie wiadomo kto? Nagle zapragnąłem wyjechać z tego miasta. Gdzieś daleko, gdzie nikt mnie nie zna, zapomnieć o wszystkich, usunąć kontakty, zmienić telefon, stracić ze wszystkimi kontakt i udawać normalnego człowieka, który nic ciekawego w życiu nie przeżył. Tak, udawać kogoś nudnego, znaleźć nudną pracę i zestarzeć się z gromadą kotów.
Nim się obejrzałem, byłem już przy domu przyjaciela, ale zamiast zapukać, albo wleźć do środka niczym nieproszony gość, stałem przed blokiem jak słup soli. W końcu zrezygnowałem, musiałem po prostu pobyć sam, uspokoić wszystkie emocje, jakie mną targały. Zrobić coś, dzięki czemu o wszystkim zapomnę, chodź na chwilę… ruszyłem dalej i moim oczom ukazała się stajnia. Zatrzymałem się przed nią.
- Ciekawe, czy umiem się jeszcze utrzymać na koniu – powiedziałem do siebie.
- Chcesz sprawdzić? - z transu obudził mnie czyjś głos. Spojrzałem obok siebie, dziewczyna mojego wzroku, ubrana w niebieską kurtkę i różową czapkę, spoglądała na mnie z sympatią namalowaną na twarzy. - Jestem tutaj instruktorką, nazywam się Beth – podała mi dłoń. Szybką ją uścisnąłem, przedstawiając się i wymuszając na sobie uśmiech.
- W sumie… mógłbym spróbować, chociaż od paru miesięcy nie miałem do czynienia z końmi – stwierdziłem. Dziewczyna zaprosiła mnie do środka, a następnie przedstawiła najspokojniejszą klacz.
- Roza jest naszym czempionem. Do tego uwielbia ludzi – poklepała konia i nakarmiła ją marchewką. Razem z Beth osiodłaliśmy dwa konie, drugi był dla dziewczyny. Stanąłem na schodkach i wszedłem na konia, czując, że zaraz spadnę, a jednak się utrzymałem. Po mnie weszła dziewczyna, która zdjęła czapkę. Biała jasne, wręcz białe włosy, upięte jeden długi warkocz z tyłu głowy. Akurat nikogo nie było na ujeżdżalni, więc mogliśmy spokojnie porozmawiać. Zapomniałem o sytuacji, która mnie przygniatała, mogłem oddać się innej czynności, która w żaden sposób nie przypominała mi nikogo: ani przyjaciół, ani Oliego.
- Jesteś z Avenley River? - zapytałem.
- Nie, mieszkam tu od dwóch lat, ale wychowałam się w Hiszpanii – dziewczyna opowiedziała mi krótko o swojej rodzinie. Rodzice pracowali na farmie, miała jeszcze czwórkę rodzeństwa, która porozjeżdżała się po różnych częściach świata.
- A ty? - spojrzałem na nią. Przez chwilę milczałem, ale jej łagodny uśmiech namówił mnie do dalszej rozmowy. Opowiedziałem jej o starym ojcu, matce, która zmarła na raka i… o małej siostrzyczce, która nie żyje.
- Przykro mi. U mnie jedynie zmarli wujkowie – zmieniliśmy temat na teraźniejszość. Beth opowiedziała mi o swoim narzeczonym, o swoich zainteresowaniach, przez co i ja musiałem się zrewanżować. Pominąłem fakt Oliego, przeszedłem do przyjaciół, kapeli i zainteresowaniu muzyką. Przez cały czas okrążaliśmy ujeżdżalnie, aż minęła godzina. Pomogłem dziewczynie wyczyścić konie i zaprowadzić do boksu. - A… masz kogoś? - zapytała nagle. Przełknąłem ślinę i wzruszyłem ramionami.
- To dość… skomplikowane – westchnąłem zrezygnowany.
- Chcesz o tym pogadać? - spojrzałem zdziwiony na dziewczynę. Kto w ogóle proponuje coś takiego obcym ludziom? Zamiast od razu odmówić, milczałem i patrzyłem, jak czyściła konia. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że była bardzo ładna, a jej narzeczony ma szczęście. - Obcym ludziom zazwyczaj łatwiej jej opowiedzieć co cię gryzie – dodała, na co przytaknąłem. Chyba miała racje, miałem porozmawiać z Andrewem, ale nie wyszło. A ona… stoi tu i jest do dyspozycji.
- Mam nadzieję, że nie weźmiesz mnie za wariata – westchnąłem, na co dziewczyna zapewniła, że tego nie zrobi. Opowiedziałem jej wszystko od początku, zaczynając od tego, jak spotkałem Oliego, jakim był typem, jak bardzo mnie irytował i wkurzał, potem jak się go jakiś koleś przyczepił, naruszył jego przestrzeń, potem zaatakował mnie, porwał chłopaka i… tutaj starałem się tak bardzo skrócić, by nie mogła sobie wyobrazić, co on przeszedł. Tym bardziej, że gdy zacząłem mówić, w jakim stanie go znalazłem, myślałem, że się popłaczę. I przeszedłem do teraźniejszości… Dziewczyna długo milczała, siedzieliśmy na murku i patrzyliśmy na konie.
- A co się stało z tamtym… - podniosłem na nią wzrok. Nagle odzyskałem cała odwagę i powiedziałem to z taka dumą i nienawiścią, że bałem się, że Beth mnie wyda:
- Połamałem tego skurw*elowi nogi, przywiązałem do krzesła i zostawiłem pod ziemią, żeby w niej zgnił – na te słowa dziewczyna zamarła i się lekko odsunęła. - Przepraszam – westchnąłem. - Po prostu… nie chciałem, żeby go znowu skrzywdził. Gdy wbił mi nóż i wylądowałem w szpitalu, nie pokazywał się przez parę tygodni, aż tu nagle wyskoczył z taką akcją. Musiałem coś z nim zrobić, nie przeżyłbym, gdyby go zabił lub co gorsza, męczył… Tylko proszę, nikomu tego nie mów – zacząłem ją wręcz błagać, a siebie chciałem zabić, ze jej to wszystko powiedziałem. Co mnie napadło?! Po chwili jednak dziewczyna położyła mi dłoń na ramieniu i obiecała, że wszystkie informacje zachowa dla siebie. Ulżyło mi. Potem dodała mi trochę otuchy i zacząłem wracać do Oliego.

<Oli?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz