20 sty 2019

Od Thomasa cd. Oliego

Ścisnąłem jego dłoń, słuchałem i patrzyłem kątem oka na Andrew’a i Peter’a, którzy stali oparci o framugę i przyglądali się naszej dwójce z wyraźnym smutkiem. Gdy chłopak skończył i walczył ze swoimi uczuciami, ja posłałem wymowne spojrzenie przyjaciołom, którzy zostawili nas w spokoju.
- Muszę wyjść – odezwał się nagle, ale gdy wstał, ja przytrzymałem jego dłoń.
- Nigdzie nie idziesz, zrobisz coś głupiego – zaprotestowałem.
- Idę na papierosa. Nie wytrzymuje tego wszystkiego – stał do mnie tyłem. - Niech idzie ze mną któryś z twoich ochroniarzy – uśmiechnąłem się słysząc to określenie. Najbliższy był mi Andrew i porównałbym go bardziej do brata.
- Nie, chce, być tu został. I nienawidzę smrodu tytoniu – nacisnąłem na ostatnie zdanie. Niech nie robi mi tego. Pociągnąłem go do siebie, usiadł. Wyjął z kieszeni papierosa, myślałem, że będzie tutaj palił, ale on tylko się bawił. A ja tylko na niego patrzyłem i się uśmiechałem. Po chwili przestał się bawić, sięgnął do swojej torby, wyjął opakowanie z obiadem, notes i ołówek, a papierosa wsadził za ucho. Zaczął szkicować.
- Co rysujesz? - zapytałem ciekawy. Zamiast odpowiedzi, chłopak odwrócił szkicownik w moją stronę. Byłem tam ja, tylko w spodniach. Każdy detal został zauważony i narysowany, a on go jeszcze dokańczał.
- Nosze to ze sobą, bo mogę zawsze nad nim trochę popracować.
- Przecież i tak wyglądam na nim lepiej niż w rzeczywistości – stwierdziłem, patrząc na jego twarz.
- No to muszę to zmienić? - uśmiechnął się delikatnie. Nagle ręka mu zadrżała i poleciała w bok, rysując kreskę na całym obrazie. Chłopak widocznie zamarł, szybko odłożył szkicownik na półkę obok. Widząc, jak jego dłonie znowu drżą, chwyciłem je w swoje. Oparł głowę o dłonie, czułem, jak cały drży i stara się uspokoić oddech. Gdy podniósł na mnie wzrok, zobaczyłem, ze pogryzł sobie cała dolną wargę.
- Ej, nie martw się. Przecież żyje i mam się dobrze – zapewniłem go. Nie chciałem patrzeć na niego w takim stanie.
- Żyjesz. Ale to przeze mnie skończyłeś z nożem w brzuchu.
- A żeby to pierwszy raz – przewróciłem oczami.
- Ale pierwszy raz z mojej winy. Pierwszy mój kurwa raz ja po... ja sobie nie umiałbym wybaczyć, jak by to było jednak poważniejsze niż to, co tu jest – załkał.
- Gdyby mnie zabił, wróciłbym zza światów i rozpruł mu flaki, a tobą zaopiekował się – zapewniłem. Chłopak się zaśmiał.
- Ta, jasne.  Już to widzę. Szybko bym do ciebie dołączył – stwierdził, lekko się nade mną pochylając.
- I bylibyśmy razem – stwierdziłem i go pocałowałem.

*kilka dni później*

Rana zszyta, nic mi nie groziło. Mężczyzna, który zadzwonił po pogotowie, doniósł na policje, ale ja nie chciałem nic mówić. Wolałem, by ta sprawa po prostu ucichła, tym bardziej, że tamten idiota gdzieś zniknął ze swoimi połamanymi przyjaciółmi – nawet ten z połamaną nogą gdzieś zniknął! Ale to dobrze, wszystko mogło wrócić do normalności. Prawie… byłem odwiedzany przez przyjaciół, w tym Oliego. Mojego ojca nie powiadamialiśmy, z tego względu, że był stary i miał już chore serce, zamiast tego po prostu do niego zadzwoniłem i porozmawiałem. Przy okazji zapytałem, co by było, gdybym okazał się gejem.
- Wiesz, jestem już za stary, by doczekać się wnucząt, a ty masz być szczęśliwy – odpowiedział. Peter znalazł moją kotkę, Andrew spakował moje rzeczy, a Oli miał się mną zająć; w końcu lekarz nakazał stała opiekę, gdyby coś się stało. Gdy mogłem wstać z łóżka, byłem szczęśliwy. W końcu mogłem opuścić do miejsce. Andrew zawiózł nas samochodem do domu Oliego i tam się roztarliśmy. A co do pracy… już jej nie miałem. Przynajmniej teraz. Szef musiał zatrudnić kogoś nowego, ale powiedział, że gdy się znajdzie wolne miejsce, od razu zadzwoni. Reasumując: ja i moja Mika wprowadziliśmy się na kilka dni do chłopaka.
Rzeczy postawiłem przy ścianie, nakazałem kotce być miłą, a ona już znalazła sobie przytulny kącik na parapecie.
- Dzięki, że chce ci się ze mną pomęczyć parę dni – powiedziałem siadając na krzesło.
- Nie ma sprawy. Ja cię też okupowałem parę dni – stwierdził, na co się uśmiechnąłem. Gdy on zniknął w łazience, ja położyłem się na łóżku na brzuchu i włączyłem muzykę na słuchawkach. Tak bardzo mi jej brakowało. Nagle poczułem, jak chłopak wrócił i podwinął mi koszulkę na plecach. Zaczął mi coś robić…
- Co ty robisz? - ściszyłem telefon, by go słyszeć.
- Ciiii.  Będziesz miał na chwilę tatuaż – powiedział.
- Że co?! - zdjąłem słuchawki będąc gotów wstać i go uderzyć.
- To flamaster. Zluzuj fistaszki. Muszę trenować ten rodzaj kreski, bo mi ostatnio nie idzie – uspokoiłem się i wygodnie się ułożyłem. Przez chwilę milczałem, mazanie flamastrem było całkiem przyjemne.
- Co to będzie? - zapytałem po chwili zaciekawiony.
- Penis – odparł, a ja znowu poczułem strach.
- Oli, ku*wa! - krzyknąłem. - Penisa to sobie rysuj na dupie! - zagroziłem.
- Też kobieta! Nie da się. Na dupie to ja mogę położyć co najwyżej penisa. Ale chyba było by przyjemniej w ręku najpierw. Kot. To będzie kot – poczułem ulgę.
- Mam nadzieję – mruknąłem.
- Nie musisz jej mieć. Wyjmuj, to się przekonasz – zmarszczyłem brwi.
- Mam na myśli kota!
- Mhm. Już ja cię znam. Jak byś chciał to znać daj. Będę zawsze gotowy – poczułem jak sięga ręką do mojego krocza i nagle zaciska na chwilę rękę. Szybko ją zabrał i wrócił do rysowania.
- W chwili obecnej jestem unieruchomiony.
- Niestety, ale ruszać się nie będziemy obaj w tej sytuacji. Chyba że mam ci pokazać parę sztuczek… - dodał, na co pokręciłem głową.
- Kiedy indziej. Czemu masz się nie ruszać? Możesz jeszcze cię boli?
- Nie mam z kim na razie – zdziwiłem się.
- Ty? Nie masz z kim? Przecież ciebie każdy ruszy – powiedziałem. Coś mi tu kręcił… Nie odpowiedział. Zamiast tego wstał i sięgnął po picie.
- Chcesz? - przytaknąłem i sięgnąłem po szklankę. - Thomas. Muszę zapalić. Nie bądź zły ani nic. Nie chce tego przed Tobą ukrywać po prosty potrzebuje – westchnąłem zrezygnowany. To był jego dom.
- Dobra, ale wyjdź stąd. A skończyłeś kota?
- Brakuje mu jednej łapy. Skończę po papierosach. Zaraz wracam – znikną na balkonie. Patrzyłem na jego plecy, czekając, aż wróci. Nagle się odwrócił i puścił mi oczko, na co się uśmiechnąłem. Dokładnie przyjrzałem się jego osobie. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie był brzydki, może i nawet wręcz przeciwnie… chyba gdybym był inny, naprawdę bym go od razu przeleciał. Jego włosy porywał wiatr, tak samo koszulkę, która w przyjemny sposób opinała jego ciało.. Do tego miał moją kurtkę (skąd?!). Nawet papieros w jego ustach wydawał się mniej ohydny niż zazwyczaj. Przeczesał włosy rękoma, dokończył peta i go zgasił. Gdy wszedł do środka, dalej miałem go na oku. Chwycił dezodorant i patrząc na mnie, popryskał się nim parę razy, by mniej cuchnąć fajkami. Potem zniknął w łazience, a ja dalej czekałem, aż skończy mój „tatuaż”. Gdy wrócił, przygotowałem się na kolejne jeżdżenie mazakiem po plecach, ale on nagle nade mną zawisnął i bardzo powoli zaczął całować moje plecy, potem ramionami. Czułem, że nie robi malinek, dlatego mu na to pozwoliłem. W jakiś sposób było to dla mnie przyjemne. W końcu zajął się dokończeniem kotka, a potem poszedł pod prysznic.

<Oli?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz