-Co nagle ci zabrakło głosu? -Sarknął. Co mam ci kurwa powiedzieć? Miałem ochotę go uderzyć, krzyknąć na niego, ten uśmiech mi kompletnie nie pasował do sytuacji. Kiwnąłem głową w odpowiedzi i gwałtownie ruszyłem w kierunku wyjścia. Całe otoczenie mnie przygniatało. Odrobinę na ślepo złapałem taksówkę i wsiadłem na przód. Podałem adres i jechałem, patrząc jak światło z latarni raz na jakiś czas, odbija się w witrynach sklepowych. Kurwa, on kogoś zabił, musiał to zrobić 5 razy. Był w więzieniu. Czego jeszcze o nim nie wiem? Niby znam człowieka, śpię z nim w jednym łóżku, a tu się okazują takie kwiatki? Potarłem twarz dłonią i podciągnąłem lekko nogę, bo zaczęła mi drętwieć. Samochód zatrzymał się na światłach, a ja dalej nie wierzyłem w to, co słyszałem. Mając 16 lat, to ja obciągałem jakiemuś chłopakowi w szkole i starałem się uciec przed nauczycielem, kiedy zwiewałem z lekcji. Mając szesnaście lat, to ja jeździłem z trenerem do lasu i pozwalałem mu się dotykać. Kiedy miałem 16 lat to ojciec jeszcze liczył na to, że będę jego idealnym synalkiem, który spłodzi mu wnuka. Mając 16 lat...
-Jesteśmy na miejscu -Zmęczony taksówkarz szturchnął mnie w ramię. Wyciągnąłem pieniądze i zapłaciłem mu bez słowa. Potem wysiadłem i powoli pokuśtykałem o kulach do siebie. Schody były mordęgą. Nagle przypomniałem sobie, jak on mnie z nich znosił. Te silne dłonie... Czy to też zaleta więzienia? Kręciło mi się w głowie. Złapałem się poręczy i nabrałem głęboko powietrza. Okay, myślę, że to czas otworzyć moje metalowe pudełeczko. Wdrapałem się do mieszkania i z szafki kuchennej głęboko za naczyniami wydobyłem niewielkie metalowe pudełko, wsunąłem do ust już zwiniętego Jointa i odłożyłem pudełko na miejsce. Pieprznąłem kulę na bok i ruszyłem szybko na balkon. Jeśli zabił kogoś kiedyś to ... Co z tym facetem? Myślałem, że jest w więzieniu, ale patrząc na przeszłość mojego wybawiciela, mogłem się spodziewać tylko jednego. To na jego koncie było już nie 5 a 6 osób. Odpaliłem zapałkę i zaciągnąłem się gorzkim dymem, pozwalając mu pomęczyć moje płuca, zanim wypuściłem powietrze. I znów, i znów, i znów. Do mieszkania wróciłem o wiele spokojniejszy. Zamknąłem drzwi balkonowe i sięgnąłem po leki na uspokojenie. Nie ma dzisiaj innej opcji. Położyłem się na plecach i czułem, że sufit powoli zakręca dookoła lampy. Ja pierdolę, co mnie martwiło? A no tak, ktoś z kim mieszkam od dobrych 3 tygodni, okazał się zabójcą, ktoś z kim się całuję, ktoś, komu ssałem pałę, ktoś, kto się mną zajmuje, jest dla mnie miły... Kurwa. Mój mózg chyba nadal nie był w stanie tego zrozumieć, a w głowie odgrywała się scena sprzed paru tygodni, kiedy przyłożył mi do szyi potłuczoną butelkę. Czyli jak by chciał, to by mnie zabił tak?
-Ja pierdolę – Wymamrotałem do siebie i zamarłem, słysząc, jak ktoś otwiera moje drzwi, z klucza. To oznacza, że on wrócił do domu. Może jak się wtopię w łózko, to mnie nie zabije? Na chwilę czułem, jak moje ciało przestaje normalnie funkcjonować.
-Oli? - Thomas był zmartwiony, wszedł do pokoju i zamarł.
-Ja? - Przełknąłem ślinę i odwróciłem w jego kierunku głowę. Świat odrobinę zawirował.
-Czy ty znowu cos brałeś? -Był zły.
-T... tak? - Zrobi mi coś za to? Przecież nie lubi narkotyków... Machnął ręką i wyszedł z pokoju. Wypuściłem powietrze, bo nie wiedziałem kiedy, ale przestałem oddychać. Nie wiedziałem co zrobić, po raz pierwszy od długiego czasu miałem ochotę wyskoczyć z okna. Powoli złapałem równowagę i usiadłem. Świat odrobinę zawirował, złapałem pierwszy lepszy flamaster i podciągnąłem nogę w gipsie do siebie. Przejechałem mocno ciemną krechą po numerze i imieniu chłopaka z klubu. Niestety, utrzymanie się w jakiejkolwiek pozycji, w takim stanie było utrudnione, więc poleciałem na podłogę, mocno uderzając gipsem o ziemię. Hałas przywołał mordercę z powrotem do pokoju.
-Oli co ty zrobiłeś? - Podszedł i złapał mnie pod pachami, kładąc ponownie na materac.
-Nie zabijaj mnie -Te słowa samoistnie opuściły moje usta. Thomas zamarł i nagle skrzywił się w smutku.
-Oli, przecież tobie nic nie zrobiłem -Wydawał się nagle zgasnąć kompletnie.
-Ale kogoś zabiłeś, nie wiem dlaczego -Wyszeptałem, jak bym bał się, że ktoś nas usłyszy. Wystawiłem dłoń i chciałem go pogłaskać po twarzy, ale szybko cofnąłem gest.
-Boisz się mnie? Prawda? Dlatego się naćpałeś?- Zamarłem i patrzyłem, jak jego twarz dosłownie niknie pod falą smutku.
-Ja...
-Nie kłam -Jego oczy zaszkliły się.
-Boję się, tego, co możesz mi zrobić, jak zadam ci pytanie -Wyszeptałem.
-Zadaj je, nic ci nie zrobię -Mamrotał bardziej w pościel nad moją głową niż do mnie.
-Czemu ich zabiłeś?- Słowa ledwo opuściły moje usta.
-Bo musiałem, dużo by opowiadać- Te słowa sprawiły, że się skrzywiłem.
-Mamy dużo czasu.
- Miałem kiedyś siostrę. Była dla mnie wszystkim aż nagle zaatakowało nas pięciu mężczyzn. Na moich oczach zgwałcili, a potem zabili moją siostrę, która miała tylko 7 lat. To tez po nich mam te wszystkie blizny... Zabiłem ich, bo im się należało. Policja po 3 miesiącach przestała zajmować się ta sprawa, bo nie mogli im niczego udowodnić
Słuchałem i czułem, jak robi mi się sucho w ustach, zabił, bo... Jego siostrę spotkało coś, co spotkać mogło i mnie. Tylko ona była dzieckiem, jestem dorosłym mężczyzną, powinienem znieść to, co mnie spotkało ze spokojem, należało mi się, ale to dziecko. Musiał sam wymierzyć sprawiedliwość. Czułem, jak moje gardło zaciska się.
-Thomas -Wyszeptałem cicho.
-Tak? -Nadal stał, tam, gdzie stał, wydawał się zniszczony, tym co się stało.
-Ufam ci, wiesz? - Słowa opuściły moje usta głośno i wyraźnie.
-To dobrze -Odetchnął. - Boisz się mnie ? - Dodał po chwili.
-Ja... Nie – Wyszeptałem i wyciągnąłem ręce w jego kierunku jak dziecko do matki. Położył się obok mnie i delikatnie oparł głowę o mój bark.
- przepraszam- Wyszeptałem.
-Nie masz, za co Oli, to ja przepraszam -Odwróciłem się w jego kierunku i przysunąłem tak, że nasze nosy stykały się.
-Mam, bo zwątpiłem – Pocałowałem go delikatnie, czekając na odpowiedź z jego strony. Oddał pocałunek i cicho westchnął. Jego dłoń znalazła się na moim karku.
-Oli...
-Tak? -Podniosłem na niego wzrok.
-Śmierdzisz trawą -Wymruczał, a ja się roześmiałem czując jak całe napięcie i powaga sytuacji, znikają.
-Przepraszam, nie będę.... Tatusiu -Wyszeptałem i patrzyłem jak jego twarz wykrzywia się w dziwnym uśmiechu.
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz