22 sty 2019

Od Dearden do Juliena

Zabieram dłoń z ramienia Juliena nieco zbyt pospiesznie, by uznać to za spokojnie podjętą decyzję i układam ją ponownie na swoich kolanach, próbując zachować choćby ostatnie pozory opanowania. W środku cała się jednak trzęsę. Nie tyle ze strachu, bo chociaż daje on o sobie znać nader wyraźnie, to nie on jest dominującą emocją, którą obecnie odczuwam. Ta rola przypadła bowiem złości, która z początku powoli, później coraz mocniej zaczęła na mnie działać. Nie potrafiłam nawet konkretnie stwierdzić ku czemu lub komu była ona skierowana. Ku niesprawiedliwości świata czy bezpośrednio w stronę porywaczy siostry Juliena, Auburn. Cholera by to. 
Rozchylam nieznacznie usta, chcąc jakoś zareagować na słowa chłopaka, ale w tej samej chwili głos więźnie mi w gardle i nie potrafię wykrztusić absolutnie niczego. Przerwanie utrzymującej się między nami ciszy wydaje mi się nagle, z jakiegoś powodu, nieodpowiednie, więc ograniczam się jedynie do niemrawego skinięcia głową i równie niezdarnej imitacji pokrzepiającego uśmiechu. 
Zaraz po tym podnoszę się z kanapy i, po ściągnięciu z ramion płaszcza, kieruję swoje kroki do kuchni Juliena. Może to nieco głupie przyzwyczajenie, ale zawsze, dosłownie za każdym razem, kiedy przeprowadzamy w domu poważne rozmowy, robimy to przy herbacie albo melisie - ta akurat mia pomóc swoimi uspokajającymi właściwościami podczas bardziej stresujących dyskusji. Dlatego też mam nadzieję, że w którejś z szafek chłopaka uda znaleźć mi się odpowiednie zioło. Jeśli nie, cóż, herbata zda egzamin. Ostrożnie przeszukuję szuflady i półki, otwierając przeróżne puszki i pudełka aż w końcu, po ciągnącej się w nieskończoność chwili, rozpoznaję w zawartości jednego z opakowań mieszankę melisy i mięty. Robię to naprawdę powoli, wykorzystując czas spędzony na przygotowywaniu napoju na uspokojenie własnych myśli i przynajmniej wstępne przyswojenie całej tej sytuacji. Co naprawdę nie należy do prostych rzeczy nawet, jeśli bezpośrednio mnie nie dotyczy.
Zerkam ukradkiem na siedzącego na kanapie Juliena i momentalnie zalewa mnie fala wyrzutów sumienia i współczucia dla chłopaka. Gdyby się o tym dowiedział zapewne wyrzuciłby mnie za drzwi, dlatego wkładam całą swoją determinację w utrzymanie spokojnego, nieco życzliwego wyrazu twarzy. Przynajmniej tyle mogę zrobić.
Po pewnym czasie wracam do Juliena z dwoma parującymi kubkami naparu z melisy oraz mięty. Po niemalże wciśnięciu mu w ręce jednego z nich, odzywam się nieco niepewnie, nadal nie czując się komfortowo, przerywając ciszę:
- Dobrze ci zrobi -  przywołuję na twarz nieznaczny uśmiech i siadam powoli obok chłopaka, który, jakby w wyrazie jakiejś odmiany niedowierzania unosi spojrzenie ku górze, wbijając je na chwilę w sufit. Jednak, ku mojemu zadowoleniu i pewnej uldze, przysuwa kubek do ust, by wziąć niewielki łyk naparu. - Chciałabym zadać ci teraz kilka pytań, na które, oczywiście, nie musisz odpowiadać. W porządku?
- Niech będzie - odpowiada szorstkim tonem, za co nie mogę go w obecnej sytuacji winić. Rozkładam się nieco wygodniej i, wyjątkowo płaskim, opanowanym tonem, zaczynam próbować wybadać na czym stoi Julien.
- Masz może jakieś przypuszczenia odnośnie osoby lub osób, którzy porwali Auburn? Może to ktoś z firmy? Albo ktoś, komu ty lub wasz ojciec zaleźliście za skórę.
- Problem w tym, że tych ludzi jest zdecydowanie za dużo, żeby wytypować zaledwie kilku podejrzanych - wzrusza nieznacznie ramionami, jakby nagle zwalił się na niego zbyt duży do uniesienia ciężar, pod którym nawet jego cholernie silna wola nie potrafi ustać niewzruszenie. Czuję się naprawdę dziwnie, oglądając go w takim stanie. Tak, jakbym naruszała jego prywatność, oglądając go w pierwszym stadium rozpaczy. Jedynie porównanie, jaki przychodzi mi w tym momencie na myśl, nie należy do najodpowiedniejszych, ale co mi tam. Podobnie czułabym się tylko wtedy, gdybym zobaczyła go nago. Szybko powstrzymuję dalsze podążanie swojej wyobraźni i nieświadomie przegryzam wargę, zastanawiając się nad słowami towarzyszącego mi chłopaka.
- Przykre strony posiadania znaczących rodziców - stwierdzam gorzko zanim zastanowię się do końca nad własnymi słowami. Szybko jednak karcę się w myślach. Mam wspierać Juliena, a nie pogrążać się w podobnym stanie do niego. - Przypuśćmy, że nie należą do amatorów. To najbardziej prawdopodobna opcja, ponieważ nie rzucili się po pierwszą lepszą córkę z dobrego domu, tylko twoją siostrę. Musieli więc znać jej grafik, a do tego potrzeba trochę wysiłku.
- Wychowawczyni stwierdziła, że odebrano ją samochodem podobnym do tego należącego do mojego ojca - wtrąca. Marszczę przez chwilę czoło, przetwarzając tę informację.
- Czyli wychodzi na to, że mają też dostęp do niemałej sumy pieniędzy. A skoro nie są, prawdopodobnie, początkującymi, muszą zostawić po sobie jakiś ślad. Gdzieś muszą być o nich jakieś informacje. Pojadę do biblioteki i przejrzę stare wydania gazet. Nie pojawili się przecież znikąd, a jeśli mają jakieś doświadczenie, musieli już zabłysnąć w tej branży - zastanawiam się przez chwilę nad własnymi słowami, jakby sama przetwarzając słowa, które dopiero co wydobyły się spomiędzy moich ust. - Zauważyłeś jeszcze coś? Może jakieś charakterystyczne dźwięki w tle? Szum wody, maszyny? Cokolwiek?
Julien unosi wzrok, wcześniej wbity w płynną zawartość kubka, i marszczy czoło w zamyśleniu.
- Mówił ze wschodnim akcentem - odpowiada krótko, rzucając mi zmęczone, ale nadal pełne czujności spojrzenie. - Tylko tyle.
Uśmiecham się w ten sam sposób, co Eloise, kiedy jako małe dziecko opowiadałam jej o swoim problemie lub strachu. Życzliwie i pokrzepiająco, jakby ten nieznaczny przyjazny grymas miał na celu poradzić sobie z całym złem tego świata, które mnie spotykało. A przynajmniej taki wtedy mi się wydawał.
- To już jakaś wskazówka - przechylam lekko głowę, zastanawiając się nad kolejnymi słowami, które mają zaraz opuścić moje gardło. Biorę głęboki oddech. - Wiesz już, co zamierzasz zrobić?
Julien prostuje się, spoglądając na mnie z dziwną intensywnością. Szybko jednak, zaraz po tym jak chłopak zamyka przy mrugnięciu oczy, jego spojrzenie znowu wydaje się twarde i zmęczone.
- Jeszcze nie, ale na pewno nie pozwolę, aby zrobili cokolwiek Auburn.
Przysuwam się bliżej bruneta i obejmuję go ostrożnie ramieniem. Wzdryga się nieznacznie, ale mnie nie odtrąca. Zaskakuje mnie to jaki jest ciepły. Spodziewałam się, sama nie wiem, może chłodu? Ale na pewno nie takiego ciepła.
- To jest nas dwójka. Wiem, że to nie brzmi najlepiej, ale cierpliwości. Jeśli będziemy postępować ostrożnie, Auburn wróci do domu cała i zdrowa - ściskam lekko jego dłoń i ponownie, tym razem zdecydowanie wolniej, się odsuwam. - Dlatego też, Julienie, chciałabym cię prosić, żebyś nie działał pochopnie. Może w filmach wydaje się to proste, ale tutaj im mniejsze ryzyko, tym lepiej. Jeśli zależy ci na tym, żeby Auburn nic się nie stało, a doskonale wiem, że tak jest, to powinieneś zastanowić się co najmniej dwukrotnie, zanim podejmiesz jakąś decyzję. Jestem tu, żeby choć w pewnym stopniu ci pomóc, dlatego, jeśli będziesz się nad czymś wahał, po prostu zapytaj, okej?
Nie otrzymuję żadnej odpowiedzi, ale wzrok chłopaka jest nadal przytomny i czujny, dlatego uznaję, iż do jego uszy dotarły moje słowa. Ściskam jeszcze raz jego rękę, po czym podnoszę się niezdarnie z kanapy.
- Wyślę ci smsa, kiedy uda mi się cokolwiek znaleźć. A, wnioskując z ilości czasopism informacyjnych w naszym mieście, będę miała trochę pracy - silę się na kiepski żart i zakładam na ramiona wcześniej ściągnięty płaszcz. Kieruję się ku drzwiom wejściowym, zatrzymując jedynie na moment, by skierować do Juliena prędką prośbę. - Wiem, że to niezbyt odpowiedni moment, ale na blacie zostawiłam ci dokumenty do podpisania. Zaznaczyłam odpowiednie strony karteczkami, więc gdybyś był tak uprzejmy, nabazgraj tam swoje imię i nazwisko.
Nieznaczne skinięcie głową musi mi wystarczyć.

Julien?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz