10 sty 2019

od Ophelii do ktosia

Stukanie do okna oderwało mnie od kucia dziury w ścianie. Moja łazienka nie była w najlepszym stanie, ale powoli udawało mi się doprowadzić ją do stanu, który pozwoliłby mi zaprosić gości. Złapałam paczkę z ziarnami i jakimiś chrupkami dla ptaków i podeszłam do okna dachowego. Otworzyłam je i delikatnie uchyliłam, pozwalając chłodnemu powietrzu wtargnąć do ciepłego pomieszczenia. Momentalnie w szparze pojawił się szary dziób, który lekko uszczypnął mój kciuk.
- OJ, NIE WOLNO! Kat, bo cię przestanę dokarmiać i zamarzniesz! - Odsunęłam ptaszysko i wysypałam porcję jego jedzenia na dłoń. Podsunęłam ją pod okno i zachwycona obserwowałam jak ptak szybko radzi sobie z kolejnymi ziarnami. Kiedy na dłoni zostały mi pojedyncze okruchy, wysypałam porcję ziaren na mały Ala parapecie i zamknęłam okno. Ptaszysko było inteligentne. Zorientował się pierwszego dnia mojej przeprowadzki, że wywalam okruchy tym oknem i zaczął się domagać swojej porcji o tej samej porze. Wytarłam dłonie o spodnie i powoli zaczęłam się szykować od pracy. Miałam dzisiaj zmianę południową, co dawało mi wolny poranek. Pracy daleko jakoś nie miałam, bo pod sobą więc przynajmniej trudno mi było się spóźnić. Uśmiechnęłam się pod nosem i nucąc wraz z piosenkarką w radiu, rozpoczęłam przygotowania do miejsca mojego zarobku. Umyłam głowę nad zlewem, bo kafelki się suszyły i wysuszyłam ręcznikiem. Upięłam je, na tyle na ile mogłam, co oznaczało, zebranie włosów z twarzy, ale luźne kosmki z tyłu. Wygrzebałam spodnie i koszulkę pracowniczą, po czym zawiązałam fartuszek w pasie. Do roboty by się szło ! Makijaż wyszedł mi dzisiaj wyjątkowo dobrze, więc z szerokim uśmiechem zeszłam na dół i stanęłam za barem, uśmiechając się do Leny, która wychodziła z lokalu po swojej zmianie.
- Do jutra Offcia! - Pomachała mi i zamknęła za sobą drzwi. Brak gości oznaczał czas na pieczenie ciast. Wyciągnęłam książkę z przepisami i przekartkowałam. Przez ostatnie parę dni szarlotka znikała bardzo szybko z witryny więc... Robię szarlotkę. Obierałam jabłka, cicho nucąc pod nosem jedną z piosenek Toma Odella i powoli układałam obrane owoce w misce. Dzwonek w drzwiach wyrwał mnie z transu. Odłożyłam nożyk na bok i wyłoniłam się za ladą, patrząc na nowych gości.
- Dzień dobry! - Uśmiechnęłam się do młodej pary, która zaciekawiona przyglądała się witrynie.
- Dzień dobry, co dzisiaj polecane? - Chłopak uśmiechnął się i przystanął przy ladzie. Spuściłam wzrok na witrynkę i zamyśliłam się.
- Może marchewkowe? Jest naprawdę smaczne... No i Brownie to mistrzostwo... Mogę je lekko podgrzać w piecyku i będzie bardziej płynne - zaproponowałam, widząc momentalną miłość do mojej osoby w oczach dziewczyny.
- Brownie! I... Kawka bez laktozy? - zapytała z uśmiechem.
- Latte?
- Tak poproszę - Uśmiechnęła się i czekała aż jej partner dokona wyboru.
- Rabarbarowe i Americano - zdecydował w końcu i zapłacił. Ukroiłam szybko po kawałku i zgodnie z obietnicą wsadziłam je na chwilkę do piecyka. W tym czasie zrobiłam kawę. Podałam wszystko i wróciłam do mojego zajęcia w postaci pieczenia szarlotki. Dzwonek znów zadzwonił i do lokalu weszło jeszcze parę osób.
<Kawki?zapraszam do opka no XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz