13 sty 2019

Od Thomasa cd. Oliego

Oli pod wpływem gorączki zaczął majaczyć, co nie oznaczało, że wyzdrowieje mi tu w dwa dni, tylko będę musiał się z nim męczyć dłużej. Będę musiał zadzwonić do jego pracy, najlepiej przywieźć mu jakieś ubrania… niczym dobry starszy brat. Gdy byłem pewny, że zasnął, wstałem i poszedłem do kuchni. Ogarnąłem ją, a potem zacząłem się zastanawiać, czy pod wpływem gorączki mówił niestworzone rzeczy, czy może choroba tak go wykańcza, że nie ma sił kłamać i mówi prawdę. Chociaż z tymi ostatnimi informacjami, że dałby mi się przelecieć, mógł przystopować. Dlatego go nie rozumiałem, skarży się, że został zgwałcony, a zaraz proponuje seks obcemu facetowi – tak, jestem obcy, nasza znajomość to kompletny przypadek.
Położyłem na czole Oliego wilgotny zimny materiał, by chodź trochę zbić gorączkę. Co mu przyszło do głowy? Czy naprawdę chciał się zabić? Potem chwyciłem kluczyki, plecak i kurtkę. Musiałem przywieźć mu parę rzeczy, jeśli miał tu naprawdę zostać, a niestety moja szafa nie była obfita w za duże ubrania na tego gościa. Upewniając się, że chłopak śpi jak zabity, wyszedłem z mieszkania zamykając je na klucz. Potem pojechałem do jego bloku, u portiera ponownie wziąłem kluczyk. Wszedłem do pokoju i szybko przegrzebałem jego szafę. Spakowałem spodnie, koszule, bieliznę, sprawdziłem, czy świnki mają się dobrze, a po trzydziestu minutach oddałem kluczyk i wróciłem do siebie. Zastałem Oliego w takim samym stanie, z tą różnicą, że moja kotka, która nie pokazywała się cały dzień, leżała u jego stóp. Położyłem plecak na krześle i podszedłem do zwierzaka. Wziąłem ją na ręce i podrapałem za uszkiem.
- Widzisz Mika, mamy gościa na jakiś czas, więc bądź grzeczna – powiedziałem do kota, ta tylko dalej mruczała z zamkniętymi oczami.
Reszta dnia zleciała spokojnie. Oli ani razu się nie obudził, zamiast tego majaczył coś przez nos, a gdy zaczynał machać głową i krzyczeć, musiałem trzymać jego twarz i gładzić po włosach, by się uspokoił. Zapewne ciągle śniły mu się koszmary z ostatnim kochankiem w roli głównej. Nim poszedłem się myć, zająłem się roślinkami, które ostatnio zaniedbałem. Obciąłem suche gałązki i listki, podlałem, sprawdziłem, czy jakiś pasożyt im się nie zaległ… trzymały się świetnie, a grudnik powoli zakwitał. Po długim prysznicu, który zmył z mojego ciała cały dzisiejszy dzień, przygotowałem sobie posłanie na kanapie. Może nie było tak wygodne jak łóżko, ale póki chłopak będzie chory, nie mogę mu zmienić miejsca leżenia.
Obudził mnie budzik, który ustawiłem na godzinę siódmą. Zapominając, że spałem na kanapie, kiedy sięgnąłem po telefon, wylądowałem na ziemi. Budzik grał trochę dłużej, przez co zbudził on chorego.
- Thomas, idziesz do pracy? - usłyszałem słaby głos. Podszedłem do niego i położyłem mu rękę na czole.
- Tak. Dalej jesteś rozpalony, więc podaj mi adres twojej pracy – oznajmiłem. Prościej byłoby zadzwonić z jego telefonu, ale problem był taki, że go przy sobie nie miał. Gdy go zabierałem z przystanku, miał tylko ubrania, nic więcej. Będzie trzeba wkrótce załatwić tą sprawę, w końcu jest bez dokumentów i pieniędzy. Dałem mu kartkę i długopis, gdy zapisywał mi gdzie się znajduje salon, ja podałem mu termometr. Schowałem kartkę do spodni, gdy się ubrałem, a potem sprawdziłem temperaturę. - Trochę lepiej – oznajmiłem bez przekonania.
- Thomas… pić… - wymamrotał. Nie wyglądał lepiej, plus był taki, że przestał majaczyć, a temperatura spadła o jakieś dwie dziesiąte. Poszedłem do kuchni, skąd przyniosłem mu szklankę wody. Pomogłem mu ją wypić, dałem kolejne tabletki i poszedłem do kuchni. Przygotowałem coś na śniadanie, które zaniosłem mu do łóżka. Gdy on jadł, ja ogarnąłem się w łazience, a potem jemu pomogłem do niej dotrzeć, ponieważ nogi miał jak z waty. Była już ósma, pokaz zaczynał się o dziewiątej. Musiałem się zbierać, jeśli miałem jeszcze zajechać do jego pracy.
- Oli – poszedłem do chłopaka. - Wrócę po trzynastej, ty masz leżeć. Jak będziesz wymiotował, obok łóżka masz miskę – oznajmiłem, ubierając kurtkę.
- Musisz iść? A jeśli on przyjdzie, gdy ciebie nie będzie? - westchnąłem i dotknąłem jego ręki, by dodać mu otuchy.
- Uwierz mi, nie przyjdzie. Nie wie gdzie jesteś i nie zmieni się to przez najbliższe dni.

<Oli?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz