- Herbaty? - dobiega mnie głos Chloe. Kierując się za jej głosem, zauważam kogoś śpiącego w salonie, jednak nie postanawiam tego sprawdzać. Wolę nie zostać odebranym jako wścibski czy niepotrafiący się zachować. W chodzę do niewielkiej kuchni, gdzie dziewczyna napełnia czajnik wodą.
- Poproszę - odpowiadam na jej poprzednie pytanie, co powoduje, że odwraca się do mnie i uśmiecha dosłownie na sekundę. A później zapada cisza. W całym mieszkaniu słychać tylko cichy dźwięk telewizora, płynący z salonu oraz szum powoli zaczynającej się gotować wody. Jakoś w tym całym zamyśleniu zdążyliśmy usiąść po przeciwnych stronach małej wysepki znajdującej się pośrodku tego niewielkiego pomieszczenia. Całe mieszkanie z tego co zauważyłem, a raczej nie mam problemu z zapamiętywaniem szczegółów, jest bardzo niewielkie, co mi osobiście pewnie by przeszkadzało, ponieważ wbrew wszystkiemu jestem przyzwyczajony do posiadania swojej własnej, całkiem sporej przestrzeni. Chociaż właściwie może to kwestia przyzwyczajenia, może gdybym mieszkał tutaj z Chloe to przestałbym zwracać uwagi na to, że w kuchni muszą albo oboje siedzieć, albo oboje stać, ponieważ ciężko byłoby przecisnąć się jej za jego plecami, przestałby wracać uwagę a pewnie jej niewielkie łóżko, w którym musieliby się razem ścisnąć...
Oj poczekaj chwilkę Axel, bo chyba jednak za daleko wybiegamy w przeszłość...
Mógłbym zabierać ją do siebie, w moim domu jest w sumie dużo miejsca, ostatnio matka zaczęła znowu z kimś się spotykać i czasem nie wraca na noc... Nie żeby w tym momencie przeszkadzało mi to w jakikolwiek sposób przeszkadzało. Pogodziłem się, że w pewnym momencie matka może kogoś sobie znaleźć, a przecież nie jest już małym dzieckiem, żeby nie móc tego zrozumieć. Każdy pragnie miłości, podobno.
Wracając jednak do tej nie za dużej kuchni, oświetlonym wątłym światłem, powodujący, że pomieszczenie raczej tonęło w półmroku... Siedzimy sobie tak w ciszy, woda zaczyna się gotować i Chloe wstaje, aby zalać herbatę, a ja niemalże nieświadomie wiodę za nią wzrokiem. Czasami jak przerażająco by to nie brzmiało, to lubię obserwować ludzi i to właśnie w takich prostych czynnościach, sytuacjach. Zawsze miałem wrażenie, że to właśnie wtedy można najwięcej wyczytać z ruchów tej osoby, postawy, ogólnie mówiąc najwięcej się o niej dowiedzieć. Może to przez to wszyscy uważali go za dosłownie najspokojniejsze dziecko na świecie? W sumie takie przyzwyczajenie do obserwacji najbardziej rozwinęło się u mnie od czwartego roku życia, do mniej więcej czternastego. Później było już tylko gorzej, a sytuacja pogarszała się na rzecz oczywiście jego buntu do praktycznie mojej wspaniałej pełnoletności, aby wszystko się unormowało. Bywają chwile, że ja sam nie mogę zrozumieć jak bardzo dynamicznie się wtedy zmieniałem i w jak ogromne skrajności popadałem. Zazwyczaj jednak ta bezwstydna, może nawet przerażająca obserwacja była przerywana w momencie, kiedy osoba, na którą patrzę mogła mnie na tym przyłapać lub co gorsza przyłapała mnie. Teraz jednak, kiedy Chloe odwraca się do mnie, trzymając w obu dłoniach po kubku, nie odwracam wzroku. Odrywam go tylko na chwilę, żeby przysunąć do siebie kubek i przy okazji niczego nie rozlać. Później z powrotem spoglądam na szatynkę siedzącą przede mną. Opuszkami palców wędruje po gładkiej powierzchni kubka, rysując na nim różne kształty. W końcu jakby czując na sobie mój uporczywy wzroku podnosi głowę delikatnie do góry i spogląda w moje oczy.
- Coś nie tak? - pyta w końcu, jednak ja nie odrywając od niej wzroku kręcę głową. Marszczy brwi i widać, jak przygryza lewy policzek od środka. - Dlaczego tak na mnie patrzysz? - uśmiecham się łagodnie i wzruszam ramionami.
- Bo nie czuję się niewygodnie z tym, żeby na ciebie patrzeć. Lubię patrzeć na ludzi i czasem lubię sobie wmawiać, że wszyscy z nich są piękni, chociaż tak naprawdę wiem, że zawsze mój umysł będzie utrzymywać zdanie, że niektórzy są piękniejsi od innych, chociaż to absurdalny wywód, ponieważ to kwestia gustu - upijam łyk herbaty.
- A ja?
- A o tobie powiedziałbym, że wpadasz w mój gust, ale że to brzmi trochę tak, jakbym mówił o rodzaju lampy, którą chcę kupić do salonu - na dźwięk tej uwagi Chloe zaczyna się cicho śmiać - to powiem, że to moje wcześniejsze zaproszenie na kawę, powiedzmy, powinno mówić samo za siebie - kiwa głową jakby potwierdzając moje słowa. - Jutro pracujesz? A właściwie... Pracujesz dzisiaj?
- Trochę brzmi to jak desperacja, czyż nie? - upija łyk gorącej cieczy, a ja się krzywię, jednak później to skrzywienie zamienia się w uśmiech.
- A co tam, możesz mnie nazwać nawet desperatem, nie przeszkadza mi to, jeśli to spowoduje, że jednak ze mną wyjdziesz.
- Poproszę - odpowiadam na jej poprzednie pytanie, co powoduje, że odwraca się do mnie i uśmiecha dosłownie na sekundę. A później zapada cisza. W całym mieszkaniu słychać tylko cichy dźwięk telewizora, płynący z salonu oraz szum powoli zaczynającej się gotować wody. Jakoś w tym całym zamyśleniu zdążyliśmy usiąść po przeciwnych stronach małej wysepki znajdującej się pośrodku tego niewielkiego pomieszczenia. Całe mieszkanie z tego co zauważyłem, a raczej nie mam problemu z zapamiętywaniem szczegółów, jest bardzo niewielkie, co mi osobiście pewnie by przeszkadzało, ponieważ wbrew wszystkiemu jestem przyzwyczajony do posiadania swojej własnej, całkiem sporej przestrzeni. Chociaż właściwie może to kwestia przyzwyczajenia, może gdybym mieszkał tutaj z Chloe to przestałbym zwracać uwagi na to, że w kuchni muszą albo oboje siedzieć, albo oboje stać, ponieważ ciężko byłoby przecisnąć się jej za jego plecami, przestałby wracać uwagę a pewnie jej niewielkie łóżko, w którym musieliby się razem ścisnąć...
Oj poczekaj chwilkę Axel, bo chyba jednak za daleko wybiegamy w przeszłość...
Mógłbym zabierać ją do siebie, w moim domu jest w sumie dużo miejsca, ostatnio matka zaczęła znowu z kimś się spotykać i czasem nie wraca na noc... Nie żeby w tym momencie przeszkadzało mi to w jakikolwiek sposób przeszkadzało. Pogodziłem się, że w pewnym momencie matka może kogoś sobie znaleźć, a przecież nie jest już małym dzieckiem, żeby nie móc tego zrozumieć. Każdy pragnie miłości, podobno.
Wracając jednak do tej nie za dużej kuchni, oświetlonym wątłym światłem, powodujący, że pomieszczenie raczej tonęło w półmroku... Siedzimy sobie tak w ciszy, woda zaczyna się gotować i Chloe wstaje, aby zalać herbatę, a ja niemalże nieświadomie wiodę za nią wzrokiem. Czasami jak przerażająco by to nie brzmiało, to lubię obserwować ludzi i to właśnie w takich prostych czynnościach, sytuacjach. Zawsze miałem wrażenie, że to właśnie wtedy można najwięcej wyczytać z ruchów tej osoby, postawy, ogólnie mówiąc najwięcej się o niej dowiedzieć. Może to przez to wszyscy uważali go za dosłownie najspokojniejsze dziecko na świecie? W sumie takie przyzwyczajenie do obserwacji najbardziej rozwinęło się u mnie od czwartego roku życia, do mniej więcej czternastego. Później było już tylko gorzej, a sytuacja pogarszała się na rzecz oczywiście jego buntu do praktycznie mojej wspaniałej pełnoletności, aby wszystko się unormowało. Bywają chwile, że ja sam nie mogę zrozumieć jak bardzo dynamicznie się wtedy zmieniałem i w jak ogromne skrajności popadałem. Zazwyczaj jednak ta bezwstydna, może nawet przerażająca obserwacja była przerywana w momencie, kiedy osoba, na którą patrzę mogła mnie na tym przyłapać lub co gorsza przyłapała mnie. Teraz jednak, kiedy Chloe odwraca się do mnie, trzymając w obu dłoniach po kubku, nie odwracam wzroku. Odrywam go tylko na chwilę, żeby przysunąć do siebie kubek i przy okazji niczego nie rozlać. Później z powrotem spoglądam na szatynkę siedzącą przede mną. Opuszkami palców wędruje po gładkiej powierzchni kubka, rysując na nim różne kształty. W końcu jakby czując na sobie mój uporczywy wzroku podnosi głowę delikatnie do góry i spogląda w moje oczy.
- Coś nie tak? - pyta w końcu, jednak ja nie odrywając od niej wzroku kręcę głową. Marszczy brwi i widać, jak przygryza lewy policzek od środka. - Dlaczego tak na mnie patrzysz? - uśmiecham się łagodnie i wzruszam ramionami.
- Bo nie czuję się niewygodnie z tym, żeby na ciebie patrzeć. Lubię patrzeć na ludzi i czasem lubię sobie wmawiać, że wszyscy z nich są piękni, chociaż tak naprawdę wiem, że zawsze mój umysł będzie utrzymywać zdanie, że niektórzy są piękniejsi od innych, chociaż to absurdalny wywód, ponieważ to kwestia gustu - upijam łyk herbaty.
- A ja?
- A o tobie powiedziałbym, że wpadasz w mój gust, ale że to brzmi trochę tak, jakbym mówił o rodzaju lampy, którą chcę kupić do salonu - na dźwięk tej uwagi Chloe zaczyna się cicho śmiać - to powiem, że to moje wcześniejsze zaproszenie na kawę, powiedzmy, powinno mówić samo za siebie - kiwa głową jakby potwierdzając moje słowa. - Jutro pracujesz? A właściwie... Pracujesz dzisiaj?
- Trochę brzmi to jak desperacja, czyż nie? - upija łyk gorącej cieczy, a ja się krzywię, jednak później to skrzywienie zamienia się w uśmiech.
- A co tam, możesz mnie nazwać nawet desperatem, nie przeszkadza mi to, jeśli to spowoduje, że jednak ze mną wyjdziesz.
Chloe?
Przepraszam, że takie krótkie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz