11 sty 2019

Od Anastazji CD. Rafaela

Starałam się jak najlepiej zadbać o Rafaela jak tylko mogłam, ale nie byłam pewna czy aby na jego bóle nie będzie potrzebny mocniejszy lek… Owszem dostał receptę po wyjściu ze szpitala, ale jeszcze dzisiaj nie zdążyłam mu pójść do apteki, bo po prostu nie było kiedy. Dlatego następnego dnia miałam zamiar nie tylko pójść na zakupy świąteczne, ale i też do apteki, gdzie będę mieć szansę kupić biedakowi leki. Mężczyzna szybko zasnął, a widząc jak śpi spokojnie, poprawiłam mu kołdrę, bardziej go zakrywając by było mu cieplej. Uśmiechając się na to lekko pod nosem, zgasiłam lampkę nocną przy łóżku, na szafeczce nocnej, po czym ułożyłam się na prawym boku i zamknęłam oczy zasypiając. Sen miałam dość płytki, więc szybciej niestety wstałam i byłam bardziej zmęczona ale przynajmniej zaczął mi się szybciej dzień.
Zdążyłam wypić kawę oraz pójść do tej apteki na piechotę, bo nie chciało mi się z rana odśnieżać auta które znowu zasypało… Powietrze na dworze było lodowate, ale i tak jak zwykle zabiegani mieszkańcy miasta już od samego rana penetrowali wszystkie możliwe sklepy, choć więcej ich było w samochodach niż na chodnikach. W każdym razie para buchała mi z ust, a mróz drażnił moją skórę i gardło. Niemalże od razu moja skóra na zrobiła się lekko czerwona, a z nosa natomiast zaczął lać się rzadki katar, co bardzo utrudniało marsz w takiej temperaturze, ale jakoś po piętnastu minutach udało mi się dojść do najbliższej apteki. Zakupiłam tam niezbędne leki, które dzięki bogu wszystkie były i udało mi się zdążyć przed innym mężczyzną który potrzebował jednego z takich samych leków, jakie i Rafael miał wypisane na recepcie.
No nie powiem w duchu zacierałam rączki, że zdarzyłam przed nim kupić leki, bo tak to musiałabym czekać do jutra albo i nawet do trzech dni na lekarstwo, gdyż tego które mu przepisali nie było tak w hurtowaniach z powodu tego iż ciężarówki nie mogły do nich dotrzeć z załadunkiem, przez to ile przez ostatnie dni nagle spadło metrów śniegu. Cóż nie powinnam się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia ale aptekarka zadzwoniła do innej siedziby ich apteki, gdzie okazało się że mieli lek jeszcze więc zarezerwowali go temu panu, by mógł sobie go odebrać tam, tak więc wszystko i u niego skończyło się dobrze. Kiedy już zapłaciłam za wszystko, podziękowałam spokojnie życząc kobiecie za ladą wesołych świąt, a następnie udałam się w drogę powrotną do domu, choć tym razem byłam bardziej cwana i pojechałam tam tramwajem, by więcej nie marznąć, chociaż z kolei weszłam w tramwaju do strefy zarazków, gdyż pełno ludzi siedziało tam przeziębionych i ciągających nosami. Jeszcze tego brakowało na moje niewyspanie pomyślałam sobie, po czym przejeżdżając przez trzy przystanki, wysiadłam na odpowiednim z kąt miałam już tylko niecałe trzy minuty drogi do mojego bloku. Przy okazji omal się nie zabiłam na lodzie który się wytworzył na chodniku, lecz zdołałam odzyskać jakoś równowagę i poszłam niczym pingwin bardzo powoli do pierwszych schodów, które odśnieżał nasz woźny, czyli pan Adams Simth.
- Ostrożnie pani Anastazji, dzisiaj jest bardzo ślisko – poinformował mnie jakbym o tym nie widziała, zwłaszcza po tym jak nieomal się zabiłam na tym cholernym lodzie!
- Witam Panie Smith… - przywitałam się z nim – Może by tak posypać solą te miejsca, by nie było aż tak ślisko? - spytałam podsuwając mu nieco pomysłu, bo ten ów człowiek słynął raczej z plotkarstwa i siania niestworzonych rzeczy niż z chęci pomagania ludziom mieszkających w tym że bloku.
- A po cóż to? Idzie się powoli, to się przejdzie, nie ma po co używać soli, tylko marnotrawstwo to jest – powiedział znudzonym głosem.
Ty cholerny sknerusie pomyślałam w myślach, mając ochotę go udusić.
- Jak widać trzeba skoro tak łatwo idzie się przewrócić panie Smith, nie każdy ma zdolności by utrzymać się na lodzie bez łyżw – odparłam złośliwie, choć moja twarz nie dała po sobie niczego poznać – Sól dużo nie waży a i panu, na pańskie biodro pomoże by nie postawić jej źle – dodałam, po czym czmychnęłam po schodach dostając się do drzwi i wchodząc na klatkę schodową. Nie widziałam już co prawda miny dozorcy, ale na pewno była ona skwaszona. Nie lubiłam strasznie tego mężczyzny, który bardziej interesował się zaglądaniem po rzeczach ludziom niż pomaganiem i ułatwianiem komuś życia, więc raczej nigdy nie będę przyjaźnie nastawiona do tego człowieka… Otwierając kluczem zamek w drzwiach i wchodząc do środka, poczułam po swoim żołądku jak ten bardzo domaga się śniadania, którego jeszcze nie zdążył nawet zobaczyć by się posilić. Wzdychając na to lekko, po stanowiłam zrobić naleśniki, których dawno nie jadłam, ale szybko się je robiło i przy okazji Rafael powinien mieć pożywne śniadanko z samego rana, zwłaszcza że i tak przez ostatni miesiąc się wycierpiał… Oczywiście najpierw musiałam nakarmić jego głodne jak wilki psy, które rzuciły się na swoje miski jakby nie jadły z dwa tygodnie, a ja umyłam solidnie ręce mydłem antybakteryjnym, po czym zabrałam się za robienie naleśników.
Wyjęłam z lodówki mleko, po czym sięgnęłam po dość dużą miskę plastikową w kolorze zielonym, a następnie wlałam do niej dwie szklanki mleka. Następnie wlałam jedną szklankę wody, później dałam dwie szklanki mąki, następnie wbiłam dwa jajka, rozmieszałam, a na koniec dodałam cztery łyżki oleju oraz dodałam szczyptę soli. Ponownie to wszystko wymieszałam, a następnie położyłam na palniku kuchenki patelnię, którą zresztą niedawno kupiłam, gdyż na starej patelni zdarł mi się teflon już, a to ponoć jest rakotwórcze, więc wolałam nie psuć sobie zdrowia. Wziąwszy małą chochelkę do nabierania, powoli rozprowadziłam pierwszą i zarazem próbną część naleśnikowej substancji po patelni, a następnie czekałam by się przysmażył z jednej strony, by później go płynnie przewrócić na drugą stronę. Cóż w końcu jednak pierwszy naleśnik był nieco… rozerwany, gdyż gdy chciałam go przewróci już na drugą stronę, to mi się rozwalił, ale pierwszy raz robiłam naleśniki więc mogło się coś takiego zdarzyć prawda?
Kiedy zrobiłam już dwadzieścia puszystych naleśników, w tym samym czasie zjawił się Rafael, z którym zjadłam pyszne śniadanko, a później udaliśmy się na zakupy świąteczne, choć na niego bardzo uważałam by aby przypadkiem znowu sobie czegoś nie zrobił… Czas mijał nam naprawdę szybko i miło, nie ukrywam, bo miło jest się odezwać do kogoś albo też pooglądać z kimś film, nie będąc ciągle samym w czterech ścianach. A zwłaszcza jak wracałam z pracy! Oj ja już pamiętam jak ciężko mi było wracać do domu po ciężkich dyżurach czy to nocnych, czy też dziennych ze szpitala do pustego domu, gdzie nawet ciepły obiad na mnie nie czekał tylko jakaś parówka w opakowaniu czy też ledwie żywy brokuł w szufladzie zapomnienia. Kiedy był Rafael to zawsze czekał na mnie ciepły posiłek po pracy, jak i kiedy wstawałam, albo się do niej szykowałam, bo on musiał odpoczywać na zwolnieniu lekarskim jeszcze…
Ten czas tak szybko zleciał, że ani się obejrzałam, a musiałam wyjeżdżać do rodziny na święta, a to oznaczało że musiałam zostawić Rafaela i jego dwa zafiksowane psiaki, a sama musiałam udać się na pociąg. Rafael musiał jechać do swojej rodziny, gdyż za nim już wydzwaniali ciągle, więc musiałam sama się udać na stację pkp, lecz pożegnałam się z nim oczywiście przed wyjazdem i nawet dałam mu mały prezent do ręki, który miał otworzyć dopiero w wigilię, po kolacji wigilijnej. Miał tam między innymi ciepły szalik w kolorze szaro-czerwonym, rękawiczki i czapkę do kompletu oraz kubek z jego imieniem i napisem „Jak lekarz pije, to tylko na zdrowie”, a na środku była narysowana apteczka lekarska. Wydawał mi się to najlepszy dla niego prezent, bo zawsze marzł na dworze bo się ciepło nie ubierał, a jeśli chodzi o kubek to ostatnio przez przypadek mu się zbił i strasznie rozpaczał, dlatego miałam nadzieję że mój prezent mu się spodoba. Kiedy jechałam pociągiem, miałam wrażenie jakby część mnie gdzieś zniknęła, nie mówiąc o tym że poczucie zagubienia było jeszcze silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej kiedy mężczyzny nie było obok mnie, więc dotarło do mnie co się dzieje… Tęskniłam za nim, a rozłąka na kilka dni wydawała mi się wiecznością, lecz wiedziałam że jeszcze się zobaczymy.

Rafael?
Otworzysz prezent od niej i nie zapomnisz? Xdd
Spodoba Ci się? xdd 

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz