11 sty 2019

od Oliego cd Thomasa

Leżałem tak sobie na podłodze i podziwiałem niewielkie kupki futra, które poruszały się po płaskiej powierzchni z każdym podmuchem wiatru. Kurwa mogłem umierać. Pustka, pustka, pustka. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to się nie powinno dziać. Od kiedy przejmowałem się tym, że mnie ktoś wykorzystał? Najwyraźniej od teraz, bo coś mnie męczyło. Długa wypowiedź Thomasa wprawiła mnie w jeszcze większy mętlik. Czułem, jak zbliża się kolejna porcja poczucia winy, z którym będzie ciężko mi walczyć. Podniosłem głowę i popatrzyłem na niego z neutralnym wyrazem twarzy.
- Nie wiem okay? Nie przeszkadzało mi to wcześniej, ale teraz... On po prostu mówił takie słowa... Ja... Ja nie chcę iść do domu, bo on ma klucze. On wie gdzie, mieszkam, on wie wszystko kurwa. Jak by chciał, to podejrzewam, że znalazłby mnie w sekundy i upewnił się, że nigdy nie opuszczę jego jebanej piwnicy... W śmierci mi jeszcze nie do twarzy. Trawa nie jest zła, powinieneś sam popróbować.
- I skończyć jak ty? Podziękuję, zjebie. - Splunął w moim kierunku. Cofnąłem się i zapatrzyłem w punkt, w którym zakończyła swój lot ślina. Tkwiła na mojej bosej stopie. Wilgotna i zbita. Podniosłem wzrok na bruneta i mruknąłem cicho.
- Co? Jeszcze coś? -Zapytał i założył ręce. Pokręciłem głową. Może ja jednak powinienem wyjść? On mnie tu wyraźnie nie chciał i chyba byłem problemem. Obiecałem sobie kiedyś, że nigdy nie będę problemem, prędzej się zabiję, niż będę ciężarem. Ponownie przeniosłem wzrok na stopę i westchnąłem.
- Słucham cię? Czego ode mnie chcesz? Jak oczekujesz, że ci pomogę? - Warknął i zbliżył się lekko, popychając mnie na ścianę. Jego twarz wydawał się, płonąć z obrzydzenia i złości. Byłem aż tak obrzydliwy? Raczej nie prawda?
- Zrozumieć mnie? - wymamrotałem słowa, które pamiętałem, że do mnie wypowiedział. Chyba go to odrobinę zaszokowało, bo zamarł i cofnął odrobinę, głowę mrugając i marszcząc brwi.
- Tak -Nagle był spokojny, czemu on był spokoju?
- Chciałbym cię zrozumieć - Mruknąłem i spuściłem wzrok na jego szyję. Na niej też miał piegi. Czemu ja nie mam piegów? Lekko uniosłem dłoń, ale szybko cofnąłem swój ruch. On nie lubił dotyku w ten sposób. Zagryzłem dolną wargę i ponownie uniosłem dłoń.
- Co kurwa? - Zapytał wyraźnie zirytowany sytuacją. Sięgnąłem do jego prawej i złapałem go za rękę. Niby taki po prostu gest, ale dawał w sobie tyle oparcia. O dziwo nie wyrwał się, tylko pozwolił mi unieść nasze dłonie. Podniósł na mnie głowę i wydawał się myśleć. Delikatnie ułożyłem nasze złączone ręce na mojej piersi i odetchnąłem. To było tak dziwnie intymne, ale i ... Nie erotyczne? Taki prosty oddech na dłoni z jego strony. Bicie serca i... Puściłem rękę, ale pozostała tam, gdzie ją ułożyłem. Uniosłem głowę, ale nie złapałem z nim kontaktu wzrokowego. Patrzył na swoją dłoń i poruszał ustami, jak by coś do siebie mówił. Pochyliłem się, przykładając ucho do jego ust, starając się zrozumieć cokolwiek, ale jedyne co dostałem to podmuchy powietrza i pojedyncze kliknięcia języka.
Czy on w tym momencie mówił do siebie, czy co? Nie miałem gdzie się wycofać, byłem przyparty do muru, więc po prostu stałem tam, licząc nasze oddechy. Suma oddechów. Tyle jest podobno warte życie, sumę oddechów. Odchyliłem głowę i oparłem o ścianę za mną, przymykając oczy i po prostu tkwiąc w tej chwili. Thomas cofnął się gwałtownie. Zwróciło to moją uwagę, więc uchyliłem powiekę i leniwie przejechałem po nim wzrokiem. Był lekko skulony, ale dalej stał silnie i wyzywająco. Uśmiechnąłem się lekko i osunąłem na tyłek. Sytuacja pozostawiła nas obu bez słowa, co dla mnie nagle nie było problemem. Cisza sprzyja gojeniu się.
- Czy ty nie masz jutro pracy? - Jego słowa zniszczyły ideał tej chwili. Jutro ma pracę, ja przecież tam nie dojdę sam, no i on pewno pod nią będzie i... Ukryłem twarz w dłoniach i nabrałem powietrza. Spokój, tylko to nas teraz uratuje.
- Nie mas zmoże jutro pracy w tym kierunku co ja? -Zapytałem po chwili i opuściłem dłonie, co innego mi pozostaje? Muszę pozostać na jego łasce, bo inaczej skończę martwy za dwa tygodnie z chujem w dupie.
- Nie - Mruknął i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samego z tym całym mętlikiem. Ja pierdole, ja pierdole, ja pierdole. Ucisnąłem nasadę nosa, ale nie pomagał mi to ani trochę. Co mi pozostało? Jak on mi nie pomaga to kto? Nikt, nikt mi kurwa nie pomoże. N ślepo ruszyłem do drzwi i je sobie otworzyłem, bo ktoś chyba zapomniał o zamykaniu zamka. Powoli ruszyłem schodami w dół. Śmierć z zamarznięcia, śmierć z powodu wycieńczenia organizmu, nie wiem, co jest gorsze, ale chyba wybieram tę pierwszą opcję. Wystawiłem bosą stopę za drzwi i wsunąłem w niewielką warstwę śniegu. Jebać ten świat. Nabrałem powietrza i ruszyłem przed siebie, czując, jak zimno kuje mnie w stopy i powoli dociera do każdego zakamarka ciała. Zadrżałem i przystanąłem. Pewno wyglądam jak menel albo osoba psychiczna. Zaśmiałem się do siebie, teraz to zdecydowanie jak ktoś chory. Przystanąłem obok okna czyjegoś mieszkania i zachwiałem się. Jednak ciało pragnęło ciepła i życia. Walić to wszystko i walić tego idiotę, walić każdego, kogo znam i nie znam. Szczęka zaczęła mi latać, a usta stały się sopelkami lodu, na włosach osadziła się niewielka warstwa lodu. A no tak, minusowe temperatury wieczorem stawały się jeszcze bardziej uciążliwe prawda? Pokręciłem głową i odwróciłem się, wpadając na kogoś.
- Co do chuja? - Andrew zmierzył mnie wzrokiem i wyraźnie zamarł, widząc mój stan. Chciałem odpowiedzieć mu w jakiś inteligentny sposób, ale jedyne co wyszło z moich ust to ciche dźwięki i szczękania zębów o zęby.
<thomas xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz