12 sty 2019

Od Noah CD. Louise

       Moim oczom ukazała się ta sama, elegancka posiadłość, z której postanowiłem się jak najszybciej wynieść, kończąc jednocześnie pewien rozdział w swoim życiu. 
Wróciłem. 
Po kilku latach milczenia i uporczywego unikania znów stoję w progu dobrze znanego mi miejsca, surowym spojrzeniem mierząc uważnie każdy mebel, obraz na ścianie, czy ozdobę, która przypominała mi poszczególne momenty dzieciństwa. 
Pojawienie się tutaj było dla mnie prawdziwym wyzwaniem, gdyż ponownie poczułem się niczym mały, zbłąkany chłopiec. Wszystkie elementy tego domu, a nawet ten charakterystyczny zapach, który się tu unosił, zadawał mi tak mocny cios wspomnień, że czułem autentyczny ból głowy i duszący ucisk w klatce piersiowej. 
Przymknąłem za sobą drzwi i zdjąłem elegancki płaszcz, który zdążyłem nabyć przed świętami, odsłaniając jednocześnie swoją idealnie wyprasowaną koszulę i dobrany do koloru oczu, kasztanowy krawat. 
Po chwili, bez zbędnego pośpiechu, włożyłem dłonie do kieszeni i oparłem się o ścianę, mierząc wszystkich obojętnym spojrzeniem. Wujaszek Arthur razem z jego żoną, Gavin – szczerzący się do mnie w szczerym uśmiechu oraz Jason, który pomachał mi nieśmiało z policzkami pełnymi jedzenia. 
Oto moi kuzyni, których mogę nazwać własnymi braćmi. 
Mój wzrok kontynuował podróż i skierował się na drugą stronę stołu, która nie była już tak ciekawa. William Brown z zaplecionymi na klatce piersiowej rękoma, który zerkał na mnie ukradkiem, udając, że nie istnieję oraz Aaron, wyjątkowo pochłonięty rozmową z… Louise. 
Rozumiem. 
Czyli to jest ta „impreza”, o której mówiła. 
Poczułem tępy ból z tyłu głowy, który był wywołany nadmiarem skrajnych emocji. Nie zważając na dyskomfort, zmarszczyłem brwi, patrząc na rudowłosą, która usilnie unikała kontaktu wzrokowego. 
Moje szczęście zaczyna stawać się moją klęską. 
Gdy zdążyłem przeanalizować twarze wszystkich gości, oderwałem się od ściany i ruszyłem w kierunku stołu, jednak niespodziewanie poczułem mocny uścisk na swojej szyi. 
Momentalnie wyrwałem się do tyłu, ale gdy zobaczyłem przed oczyma własną matkę, która od zawsze pokładała we mnie nadzieję, odwzajemniłem gest, zamykając ją w bardzo ciasnym uścisku. 
— Synku, jak dobrze, że jesteś. — zmierzwiła mi moją idealnie ułożoną grzywkę, po czym złożyła na mym czole troskliwy pocałunek, sprawiając, że większa część stresu spowodowanego spotkaniem zupełnie wyparowała. 
— Tęskniłem. — spojrzałem w jej brązowe oczy, [które swoją drogą po niej odziedziczyłem] i odnalazłem w nich coś, czego nie widziałem przez lata. 
Matczyna miłość. 
— Will, chodź przywitać się z Noah. — machnęła ręką do mego ojca, a ten po dłuższej chwili wyszedł zza stołu, po czym obrzucił mnie obojętnym spojrzeniem i uścisnął mi dłoń, a następnie bez słowa odwrócił się i ruszył w kierunku krzesła. 
Nie widzieliśmy się przez kilka lat, a potrafi wysilić się jedynie na formalne, bezuczuciowe ściśnięcie ręki. Czegoż innego mogłem się spodziewać po własnym ojcu? 
— Chodź, usiądźmy. — Rebecca pchnęła mnie delikatnie w kierunku stołu, niczym zagubionego chłopca, który nie wie, co ma ze sobą zrobić. 
Zająłem najlepsze z możliwych miejsc. Po mojej lewej stało wolne krzesło, a po prawej siedziała Louise, nadal nie zwracając na mnie większej uwagi. 
— Ktoś jeszcze przyjdzie, czy to już wszyscy? — zapytałem, kładąc łokcie na stole. 
— Chloe jest w toalecie. 
— Chloe?! — wydałem z siebie entuzjastyczne pytanie, ukazując swoje niedowierzanie. 
Jak wiecie, mam wiele tajemnic i nie należę do tego typu ludzi, z których da się wyczytać wszystko jak z otwartych książek. Można się jednak domyślić, że od młodości zawsze preferowałem towarzystwo Gavina i Jasona, ale z czasem do naszej męskiej paczki doszła Chloe, którą znam już od kilkunastu lat z naszej dawnej, szkolnej klasy. Muszę przyznać, że nie widziałem jej od czasu mojej przeprowadzki i cholernie się za nią stęskniłem. 
Czym prędzej zalała mnie fala wspomnień, w których to usilnie próbowałem zwrócić na siebie uwagę dziewczyny, ciągnąc ją za warkoczyki i podkładając jej nogi. Na myśl o swoim zachowaniu, na moją twarz wkradł się lekki, wręcz niezauważalny uśmiech. 
— Co ona tu robi? — skierowałem pytanie do Jasona, który patrzył z bezradnością na tacę wyłożoną ciastkami. 
— Niedawno przeprowadziłem się razem z nią do Avenley. Mieszkamy naprzeciwko siebie w jednym z bloków, a jako iż nie miała planów na Wigilię, stwierdziłem, że nie może zostać sama i zaprosiłem ją tutaj. 
—Noah! — z rozmowy wyrwał mnie wysoki, pełen entuzjazmu, kobiecy głos. 
Czym prędzej zerwałem się z krzesła i potruchtałem w jej kierunku, zamykając ją w mocnym uścisku, z którego nie zamierzałem jej wypuścić. 
— Moja mała Chloe! — nie mogłem się na nią napatrzeć. Bordowa, obcisła, a zarazem elegancka suknia ciągnęła się do samej ziemi, podkreślając jej piękną figurę. 
— Mój wielki Noah?! — roześmiała się, po czym ucałowała mnie kilka razy w policzek, na co lekko się zarumieniłem. 
— Wypiękniałaś. — mój wzrok utkwił na jej życzliwych oczach, które patrzyły na mnie z tym samym blaskiem, co kilka lat temu. 
— A ty wyprzystojniałeś. — uniosła dwukrotnie brwi, po czym przejechała dłonią po moim policzku, delikatnie się uśmiechając. 
— No, no. Nie słodź mi tak, bo zaraz dostanę cukrzycy. — wypuściłem ją z objęć, po czym posłałem jej szelmowski uśmiech. 
Ona mnie zmieniała. Pozwalała mi odkrywać nowe wersje siebie, w których byłem kimś więcej niż gderliwym, niezadowolonym z życia nieudacznikiem. 
— Oj, Noah. — zachichotała, obrzucając Louise zdezorientowanym spojrzeniem. — Wiesz może, kim jest ta rudowłosa? Czyżby Aaron znalazł sobie jakąś kobietę na związek dłuższy niż jedną noc? — wydała z siebie paniczny rechot, kładąc dłoń na moim ramieniu. 
— Tak się składa, że to moja dziewczyna. — podrapałem się po głowie z zakłopotaniem, patrząc na Louise, która ze sporym zainteresowaniem prowadzi dialog wraz z moim bratem. 
— To dlaczego nie przyjechałeś z nią? 
— Długa historia. 
— Opowiadaj, mamy czas. — pociągnęła mnie za rękaw od koszuli i rozsiedliśmy się na sofie, wykorzystując czas, który pozostał do rozpoczęcia Wigilii. 
— Okłamała mnie. Powiedziała, że idzie na imprezę, a przyjechała tutaj razem z Aaronem. 
Chloe otworzyła szeroko oczy w niedowierzaniu. 
— I nie jesteś zdenerwowany? 
— Oczywiście, że jestem. Mam ochotę uderzyć z pięści Rona, ale nie zamierzam psuć panującej tu atmosfery. 
— Dupkowaty prezes nie nauczył się jeszcze, że są kobiety, z którymi nie ma prawa flirtować. 
— Też tak sądzę. — wydałem z siebie smutne westchnienie i objąłem Chloe, chcąc zatrzymać ją przy sobie. — A co u ciebie? 
— Szkoda gadać. Mieszkam w ciasnym bloku, pracuję w jakiejś spelunie, która serwuje przeterminowane jedzenie i oferuje taką wypłatę, że ledwo wiążę koniec z końcem. 
— Jakbyś czegokolwiek potrzebowała, to mów. Mogę użyczyć ci mieszkania lub trochę pieniędzy. 
— Dziękuję, Noa. — wstała, a po chwili pociągnęła mnie za rękę w kierunku krzeseł i zajęła puste miejsce po mojej lewej stronie. 
             Na stole pojawiły się już wypełnione jedzeniem talerze, twarz Aarona przybrała rumieniec pijaczyny, a goście chichotali, z niecierpliwością oczekując na moment składania życzeń i rozpoczęcie kolacji. 
— Moi drodzy… — niski, nieco zachrypnięty głos sprawił, że w całej jadalni zapanowała głucha cisza. — chciałbym wznieść toast, powstańmy! — Aaron poderwał się z krzesła, po czym objął Louise w talii i przyciągnął ją do siebie, co sprawiło, że zawrzałem od środka. 
— Co on odpieprza? — usłyszałem cichy szept Chloe, która z dezaprobatą patrzyła na mojego starszego brata. 
— Ten dzień jest wyjątkowy. Nasza rodzina zebrała się w całej swojej okazałości po tylu latach rozłąki. Wreszcie możemy świętować razem i cieszyć się swoim wzajemnym towarzystwem, którego tak długo wyczekiwaliśmy. Opijmy także przybycie nowej osoby – Louise, która bez wątpienia nie umknęła wam w tłumie gości, gdyż swoją urodą przyciąga wzrok każdego. Za nas wszystkich! — podniósł kieliszek, lekko się chwiejąc, a jego gest powtórzyli wszyscy goście, wesoło klaszcząc. 
— Twój nieszczęsny braciszek chyba za dużo wypił. — Chloe nachyliła się w moim kierunku, marszcząc z niezrozumieniem brwi. — Popatrz, jak się do siebie przymilają. Noah, lepiej zareaguj, zanim będzie za późno. 
Odwróciłem głowę w kierunku przyjaciółki i posłałem w jej kierunku grymas wypełniony po brzegi smutkiem. 
Ufam jej.

Lou, domyślasz się, co kombinuję? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz