„Mam nadzieję, że to przemyślisz i będziesz moją deską ratunku, bo się zatracam, Odette.”
Poruszyłam się niespokojnie na łóżku.
Zmięłam pościel w dłoni, zacisnęłam kurczowo powieki.
„Będziemy jadać razem kolacje, cokolwiek będziesz chciała, oglądniemy od czasu do czasu jakiś film, porozmawiamy.”
***
Otrzepałam buty z ponad kilograma śniegu, po czym wkroczyłam powoli do ogromnego wieżowca. Im bliżej windy się znajdowałam, tym stres jeszcze szybciej wyżerał wszystkie organy w moim ciele. Był jak prawdziwy pasożyt, niepozwalający na pozyskanie choć odrobiny szczęścia z podjętych decyzji.
Czy one były prawidłowe?
Mogłam zrobić coś lepiej?
Te uczucie bezsilności męczyło. Ciągle męczyło, a mózg nawet nie szukał odpowiedzi na żadne z pytań. Serce również okazywało się zbyt głupie ― spowodowało tyle niezapowiedzianych rzeczy, a teraz milczało, jakby przestając bić swoim rytmem.
Stanęłam przed odpowiednimi drzwiami, już miałam pukać, gdy stres ponownie uderzył ze spotęgowaną siłą. Oddech diametralnie się ukrócił. Uciekał mi. Ostatkami sił po prostu postukałam piąstkami w drzwi, a widząc potem twarz Aarona, zabarwioną kompletnym zdziwieniem, nie było już odwrotu i organizm sam z siebie zmusił się do zachowania względnego spokoju.
Milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Nasze oczy wpatrywały się w siebie bez reszty, nawet nie wiedząc, co chcą sobie przekazać.
- Nie chcę wynagrodzenia ― zaczęłam, a po chwili doszłam do wniosku, że powiedzenie tego na wstępie na pewno nie było dobrym posunięciem. Typowa blondynka. ― Po prostu... nie chcę, żebyś się zatracił. Może nie zdradzasz wielu rzeczy o sobie, może nigdy tego nie osiągnę, ale wiem, że nadgodziny, praca i alkohol są przykrywkami, pod którymi chcesz zakryć samotność. ― Zrobiłam krok w przód i spojrzałam mu bezwiednie w oczy. Ba, nawet nad tym nie zapanowałam, błękit sam przyciągnął mnie do siebie. ― Chcę żebyś z tym skończył i był... jakkolwiek szczęśliwy. Zależy mi na tym, bez względu na błędy, które popełniłam.
Zaraz się uduszę.
Gorąc niemal rozpalał mnie od środka w oczekiwaniu na odpowiedź. Czas tylko się dłużył, a nagle stanął, kiedy Aaron w końcu wykonał ruch. Zatrzymał dłoń tuż na moim ramieniu oraz posłał mi delikatny uśmiech, który mógł wyrazić wszystko, czego słowa nie były nawet w stanie.
- Cieszę się, że podjęłaś tę decyzję, Odette. Zrobię wszystko, byś tego nie żałowała.
- Ja cieszę się, że dostałam możliwość zdobycia przebaczenia. ― Oddałam delikatny, nieśmiały uśmiech. Aaron wprowadził mnie do przestronnego salonu i wykonał gest, bym usiadła na kanapie.
- Jestem zimnym dupkiem, temu nie da się zaprzeczyć, ale nie potrafiłem być obojętny na to, że wtedy chciałaś wyjść ― odparł, prawdopodobnie godząc się ze świadomością, że wczoraj wyciekło z niego zbyt wiele. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale poczułam przyjemne ciepło gdzieś po lewej stronie klatki piersiowej.
- Ale najbardziej chyba chcę ci pomóc.
Mężczyzna odwrócił wzrok, chyba nie chcąc więcej poruszać tematu swoich emocji czy problemów. Dobrze wiedział, jak jest i czułam, że nie na rękę było mu mierzyć się z nagą, mroczną prawdą.
- Nie mówmy już o tym, dość. ― Mówiłam, że to prawda? ― Może łyka brandy?
- Alkohol? ― Podniosłam brew w lekkim podziwie, dokładnie przypominając sobie jego wzmiankę o alkoholu. Miałam go powstrzymywać.
- Jeden kieliszek mojej małej brandy po ciężkiej pracy to dobre wynagrodzenie, nieprawdaż?
Stanęłam przed barkiem, blokując rękę mężczyzny, która właśnie sięgała do drzwiczek. Rzuciłam mu wesoły uśmiech, który spotkał się z niezrozumieniem na jego twarzy.
- Może brandy będzie lepsza jako dodatek do dobrej kolacji? ― Brzmiało to jak czysta propozycja. Pochwycił ją bardzo szybko. ― Przecież nie muszę się od razu zmywać. ― Mój wzrok obrzucił krótką uwagą rozświetlone nocą miasto za dużym oknem. Potem wrócił do niebieskich tęczówek przepełnionych płytko skrywaną aprobatą.
- Dobry pomysł. Daj mi moment, zadzwonię po służbę. Przygotuje nam cokolwiek będziesz chciała. ― Wyciągnął telefon, jednak w okamgnieniu znalazł się on w moim uścisku, schowany za plecami, czemu towarzyszył mój szeroki uśmieszek. ― Odette? ― Zmarszczył nieznacznie czoło.
- Sami ją zrobimy.
Pociągnęłam go za nadgarstek, wędrując prosto do kuchni, w której jeszcze niedawno Jaime roztłukła szklankę w wybuchu frustracji. Wyrzuciłam te wspomnienie w głęboką otchłań niepamięci, nie chcąc, by właśnie w tej chwili przejęła mój umysł.
- Jeśli myślałeś, że będzie ci łatwo ze mną w jednym mieszkaniu, to się myliłeś. Mam zajmować ci czas? Proszę bardzo. ― Na mojej twarzy wymalował się zadziorny uśmiech. ― Ale to ci będzie przeszkadzać. ― Zbliżyłam się i chwyciłam za jego krawat, jednak zamiast mu go poprawić, jak to miałam w zwyczaju, oddzieliłam go od eleganckiego stroju oraz położyłam na wyspie kuchennej. Oto zapoczątkowanie zmian.
Aaron? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz