Następne pięć dni przeleciały spokojnie i bardzo szybko. Spędziłem je z kumplami i wymyślaniem nowej muzyki, zagraliśmy w jednym klubie, pojechaliśmy na imprezę… rutyna wróciła. Wydawało się, że nic już jej nie mogło zmącić. Może i była „dość nudna”, ale bezpieczna. Oli się nie odzywał, czego nie traktowałem jakoś poważnie. Może się mną znudził, albo znalazł sobie w końcu kogoś. Po za tym jaki był sęk w dalszym spotykaniu się? Żeby tylko wypić, albo pofilozofować nad tym, jakie to życie jest głupie i beznadziejne? Wolałem swoją rutyną.
Gdy wróciłem do domu i zmieniałem kotu żwirek, zadzwonił telefon. Nie miałem pojęcia kto to, wyświetlił mi się nieznany numer. Z niechęcią odebrałem.
- Halo? - w odpowiedzi coś zaszumiało. - Halo? - powtórzyłem.
- Thomas? - usłyszałem cichy, lecz piskliwy głosik. - To ty? - po tych słowach rozpoznałem w nim Oliego.
- A kto inny. Co chcesz? - zapytałem.
- Przyjedź po mnie – dopiero wtedy wyczułem w jego głosie płacz.
- Jestem zajęty – odpowiedziałem, podnosząc się z klęczek. Jego głos nie wróżył nic dobrego, a przyjaciel zabronił mi pakowania się w jakiekolwiek problemy (w tej chwili zaznaczył, że chodziło o chłopaka).
- Przyjedź! - krzyknął drżącym głosem.
- Co się stało?
- Po prostu przyjedź i mnie stąd zabierz! Już! - przez chwilę milczałem. Odmówić pomocy? Nie potrafiłem.
- Gdzie jesteś?
- Nie wiem – załkał. Chwyciłem w tym czasie kluczyki i kurtkę.
- Jak to nie wiesz.
- No ku*wa nie wiem gdzie jestem! - wyszedłem z mieszkania.
- To znajdź mi coś charakterystycznego, bo kur*a nie wiem gdzie mam jechać – byłem już w windzie i cała moja droga, zajęła mu znalezienie czegokolwiek.
- Jestem na ulicy Trauguta.
- Dobra, jadę – rozłączyłem się, wsiadając na motor. Znałem tą ulicę, na niej miał odbyć się pokaz, w którym miałem wziąć udział za trzy dni. Nie czekając ani chwili dłużej, ruszyłem w tamtym kierunku. Po dwudziestu minutach byłem na miejscu, a kolejne pięć zajęło mi znalezienie chłopaka, który stał na przystanku autobusowym. Zatrzymałem się i spojrzałem w jego mokre oczy. Nic nie mówił, tylko podszedł. Był ubrany w jakieś dresy i stary za duży podkoszulek. Nie było mu zimno?
- Co się stało? - nie odpowiedział, wbił tylko wzrok w ziemię. - Ehh… wsiadaj – powiedziałem wiedząc, że teraz się od niego niczego nie dowiem. Czyżby znowu trafił na kogoś, kto się w nim zabujał? Oli posłusznie usiadł na motorze, a ja mu dałem kask. Niezgrabnie próbował go zamknąć, dlatego musiałem go wyręczyć. W końcu wsiadłem na motor i ruszyłem do przodu. Chłopak mnie objął i czułem, jak dosłownie się we mnie wtula. Niestety to nie ułatwiało jazdy. Strasznie się bujał na boki i wiercił, musiałem stanąć. - Przez ciebie wylądujemy na ulicy – mruknąłem. - Suń się do przodu – rozkazałem. Dalej milczał, co stawało się coraz bardziej niepokojące. Co mu się mogło przydarzyć? Usiadłem za nim, on niestety był wyższy, przez co musiałem zaglądać mu przez ramię, gdzie jadę. Dobre tyle, że sięgałem do kierownicy. Jednak nim ruszył, spojrzałem na jego gołe ramiona. Zdjąłem swoją kurtkę i mu ją nałożyłem. - Postaraj się usiedzieć – mruknąłem i ponownie ruszyłem. Ściskałem go z obu stron ramionami, by mi nie spadł, wyraźnie nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu. Gdy miałem skręcić w kierunku jego domu, stanowczo zaprotestował. Nie zostało mi nic innego, jak zawiezienie go do mojego domu. Nie wyglądał dobrze, a smród seksy i potu, jaki od niego czułem, gdy wciskał się w mój tors, był nie do wytrzymania. Droga zajęła mi piętnaście minut dłużej, a gdy dotarłem na parking, pierwszy raz byłem szczęśliwy, że zsiadłem z pojazdu. Oli dalej milczał, na szczęście kontaktował. Ruszyliśmy do bloku, wpuściłem go do windy.
- Możesz mi powiedzieć, co ci jest? - zapytałem w końcu. To wszystko było bardzo podejrzane, nie byłem pewny, czy chciałem się w to mieszać, ale taki widok Oliego, przyprawiał mnie o… smutek.
- Nic – mruknął. Przewróciłem oczami widząc, jak sięga drżącymi rękami do kieszeni.
- To po co dzwoniłeś? Nie mogłeś sam wrócić? - zapytałem. Wyciągnął papierosa i zapalniczkę.
- Nie, ten zjeb mi nie dawał… nie dawał mi wyjść, okey? - warknął i próbował zapalić papierosa, ale mu przeszkodziłem. Zabrałem oba przedmioty.
- No i co dalej? - chciałem wiedzieć, ponieważ dalej go nie rozumiałem.
- I... a zresztą, co cie to obchodzi?! Oddaj to kurwa – zabrał mi z rąk papierosa, podpalił i się zaciągnął. Dłonie trzęsły mu się okropnie, jakby dostały epilepsji.
- Zadzwoniłeś po mnie, więc to mnie obchodzi – zabrałem śmierdzącego papierosa i go zgniotłem. - Mogłeś zadzwonić do innego przyjaciela – stwierdziłem.
- Po kogo Nie mam tu nikogo kurwa. Jedyne osoby jakie mam to ty i ten typ, którego nie chcę więcej widzieć. Kurwa dwa dni, dwa dni u niego w domu. Nie pozwalał mi nawet wyjść z jebanego pokoju – wyciągnął kolejnego papierosa i szybko zapalił.
- Nie pal, nienawidzę tego smrodu – gdy chciałem mu zabrać to gówno, uderzył mnie w tors.
- Pieprz się – za ten czyn uderzyłem go ramię. Gdy się odwrócił, chwyciłem za rękę i wygiąłem za jego plecami. W tym stanie był łatwiejszy do pokonania. Wyrzuciłem mu z ust papierosa. Winda się zatrzymała, a ja trzymając go w ten sposób, zaprowadziłem do swojego domu. Spotkałem sąsiadkę, która wlepiła w nas swe zdziwione i ciekawskie spojrzenie. Otworzyłem drzwi, zauważając, że nawet ich nie zamknąłem na klucz. Potem popchnąłem go na ziemię. Upadł na kolana.
- Jak jeszcze raz zapalisz, odstawię cię tam, gdzie cię znalazłem – mruknąłem zamykając drzwi. Nagle usłyszałem, jak Oli zaczął płakać, przynajmniej tak mi się wydawało. - Co ci zrobił? - zapytałem prosto z mostu, stojąc nad nim jak kat.
- Nic, na co bym mu nie pozwolił parę dni temu, ale teraz już bym zabronił – odpowiedział.
- To co? Znudziło ci się ruchanie, bo nie rozumiem – wstał na chwiejnym nogach i spojrzał na łazienkę.
- Może go nie chciałem przez ostatnie dwa dni? - nagle wszedł do łazienki i nim zdążyłem dotknąć klamki i go z niej wywalić, usłyszałem, jak się zaklucza. - Ale słowo „nie” najwyraźniej nic nie znaczy – jeszcze usłyszałem, ale kolejnym słów, jakie sobie mamrotał pod nosem, nie usłyszałem. Usłyszałem za to, jak napuszcza wodę do wanny.
- Ej! Wyłaź mi stamtąd! To nie jest żaden hotel! - waliłem w drzwi.
<Oli?>
+10
+10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz