Parsknął śmiechem, a na serduszko zrobiło się odrobinę cieplej.
Kto by pomyślał, że w umyśle Antoniego Watsona kiedykolwiek pojawi się takie stwierdzenie. Chyba wraz z postępującym wiekiem robiłem się coraz bardziej rozmemłany.
— Coś ty. Te dwa pierwsze, to jeszcze przejdą i coś tam się ogarnia. — Pokiwałem głową, pochylając się odrobinę do przodu, jakby wyciągając się, by jeszcze lepiej słyszeć jego słowa, widzieć oczy. Oparłem łokcie o kolana, a brodę o dłonie. I może wyglądało to trochę infantylnie. Ale tylko trochę, a przy tym przy Nivanie Oakleyu mogłem sobie na to pozwolić. — A na sylwka co dobierać, jak znowu go przesiedzę w domu? — Przerwał na chwilę i, och, to zabrzmiało naprawdę nędznie, jak na niego. Zmarszczyłem czoło, może i myśląc ciut więcej, niż przed chwilą. — Ależ ja się zestarzałem, kiedyś nie było opcji, żebym nie okupował jakiego klubu, a teraz? Adam, jak mi już serio chyba w krzyżu łupie.
I tym razem to ja wybuchnąłem szczerym śmiechem, ostatecznie decydując się na zeskoczenie z blatu i podejście do mężczyzny, by pochylić się nad tym nędznym jestestwem, marną istotą bez żadnego żaru w duszy.
— Jak w krzyżu ci łupie, to może nie chodź jednak do tych klubów, bo jeszcze coś ci strzeli, a ja nie mam zamiaru przybywać na ratunek na białym koniu — stwierdziłem, uśmiechając się szerzej i pokazując już nie tak białe, prędzej żółte od tytoniu, zęby. — Zawsze możesz wpaść do mnie, całe mieszkanie wolne, trochę alkoholu pewnie się znajdzie. No i wtedy już będziesz musiał się ładniej wystroić — dodałem, w końcu decydując się, by przysiąść się na kanapie, a następnie przesunąć zgrabnie dłonią po jej oparciu w jego kierunku. — Papierosy też się znajdą. I nachosy z serem, bo to moje danie popisowe. — Podniosłem dosyć sugestywnie brwi, chcąc przekazać, że prawdopodobnie nie przyjmuję żadnych odmów. — A do klubu też zawsze można wskoczyć. Może nie potańczyć, ale nawet muzyki posłuchać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz