1 sie 2018

Od Althei C.D Lucia

    - Doskonale to wiem – szepnęłam cicho, widząc jak zadarła głowę ku górze i ukazała mi pełne łez spojrzenie, które nie różniło się wiele od mojego.
    Nie musiałam nawet dotykać policzków, by czuć znaczne napuchnięcie. Szukałam w sobie choć najmniejszej namiastki siły, jaką mogłabym wykorzystać w starciu przeciwko bolesnym myślom. Narastały w moim wnętrzu razem z wieloletnią nienawiścią, która zyskała nowy poziom wraz z dzisiejszym odkryciem. Nadal uciekałam wzrokiem po kątach pokoju tak, jakbym zaraz miała przekonać się, że koszmar się skończył. Że obudziłam się właśnie z niezwykle realistycznego, złego snu, o którym zapomnę przy najbliższej kolacji z Lucią, ale wszystko działo się dalej. Bez mojej kontroli, bez żadnych ograniczeń. Patrząc na kopertę z pieniędzmi,  modliłam się w duchu, że gdy tylko mrugnę powieką, zniknie ona wraz z całym zamieszaniem. Nie chciałam w żaden sposób czuć się związana z tak wyrodnym ojcem. Okropny ból bezustannie atakował moją głowę w przemyśleniach. Lucia nigdy nie powinna zrzucać na siebie ciężkiego kamienia winy, to ojciec i jego słabości były przyczyną życia, do jakiego świadomie nas zmusił. To musiało być świadome. Wystarczyło pomyśleć choć pół minuty dłużej, by dojść do wniosku, że stara, schorowana kobieta nie poradzi sobie w końcu z utrzymaniem dwójki dzieci. Ale egoista nie mógł na to, do diabła, wpaść.
    Resztę dnia starałam się zbytnio nie przeciążać – zrobiłam to tylko dla Lucii, która mnie o to wyraźnie prosiła. Wciąż pamiętam, jakimi wyolbrzymionymi formami przemęczenia i przepracowania we mnie rzucała. Ograniczyłam się do uzupełnienia miski Ducha, który co jakiś czas skamlał, był bez energii zupełnie jak my. Atmosfera przytłaczała każdego i nie mogłam więcej na to patrzeć.
    - Mam pomysł. – Otarłam mokre policzki wierzchem dłoni. Rzadko, naprawdę rzadko kiedy płaczę.
    Lucia z zainteresowaniem podniosła na mnie wzrok, przestając krajać kurczaka na dzisiejszą kolację.
    - Jaki pomysł? – Zmarnowany głos wręcz dźgnął mnie w serce.
    - Wyjdźmy na spacer i się przewietrzmy. – Od razu, bez zbędnej gadaniny, wręcz przymusiłam do tego obie istotki, z którymi mieszkam. Przypięłam smycz do obroży Ducha, delikatnie ciągnąc go do momentu, aż biedak wstał i zaczął machać ogonem.
    - Spacer? W sumie… – Odłożyła nóż, który odbił się słabym blaskiem. – Ale daj mi się ogarnąć.
    Pokiwałam głową z lekko wymuszonym entuzjazmem. W końcu musiał wejść kiedyś w krew.
    Po paru minutach już byłyśmy poza bramą. W lekkich promieniach słońca powiodłyśmy chodnikiem wdłuż bramy. Gałęzie obrośnięte liśćmi nieraz złamały światło, które wykonało prostą drogę do moich oczu i je podrażniło.
    - Gryzie mnie jedno pytanie. – Podałam Lucii smycz, bo widocznie o to prosiła. Duch miał już w sobie więcej psiej ciekawości i zaczął z ochotą sikać na wszystko, co znalazł podczas wycieczki.
    - Jakie? – Dziewczyna podniosła leniwie wzrok. Była wręcz wyprana z emocji, co zaniepokoiło mnie niemal natychmiast.
    - Chciałabyś dać szansę ojcu? – Westchnęłam głośno. Powiedz nie, powiedz nie, powiedz nie. Rozbrzmiewało w mojej głowie bez przerwy niczym nieskończone echo. Wiele moich decyzji jest dzielone przez Lucię, więc teraz nie mogło być inaczej.
    Jej reakcja była teraz najważniejszym, na co czekałam. Wpatrywałam się w nią dosyć dyskretnie, ale jednocześnie próbowałam zachować względny spokój. Otwierała usta powoli, które składały się na słowa i w końcu usłyszałam. Ale nie to, co chciałam.
    - Nie wiem. – Blisko, a jednak daleko. 
    - Ale jak to nie wiesz? – Zamrugałam nieco skonsternowana tą odpowiedzią. Lucia wyglądała mi na zupełnie wyczerpaną dzisiejszą sprawą i lada moment doszło do mnie, że po prostu nie powinnam jej tak naciskać. Temat ojca nie może być znów najważniejszy. Twarz dziewczyny od momentu poznania prawdy wydawała się zblednąć przynajmniej dwukrotnie. – Przepraszam. – Dodałam szybko.
    - Za co? – Jej oczy wyrażały zupełne pytanie.
    - Za to, że naciskam. – Moja ręka mimowolnie powędrowała na jej plecy po to, by przyciągnąć siostrę zaraz do siebie. – Nie będę już o to pytać. I nikt nie dołączy do naszego życia – odparłam z przekonaniem w głosie, jednakże Lucia szybko mojego entuzjazmu nie podzielała, wyczuwając, że nie był tak szczery, na jakiego go malowałam. Jak my się dobrze znałyśmy.
    - Ufam ci jak nikomu innemu, Al. – Czułam, jak dziewczyna przytula się do mojego boku. Odetchnęłam wtedy głośno, wiedząc, że nigdy w życiu nie pozwoliłabym skrzywdzić mojej rodziny. Lucii i Ducha. Nie było siły, która mogłaby to zmienić.
    - To zaszczyt, młoda – przyznałam z uśmiechem malującym na mojej twarzy pełny wyraz zadowolenia. – Niemniej… mam do pogadania z tym facetem. Zareagowałam ostro, musiałam, ale trzeba postawić sprawę jasno.
    - Co masz na myśli?
    - Chcę, żebyśmy żyły na jakimś poziomie. I on nam w tym pomoże. – Gdybym nie miała dłoni zajętych obejmowaniem siostry, pewnie przetarłabym je niczym prawdziwy złoczyńca, a za mną pojawiłyby się pioruny. No pewnie. 
    Lucia natychmiast zmarszczyła brwi, co pozwalało mi stwierdzić, że nie zgadza się ze mną.
    - Ale tak nie można robić… do tej pory dawałyśmy sobie radę. Zostawmy go w spokoju, a on zostawi nas. – Zupełnie nie rozumiałam jej podejścia. Do tego te „dawałyśmy sobie radę”. Cholera, co ja bym dała, żeby uniknąć paru rzeczy, by nadal nam się udawało. Nie miałam więcej ochoty ich powtarzać i czułam, jak na mojej twarzy nieoczekiwanie kiełkuje irytacja.
    - Owszem, można. – Mój głos stał się chłodniejszy. Ten człowiek skazał nas na to wszystko i nie zamierzałam puścić tego w niepamięć akurat wtedy, gdy chciał nas znaleźć. Co prawda, mówiono o paru latach szukania, ale ta świadomość wydawała mi się wręcz pusta i bezwartościowa. – Nie odpuszczę szybko.
    ***
    Po powrocie do domu, szybko zniknęłam stamtąd jeszcze raz, ale pod wymówką wyjścia do sklepu. Wiedziałam, że Lucii nie spodoba się to, co chciałam zrobić, więc dlaczego w ogóle miałabym mówić? Próbowałam zadbać o dobro naszej rodziny, potrzebowałyśmy tego obie. Mimo iż wiedziałam, że muszę się ograniczyć bądź zatrzymać w swoich działaniach, to nieustannie czułam jak dziwna siła popycha mnie do przodu. Mówi: „rób to dalej, wiesz, że to właściwe”. Ten nieznajomy głos nie zamykał się ani na chwilę i wbrew wielu wątpliwościom po prostu wprowadzał mnie w dziwny trans. Musiałam wyciągnąć jakieś korzyści z tylu lat, kiedy nie obchodziło go to, czy żyjemy. I to była myśl o najsilniejszej mocy. Czułam, jakbym miała pełne prawo do wyrządzenia wielu krzywd temu człowiekowi. A tak nie było. Podsumowując: przed chwilą spotkałam się z ojcem. Wykorzystałam go do tego, by zdobyć kolejne pieniądze i przynajmniej udałam, że rozważamy jakikolwiek kontakt z nim. Mężczyzna łapał wszystko tak, jakby naprawdę mu zależało, nie odmawiał, ani nawet nie próbował mi się sprzeciwić. Co za biedny człowiek, którego złapała w sidły taka mściwa wiedźma. 
    Do domu wróciłam późnym wieczorem. Zdjęłam kaptur i rzuciłam kopertę na stół.
    - Wróciłam.
    Zamierzałam być szczera wobec siostry, która nagle odwróciła głowę w moją stronę.

[Lucia koteczku?]


+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz