Odwrócił wzrok ze skruchą, a mi pozostawało tylko zwycięsko uśmiechnąć się pod nosem i wziąć kolejny łyk swojej cudownie rozgrzewającej tego wieczora whisky. Przynajmniej to.
— Wiesz, ja marnuję się, pomagając ciociom Marysiom, którym wyskoczyła reklama durszlaków, które dopiero co przeglądały — mruknął cicho, a ja w odpowiedzi parsknąłem śmiechem, bo w sumie zawsze był w to dobry. Co prawda widziałem go przy trochę ambitniejszych projektach, no ale cóż, siebie przy dzieciakach też nie widziałem, a proszę, jak to się skończyło. — Myślą, że ktoś siedzi w komputerach i je podgląda.
Pokiwałem głową, ponownie wzdychając. Odstawiłem delikatnie szklankę na blat, a następnie zastukałem kilka razy palcami o drewno, zastanawiając się, co dalej.
Bo przecież tamtego dnia chciałem mu tyle powiedzieć. Wygarnąć. Ba, prawdopodobnie i pierwszy raz od jakiegoś dłuższego czasu ubrudzić sobie trochę ręce. Po prostu wykrzyczeć mu prosto w twarz, jak bardzo zranił, jak porządnie wkurwił i ile stresu mi przysporzył, ile nieprzespanych nocy przyszło mi przeżyć, właśnie przez niego.
A teraz? A teraz siedzieliśmy w jakimś obskurnym barze, w tej naszej chłodnej ciszy, popijając powoli złoty alkohol, który zamiast rozgrzewać, powoli zaczynał parzyć, bo tak łatwo mógł rozplątać język.
Przymknąłem oczy i przygryzłem policzek, ciut się powstrzymując.
— Wiesz, że zostawiłeś połowę paczki swoich fajek? Jedną wypaliłem, resztę dalej gdzieś mam — oświadczyłem, zdając sobie sprawę z tego, że jak ojciec miałem dziwne zapędy do kolekcjonowania rzeczy.
Oj, schodziliśmy na złe tory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz